Bez kategorii
Like

Orzech, czereśnia, piła łańcuchowa

26/05/2011
356 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

…kwitnie i bzykocze skrzydlaty w ogrodzie, ryjek coś z norki wystawiło, oczka łypnęły, schowało się, ojciec w kuchni do gara z grochówką wrzuca kawał boczku wędzonego, a Biało-Czerwona na maszcie powiewa…

0


 

Orzech i czereśnia rosły sobie od lat na działce i ostatnimi czasy nawet owoce z tych drzew nie padały łupem złodziejaszków, bo jeśli w takim małym mieście jak moje rodzinne jest aldi, tesco, netto i coś ze dwa inne jeszcze, to kto by właził na czereśnię ryzykując…, e tam ryzykując. Dzieciom już z drzewa rwać się nie chce, bo w plastiku za dwa złote chińskie owoce mają, do księdza na jabłka się nie chodzi, nie te czasy.

 

Jakiś czas temu zatem, akuratnie na św. Patryka czyli w marcu, drzewa te wymyśliłem ściąć. Rzuciłem w zasadzie taki luźny pomysł ale słowo padło zanim się dobrze zastanowiłem: rach, pach, ciach – przysłowiowa siekiera do pnia została przyłożona, zostały ścięte. Do pieca, na opał, a co się ma marnować.

 

Dobre drzewo, dobre drewno, będzie się jarać Ojcu przez zimę całą. Pewnie, że bym nie ścinał, ale urząd plany nakreślił, wymyślił, że obwodnica pójdzie akurat przez tę działkę właśnie, rad nie rad trzeba było ją sprzedać, to co? Zawarczała husqvarna trzystapięćdziesiątka z łańcuchem oregona i po robocie.

 

Zwieźli dobrzy ludzie pocięte pniaki na podwórko, a z 50 lat miała zarówno czereśnia jak i orzech, więc kupa niebosiężna tego była. Orzech w pniu to był już jak dobra baba w ciąży. No, ale ja wtedy to już szurnąłem butem, marzec był, zakręciłem się, Brachola z Ojcem na kupie pniaków zostawiłem i śmignąłem na lotnicho. Brachol po paru godzinach szurnął butem, zakręcił się i śmignął do Poznania. Został 81-letni Ojciec z Erwirą i przykazaniem, żeby nie dotykał krajzegi i w ogóle spoko ma się zachowywać, bo będę sprawdzał. Wsiadł na rower, pojechał do kościoła.

 

A krajzega nasza, wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak była przedwojenna. A stalinowska to już jest na bank. Kopa ma takiego, że orać nią można. Na szczęście silnik się spalił łońskiego roku, ale to tylko gorzej, niż lepiej, bo Ojciec z zamiłowania jest również elektrykiem, a krajzega do tzw. siły jest podpięta. Ale nic – siedzę sobie w Dublinie, martwię się mało wiele. Po marcu przyszedł maj i znowuż pyknąłem się do Ojca.

 

Zajeżdżam, buziaki i w ogóle, obchód robię, Erwira niby chora, żarcia jej kupuję, drzewo przez dobrych ludzi połupane i brezentem nakryte, kwitnie i bzykocze skrzydlaty w ogrodzie, ryjek coś z norki wystawiło, oczka łypnęły, schowało się, ojciec w kuchni do gara z grochówką wrzuca kawał boczku wędzonego, a Biało-Czerwona na maszcie powiewa na środku ogrodu jak Pan Bóg przykazał, naddarła się trochę, widzę, nową trzeba kupić. No i wtedy Ojciec łamie nogę na Erwirze o czym pisałem niedawno.

 

Akcja szpital, wiadomo, chatę zamykam, idę do sąsiada, klucz mu daję, że parę dni nikogo nie będzie, na ganku puszki dla Erwiry przygotowane… Sąsiad Józef za głowę się łapie: nogę złamał, a jeszcze niedawno ze śliwki spadł i żebra wtedy miał popękane… – i mi wylicza stefanowe urazy jakbym sam nie wiedział. – Ale wy z bratem za dużo eksploatujecie ojca – mówi na koniec. – Cooo?! – pytam. – No przecież on to drzewo, coście zwieźli to sam porąbał. Tydzień siekierą machał!

 

Zapytałem Ojca o to rąbanie czy prawda. – A na kogo miałem czekać?! Najmować kogoś do rąbania? A po co mam obcych na podwórko wpuszczać?! A zobacz jak ładnie, pod sznurek porąbane. Z niewolnika nie ma pracownika – rzekł i tak to się skończyło. (Dziś już na rehabilitacji, chodzi „w rusztowaniu warszawskim” jak mawia i opiernicza nas codziennie przez telefon. – Do ściany łańcuchem trzeba go przykuć, bo ostatnio na dach właził podobno sprawdzić, czy dachówka się nie obruszyła – mówi Brachol).

 

Czas się zastanowić.

0

oranje

Nie zasluguja na wybaczenie, którzy doskonale wiedza, co czynia!

32 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758