Bez kategorii
Like

Ostrożny marsz. 10.04.2010

11/04/2011
413 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
no-cover

10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu: słońce, wiatr i trzy setki czarnych gliniarzy z oddziałów prewencji.

0


Pod kościołem Karmelitów stoi długa kolumna policjantów w czarnych uniformach. Ustawieni się trójkami, dwa, cztery, sześć…,dwadzieścia szeregów, dwadzieścia trójek. To odwód dla tych którzy stoją przed pałacem prezydenckim, i za barierkami przed kościołem, obok wozów strażackich i karetek. Tych jest pewnie ze dwie setki. Nie sposób niczego wyczytać z ich twarzy, można jedynie stwierdzić, że od roku 1981 trochę się te twarze jednak zmieniły na lepsze. W oczach nie ma już strachu. Patrzą po prostu. Niektórzy mają okulary z srebrnych lub złotych oprawkach, nadaje im to wygląd studentów-prymusów. Są to jednak gliniarze z oddziałów prewencji, których ustawiono tutaj po to, by ludzie nie mogli podejść pod pałac prezydencki, by nie mogli zapalić tam zniczy i pomodlić się. Kto wpadł na ten pomysł? Nie wiadomo. Znicze płoną na chodnikach. Może o to chodziło, może chodziło o to, żeby ludzie poustawiali lampki na trotuarze, a potem je porozbijali nogami w czasie nieostrożnego marszu. 

Nic z tego. Na moich oczach tłucze się jeden tylko znicz, upuszcza go jakaś roztargniona kobieta, chwilę potem zbiera szkło i stearynę do plastikowej torby. Wokół szeregu świateł ustawionych na trotuarze, szeregu długiego na jakieś dwadzieścia metrów i ciągle wydłużanego przez dostawianie kolejnych lampek kłębi się tłum, ale nikt nie potrąca zniczy, nikt ich nie przewraca, nie płoną nogawki spodni i nie ma zamieszania. Jeśli więc ktoś liczył na nieostrożność przybyłych tu ludzi to się przeliczył. Jeśli ktoś liczył na to, że tłum dokona jakiejś samoczynnej dezorganizacji, która przekształci się w wybuchy gniewu lub destrukcję to źle wszystko skalkulował. Faceci z prewencji patrzą na ludzi ostrożnie stąpających wokół świateł, na dzieci i na filmujących ich mężczyzn. Tylko oni są tu obcy, bo w tłumie nie ma żadnych widocznych prowokatorów ani tajniaków, kiedy szedłem od strony Nowego Światu ku pałacowi minęło mnie dwóch. Wyglądali jak tajniacy, gadali jak tajniacy i przepychali się z właściwą tajniakom elegancją z przedmieścia ku estradzie, na której miał pokazać się wkrótce Jarosław Kaczyński. Później widziałem już tylko czarnych policjantów z prewencji i żółte kamizelki straży miejskiej.
 
Pod starą Dziekanką stoją policyjne samochody, szeregiem, jeden obok drugiego, jak na parkingu przy szkole w Szczytnie czy Legionowie. Jest ich na pewno ze czterdzieści. Grupka strażników miejskich i policjantek ustawiła się akurat wokół jedynego w okolicy kosza na śmieci. Człowiek chce wyrzucić ogryzek i idzie w ich kierunku w jak najbardziej niewinnych zamiarach, a oni na niego patrzą. I nie przyjedzie im do głów, że ich obecność tutaj jest jak najbardziej niepożądana, bo nie po to ustawiono kosze na śmieci w mieście stołecznym, by pilnowała ich grupa uzbrojonych w pały funkcjonariuszy. Wyrzucam ten ogryzek w końcu, a potem jeszcze puszkę po coli. I na koniec chusteczkę. A im do głowy nie przyjedzie, żeby się od tego śmietnika odsunąć. Pilnują go z całą powagą istot nieświadomych tego, że są tu zbędne.
 
Oczekujemy na przybycie Jarosława Kaczyńskiego. Wszystko się przedłuża, bo uroczystości w Sali Kongresowej jeszcze się nie skończyły. Od strony Placu Zamkowego powoli nadchodzą ludzie, robi się gęsto od flag i transparentów, ruszam naprzeciwko nadchodzącym. Ulicę flankują transparenty z napisami – Rząd pod sąd, Od powietrza, głodu, ognia i Platformy Obywatelskiej zachowaj nas Panie. Reakcje są w większości jednakowe – ludzie śmieją się i robią zdjęcia. Na ławce przy skwerze Hoovera jakiś grajek umyślił sobie, że dziś akurat będzie grał „Pożegnanie ojczyzny” Michała Kleofasa Ogińskiego. Nikt nie wrzuca mu drobnych, ale on się nie przejmuje, gra jakby miał etat w Wielkiej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia.
 
Tuż przez przybyciem premiera Kaczyńskiego przybywa ludzi, pojawiły się kluby Gazety Polskiej z całego kraju. Ku estradzie popychają mnie klubowicze z Piotrkowa Trybunalskiego.
 
W końcu pojawia się Jarosław Kaczyński. Tłum klaszcze, długo, godnie i spokojnie. Potem wszyscy zaczynają skandować; Jarosław, Jarosław, Jarosław. Kaczyński zaczyna przemawiać. To konkretne i rzeczowe przemówienie. Bez nazwisk, ale z wyraźnym wskazaniem kto ponosi odpowiedzialność za stan państwa, za zaniechania i zaniedbania związane ze śledztwem. Ludzie znowu klaszczą. Nie ma tu dziś miejsca na nic innego poza oklaskami, nie ma nawet miejsca na smutek, choć zdjęcia pary prezydenckiej pokazywane są na telebimach co jakiś czas. Jest miejsce na triumf i ten trumf ludzie ogłaszają oklaskami właśnie. – Ci którzy chcieli zabić pamięć przegrali – mówi Kaczyński i to wywołuje tym największy entuzjazm. Triumf. Krakowskie Przedmieście rok po Tragedii Smoleńskiej triumfuje. Smutek jest jedynie tłem dla tego triumfu. ‘
 
Jeszcze przed rozpoczęciem przemówienia w górę poleciały baloniki, znane wszystkim baloniki, które przygotowuje nasz kolega Carcajou i wszyscy działający w akcji „Las Smoleński”. Żeby je jednak zobaczyć trzeba było stać z drugiej strony, od Placu Zamkowego, wiatr, który był bardzo silny poniósł je w górę błyskawicznie, wkrótce zniknęły gdzieś w stratosferze.
 
Kaczyński żegnany jest kolejnymi brawami, a my ruszmy w kierunku Placu Zamkowego. Stoi tam scena, na której za chwilę pojawi się Jan Pietrzak. Jan Pietrzak ku mojemu niekłamanemu zdziwieniu nie jest rozsypującym się staruszkiem jak to można wnosić kiedy patrzy człowiek na jego zdjęcia umieszczone w witrynach internetowych. To dziarski i energiczny pan, prawie taki sam jak dawniej. Śpiewa znane dobrze piosenki i ludzie śpiewają je wraz z nim. Stoimy z Jankiem w pewnym oddaleniu od balustrady nad Wisłostradą, dobrze widać stąd budowę stadionu narodowego, ale nie ma w tym tłumie nikogo chyba, kto interesowałby się takimi głupstwami. Na placu jest kilka tysięcy ludzi i wszyscy śpiewają; „Żeby Polska była Polską”.
 
O dziewiętnastej jest msza w katedrze z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Marty Kaczyńskiej, czterdzieści minut wcześniej, w czasie trwania nabożeństwa, które rozpoczęło się o osiemnastej nie sposób już wcisnąć się do Katedry. Kościół jest wypełniony po brzegi. Ludzie siedzą w bocznych kaplicach, rozkładają na posadzce palta, kładą torby, przyklękają, próbują jakoś odpocząć po całym dniu marszów. Koło mnie na posadzce siada jakaś starsza kobieta, obok stoją dwaj robotnicy w niebieskich kombinezonach z napisane „Solidarność Stocznia Gdynia”, z drugiej strony starszy góral w półkożuszku, z kapeluszem w dłoni, pod ołtarzem głównym delegacja górników. Nabożeństwo przerywane jest brawami. Ludzie oklaskują po raz kolejny rodzinę Kaczyńskich, klaszczą na wspomnienie przez księdza proboszcza pary prezydenckiej, klaszczą na wspomnienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego niełatwego urzędowania. Najdłużej jednak klaszczą wtedy kiedy ksiądz proboszcz zwraca się z podziękowaniem bezpośrednio do delegacji górników. Owacja jest wyrazem solidarności ze Śląskiem i wyrazem sprzeciwu wobec ruchów deklarujących secesję regionu.
 
Kiedy kapłan intonuje pieśń zaczynającą się od słów – Z dawna Polski tyś królową…ściany Katedry drżą, śpiewają wszyscy jak jeden człowiek. Potem jeszcze „Boże coś Polskę” i nikt z otaczających mnie ludzi nawet się nie zająknął przy ostatniej frazie, wszyscy wyśpiewaliśmy – ojczyznę wolną racz na wrócić Panie.
 
Po nabożeństwie nie sposób wydostać się na zewnątrz. Poczty sztandarowe i delegacje wychodzą bocznym wyjściem, a wierni przed portal główny. Na Świętojańskiej tłum, głowa przy głowie, posuwamy się do placu zamkowego kroczek za kroczkiem, wolniutko. – Rząd pod sąd, – Weźcie premiera, oddajcie skrzynki, – to najczęściej wznoszone hasła. Nagle ktoś krzyczy – precz z komuną! Podchwytujemy to wszyscy, cała Świętojańska wrzeszczy – precz z komuną! Wszystkiego mogłem się spodziewać w życiu tylko nie tego, że będę stał w tłumie na Świętojańskiej 10 kwietnia 2011 roku i krzyczał z całych sił – precz z komuną. Krzyczę jednak, bo dla mnie i dla wszystkich jest już od dawna jasne, że komuna żyje i ma się jak najlepiej. Precz więc z tą komuną! Precz!
 
Na Placu Zamkowym ludzie niosą długą na jakieś czterdzieści metrów flagę. Wcześniej, przy wylocie Świętojańskiej ustawiło się jakiś czterech prowokatorów, wyraźnie pijani, z butelkami piwa w rękach. Przyszli popatrzeć na moherów, fanatyków. Jeden nie ma zęba z przodu, a mimo to cały czas się uśmiecha, po chwili okazuje się, że drugi też nie ma zęba z przodu. Zmówili się czy co? Pozostałych dwóch nie obnaża dziąseł, trudno więc stwierdzić co się kryje w ich ustach. Robią zdjęcia i coś pokrzykują, ten pierwszy przesuwa czapkę w tył głowy, tym ruchem tak charakterystycznym dla urlopowanych żołnierzy i szeregowych policjantów z głębokiej prowincji. Teraz prócz jego dziury po zębie widzimy jeszcze koszmarnie odstające uszy. Młodzi wykształceni z dużego miasta przyszli popatrzeć na zacofaną wieś. Kiedy zaczynają kląć podchodzi do nich jakiś mężczyzna i po prostu opieprza tego prowodyra bez górnej jedynki. Właśnie tak, nie strofuje, nie zwraca uwagę, ale opieprza. Nie wiem co się z nimi dzieje bo tłum popycha nas do przodu. Księża rozpoczynają modlitwę różańcową, wszyscy zaczynamy odmawiać „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario. Zielony hełm dzwonnicy przy kościele świętej Anny błyszczy w świetle reflektorów, błyskających bez przerwy fleszy i płonącego fosforu, ktoś patrzy na nas z okna w wieży Zamku Królewskiego. Powoli mijamy Plac Zamkowy i zbliżamy się pod pałac. Igor Czajka stoi naprzeciwko budynku Prokuratury Apelacyjnej i obsługuje jakąś dziwną maszynę. Maszyna powoduje to, że na ścianie kina „Kultura” widać zdjęcie pary prezydenckiej. Na ścianie budynku Prokuratury Apelacyjnej – niczym jakieś wezwanie, albo wyrzut sumienia – błyszczą fotografie generała Błasika i majora Protasiuka.
 
Ludzie skandują – chcemy pomnika, chcemy pomnika, chcemy pomnika. Na koniec przemówienie Anity Czerwińskiej z „Gazety Polskiej”, dziękuję wszystkim i wzywa do ponownego spotkania 10 maja.
 
W drodze na dworzec, na Chmielnej spotykamy z Jankiem ulicznego grajka, miał się już zwijać i iść do domu, ale dajemy mu drobne i chce dla nas coś zagrać, pyta czy może coś w jakiejś konkretnej intencji. – Wracamy z zamieszek – mówię na to. Grajek rozpoczyna więc pieśń nostalgiczną i światłach płonących w oknach i ludziach, którzy odeszli. Stoimy tak we trzech na psutej ulicy Chmielnej, dwaj uczestnicy żałobno-triumfalnych uroczystości i grajek, który jak się okazało pochodził ze Skierniewic. Ludzie mijają nas bez słowa. Żegnam się z Jankiem przy metrze w Śródmieściu.
 
Na dworcu kilkanaście osób oczekuje na pociągi w różne strony, większość była na obchodach. Mają znaczki przypięte do kurtek lub flagi w rękach. Przy kiosku z hot-dogami para starszych ludzi w strojach łowickich, nigdy nie widziałem takich strojów. Musiały kosztować majątek. Sama tylko kilkuwarstwowa spódnica gospodyni to połacie grubej plisowanej materii, z koronką, z haftem, ze złoceniami robi wrażenie. Gospodarz w kapelutku cokolwiek za małym na jego wielką, gospodarską głowę, przystrojonym posrebrzanymi kwiatami. Oboje byli oczywiście na uroczystościach, ale wyszli trochę wcześniej. Mają już swoje lata i nie dali by rady dłużej stać w tłumie. Do pociągu jeszcze czterdzieści minut. Na peron zaczynają wypełzać pijacy i jakieś męty. Jeden zagaduje gospodynię z Łowicza i nie daje się spławić.
 

Spaceruję po peronie. Po schodach schodzi jakiś spóźniony patrol w zielonych kamizelkach odblaskowych w towarzystwie dwóch tajniaków, którzy oczywiście wyglądają tak, że nie sposób pomylić im z kimś innym. Są łysi, ubrani na czarno w idiotycznych, sprasowanych w kant spodniach, które od razu rzucają się w oczy. Pijaków jest coraz więcej. Na końcu peronu bilbord z plakatami reklamującymi przedstawienia teatralne. Najwięcej jest takich z napisem; „Dialogi z penisem 2”. Koniec dnia, koniec triumfu, a na dworcu Śródmieście państwowy teatr ogłasza się z przedstawieniem „Dialogi z penisem” w dodatku z częścią drugą. To może oznaczać tylko jedno – część pierwsza bardzo się publiczności podobała.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758