W mieście stołecznym Paryżu zetknąłem się z obywatelem, o wdzięcznym, tajemniczym i zalatującym Ali Babą nazwisku Osho. Nie zetknąłem się z nim dzięki Opatrzności osobiście, tylko poprzez kontakt z jego wyznawczynią, do której wrócę na końcu. Wyznawczynią, bo jakby ktoś nie wiedział, Osho to taki guru, czyli remedium na wszelkie współczesne troski i usposobienie pokoju
i dobra. Jeżeli dodam do tego filozofa, to mamy Istotę Doskonałą, Pełnię Wschodniej Mądrości. Piszę z dużej litery, bo inaczej pewnie nie wypada. Doktryna Osho (nie lubił, kiedy nazywano go filozofem), znanego wcześniej jako Bhagwan Shree Rajneesh, polega w skrócie na negowaniu wszystkiego (w tym głównie Boga, jako takiego), czynieniu dobra i pozwalanie sobie na wszystko. Ten zbiór słów trochę sobie przeczy, ale Osho bardzo lubił przeczyć sam sobie. Do tego stopnia, że wyrzucony przez hinduskich fundamentalistów z Indii za propagowanie wolnego seksu, osiedlił się na jakiś czas w USA, gdzie wsławił się m.in. kolekcją kilkuset drogich Rolexów oraz wielkiej liczby Rolls-Royce’ów – w liczbie 93. Te zabawki kupowali mu oczywiście jego uczniowie, którzy chcieli dojść do liczby 365, tak żeby Mistrz nie musiał codziennie jeździć tym samym nędznym gratem. Niestety, nie zdążyli. Osho w 1984 roku został aresztowany i różnymi kruczkami prawnymi zmuszony do opuszczenia Stanów. Zmarł w 1990 roku, w wieku 58 lat.
Teraz wrócę do jego wyznawczyni. Medytowanie nauk Osho w pozycji lotosu tak jej się znudziło, że zaczęła błagać o egzorcystę. Odpływała z własnego ciała, unosiła się nad nim, słyszała myśli innych, widziała ich aurę – cokolwiek miałoby to oznaczać. W Paryżu niestety egzorcyści są deficytowi, jak u nas pielęgniarki. Poza tym w „mieście miłości”, w branży egzorcystów – popyt przerasta podaż, co niejako jest dziwne, zważywszy na rzekomą laicyzację tego kraju. Mojej znajomej jednak się udało. Znalazła odpowiedniego człowieka, w odpowiednim miejscu.
Do napisania tego tekstu sprowokowało mnie jednak coś innego. Będąc onegdaj w Polsce w moje ręce, a dokładnie w uszy dostało się nagranie z naszego państwowego Polskiego Radia, w którym jakaś niewiasta w zapale reklamowania doktryny Osho przeszła nawet PR-owców naszego premiera.
Każdy jest oczywiście kowalem swojego losu i nic mi do tego. Zacytuję tylko wypowiedź byłego ucznia guru, Juliana Lee: Rajneesh/Osho to najgorsza rzecz, jaka kiedykolwiek przydarzyła się duchowości na zachodzie.
Polecam także książkę O. Verlinde „O niebezpieczeństwach Wschodu”.
2 komentarz