Redaktor Osiecki jest jak wiadomo niestrudzonym poszukiwaczem prawdy o Tragedii Smoleńskiej.
Kiedy wchodzę na blog pana Osieckiego, a czynię to niezwykle rzadko, czytam zawsze umieszczone tam zdanie; w Sejmie od 14 lat. I za każdym razem kiedy przeczytam to zdanie, w mojej głowie pojawia się pytanie; po co?
Redaktor Osiecki jest jak wiadomo niestrudzonym poszukiwaczem prawdy o Tragedii Smoleńskiej. Prowadzi on długotrwałe, żmudne badania, które następnie publikuje w formie raportów. Wczoraj na przykład opublikował kolejny taki raport, gdzie znajdują się prawdziwe rewelacje na temat tego co wydarzyło się w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku. Ja się nie będę tutaj skupiał na szczegółach, ale pozwolę sobie na pewne uwagi nad metodą pracy redaktora Osieckiego i jego znajomych.
Charakterystyczną i najważniejszą cechą tej metody jest dokładność. Osiecki pochyla się nad każdym szczegółem raporty MAK i tego drugiego raportu i wie nawet ile stateczników miał Tupolew a mianowicie jeden. Nie można więc – według Osieckiego napisać w raporcie – że samolot zahaczył o coś tam lewym statecznikiem. Bo skoro jeden to nie lewy. Wiadomo. Burzy to ług autora całą misterną koncepcję raportu i w ogóle wszystkiego, a powinno także zburzyć spokój duszy każdego uczciwego Polaka, który nie wierzy w spiski i nie wierzy jednocześnie politykom. To właśnie chce nam poprzez swoją szczegółową metodę badawczą powiedzieć Jan Osiecki – nie ufajcie nikomu. Prawda leży pośrodku i ja ją posiadłem odsłuchując nagrania i oglądając złamaną brzozę.
Otóż prawda nie leży pośrodku, a metoda Osieckiego jest do niczego. Jest tym samym czym przygotowywane w korporacjach kampanie promocyjne, których briefy rozsyła się mailem do kierowników działów. Czytamy tam zwykle; „po starannym i drobiazgowym przeanalizowaniu sytuacji, doszliśmy do wniosku że….” , a potem „….żmudna i ciężka praca naszego zespołu zaowocowała….”. Itp., itd. W praktyce chodzi o to, by zwalić robotę na jakichś frajerów stojących niżej w hierarchii, czyniąc jednocześnie z siebie bohatera i tytana pracy. Po to właśnie pojawiają się tam takie słowa jak: drobiazgowy, mozolny, żmudny, ciężki, morderczy i wyczerpujący. Kluczem do tekstu Osieckiego jest zaś słowo „praca”. On wraz z kolegą popracowali chwilkę i wyniki tej pracy okazały się wprost rewelacyjne. Oto ujawniło się sedno, ale tego czym ono jest Osiecki wczoraj nie zdradził. Trzeba kupić książkę, żeby się dowiedzieć wszystkiego.
Ja nie chcę doprawdy kpić z pracy redaktora, który od 14 lat siedzi w Sejmie. Sądzę jednak, że jego tak zwana praca jest tym co znachorzy i uzdrowiciele oraz kręgarze ustawiający kręgosłupy nazywają ruchami czarownymi. Osiecki, jedzie do Smoleńska, włazi na drzewo, coś tam mierzy, robią mu zdjęcia. Potem opowiada, że słucha tych taśm – tutaj powinno, być zdjęcie – jak słucha. Bo my nie wiemy czy on rzeczywiście słucha czy tylko udaje. Może więc lepiej film ze słuchania puścić? My też byśmy posłuchali. A po wszystkim kiedy już skończy, do jego pokoju wchodzi listonosz i wręcza mu dużą żółtą kopertę. Osiecki kwituje odbiór i otwiera kopertę, są tam zadrukowane kartki, a na nich to co powinno znaleźć się w książce, zawierającej w tytule to dziwne słowo – raport. Taka jest moja koncepcja – jak pisał poeta – tak ja to widzę.
Osiecki próbuje nas zainteresować szczegółami, statecznikiem, drzewem, modelem profesora Biniendy, który jest oczywiście śmieszny i niepoważny. Szczegóły są bowiem dla prawdziwego badacza najważniejsze. Badanie szczegółów to znana metoda śledcza, znana z filmów takich jak „Ekstradycja”, „Glina” oraz książek o przygodach pana Samochodzika i podobnych. Ludzie, którzy przysłali do Osieckiego tę żółtą kopertę wierzą bowiem w to, że mają do czynienia z kretynami i opowieści o mozolnym śledztwie i badaniu szczegółów uwiodą kogokolwiek.
Wobec zaniechań poczynionych na miejscu tragedii, wobec zniszczenia wraku, wobec dowodu Merty, żaden szczegół w tym śledztwie nie jest już wiarygodny. I nie chodzi w tym wszystkim już o to, jak to się stało. Bo rozważania na ten temat stały się po prostu łupem manipulatorów. Każdy więc kto wkracza na ten obszar jest po prostu wkręcany. Nie można tam odkryć prawdy. Publikacje na ten temat mają jedynie wymiar propagandowy, mają odwracać uwagę od rzeczy istotnych, czyli od odnalezienia i ukarania winnych za przygotowanie wizyty prezydenta.
Sama tragedia zaś spełnia funkcję, która miała spełnić w zamierzeniu jej autorów – zajmuje nasze myśli na różne sposoby. Ważne i potrzebne, oraz głupie i nie przynoszące nic poza irytacją. Emanacją tego drugiego sposobu zagospodarowania myśli jest książka Osieckiego. Potwierdza to jeszcze czas jej publikacji – tuż przed wyborami oraz ekspozycja tej reklamówki na pudle. Czytajcie Osieckiego, czytajcie Osieckiego. Wściekajcie się na niego i drżyjcie z oburzenia. Tego właśnie od was chcemy, tacy macie być. Pozdrawiam więc wszystkich komentatorów tekstu pana redaktora i tych, którzy kupią jego książkę.
No i oczywiście zapraszam wszystkich do swojej księgarni na www.coryllus.pl. Możecie być pewni, że tam książki Osieckiego nie znajdą się nigdy.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy