Zajączek nerwowo bębnił paluszkami w blat biurka. Bursztynowe Złotko! Kto cały czas wyciąga tę aferkę na wierzch?
Przecież to w skali okradania lasu doprawdy jakieś grosze… Może koledzy piorunosława, którego niebacznie jakiś czas temu na chwilę zapuszkowałem? No bo chyba nie gajowy i jego przyjaciele ze wsi, który wczoraj popisywał się, że umie czytać…
Nawet ten pomysł z kapuścianą piramidką nie wypalił. Cieć jakoś słabo się starał nagłośnić temat w zaprzyjaźnionych mendiach – czyżby ktoś mu podpowiedział, żeby się nie wychylał? Zrzucanie winy za całe zło w lesie na kaczuchy jakoś przestało się dobrze sprzedawać, a na dodatek ten nienawistny kaczor wymyślił jakąś debatę e… eko… ekologiczną czy jakąś taką, żeby poważnie podyskutować o stanie leśnej gospodarki. O czym on chce dyskutować? Przecież jest świetnie, kapuchę koszą ci, co trzeba, a reszta dostaje ochłapy i niech się cieszy, że żyje… – zajączek wstał i zaczął chodzić w kółko swojego biureczka.
A może… a może to agencja bezpieczeństwa lasu zaczęła mu rzucać kłody pod nogi? Tylko dlaczego? Czyżby łepetyna coś znowu motał i się z nimi dogadał? Jak tu tego pryka, co nią rządzi, się pozbyć, za dużo wie… I po cholerę mi tę notatkę podsyłali? Przecież każdy w lesie wie, że nie czytam tych pierduł, bo co mnie obchodzi, że ktoś naciąga mieszkańców lasu. To ich sprawa, niech sami się martwią, gdzie w lesie można trzymać swoje oszczędności…
Zajączek przystanął i pociągnął z kubeczka łyczek soczku z trawki. Brrr, co za szajs… – wstrząsnął się i odstawił kubeczek na biurko. A może… a może to wieśniaki się mszczą za ten numerek z taśmami? Nie, kargul by mi tego nie zrobił, dobrze wie, że mam na niego takie haki, na których mogę go w każdej chwili powiesić i tylko patrzeć, jak będzie się wił jak piskorz, chłe, chłe, chłe! – zajączek zarechotał, ale zaraz mina mu z powrotem zrzedła. A jeśli… a jeśli to sprawka niedźwiedzia? Może mu się znudziło, że na każde zawołanie podcieram mu tyłek? Już dawno mnie nie wzywał do siebie na dywanik – no w sumie nie musi, bo i tak robię wszystko, co on chce, nawet pozwoliłem, żeby z tego granicznego przysiółka jego ludzie włazili sobie do mojego lasu i robili, co tylko chcą – ale może uznał, że to za mało? No bo wilczyca by mi chyba tego nie zrobiła, przecież już dawno się zgodziłem, żeby mój las został rezerwatem…
Kościelny? Nie, on jest za cienki na takie zagrania. Dobrze wie, że tylko z mojej łaski jest w zarządzie lasu. Sikoreczka? No, z tą to nigdy nie wiadomo, bo cholera wie, co łyka i od kogo. Niby taka lojalna, ćwierka, że ja niby to się nadaję na każde stanowisko, nawet w unii lasów – ale czy przypadkiem nie chce wszystkim zasugerować, żeby mnie jak najszybciej wykopali z lasu i sam dorwać się do mojej kapuchy? Niedoczekanie! – zajączek podszedł do okna i popatrzył na las.
Ci wstrętni mieszkańcy lasu… Tyle im obiecywałem. I takie fajne igrzyska im zrobiłem. Fakt, że z tym filmikiem z posiedzenia zarządu lasu, co to krzyczałem "do boju, do boju", to nie był najlepszy pomysł, ale chciałem dobrze. Ja w ogóle chcę dobrze, dla siebie oczywiście – ale mieszkańcy lasu powinni wreszcie zrozumieć, że jak ja jestem zadowolony, to mogę im obiecać jeszcze więcej i więcej. O, na przykład podnisoę im jeszcze bardziej wiek emerytalny! Ucieszą się, że będą mi mogli przynosić jeszcze więcej kapuchy, niż do tej pory…
No właśnie. Obiecałem, że we wrześniu wygłoszę ten es… espo… espozet. Ciekawe, czy już mi go napisały te matoły od pijaru… Zobaczycie, co wam tym razem obiecam, mieszkańcy lasu, chłe, chłe, chłe! – złowrogo zarechotał zajączek. – Już mnie nie lubicie? To za karę się przekonacie na własnej skórze, co to znaczy kryzys! Ja ja wam dam za tą waszą niewdzięczność! Tyle wam dam, że nic wam nie zostanie, chłe, chłe, chłe!
Na tym, drodzy Czytelnicy, kończę bajeczki o zajączku. One już nie są nawet za grosz śmieszne…