Ormowiec politycznej poprawności
26/04/2012
401 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Za pierwszej komuny milicja nie cieszyła się specjalnym prestiżem w społeczeństwie, o czym świadczyły choćby dowcipy o milicjantach.
Ale jeszcze niższym prestiżem charakteryzowali się ormowcy. W ich przypadku trudno w ogóle mówić o jakimkolwiek prestiżu, bo ormowców otaczała atmosfera pogardy. Trudno odmówić tej aurze pewnej zasadności, bo głównym zadaniem ormowców było donosicielstwo, a w naszej kulturze donosicielstwo nie jest zajęciem zaszczytnym. Wprawdzie skądinąd wiadomo, że bez donosicieli policja byłaby bezradna, ale to do nosicieli wcale nie rehabilituje. Ich sytuacja jest podobna do kondycji prostytutek; tak jak postrzegał ją św. Tomasz z Akwinu. Twierdził on, że jeśli w pałacu nie byłoby ustępu, to cały pałac prędzej czy później by śmierdział. I rzeczywiście – ale z drugiej strony nikt przytomny nie będzie twierdził, że ów ustęp jest najważniejszym, a zwłaszcza – że jest najbardziej reprezentacyjnym fragmentem pałacu.
Ale chyba nie tylko w tym do nosicielstwo jest podobne do prostytucji. Donosiciel jeśli nawet z początku ich nie ma, to w miarę uprawiania donosicielstwa, zaczyna rozwijać w sobie pewne charakterystyczne właściwości, a konkretnie – charakterystyczny sposób postrzegania świata. Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju choroba zawodowa donosicieli, podobnie zresztą, jak policjantów i prokuratorów. Postrzegają oni świat jako obszar zaludniony przez osoby podejrzane. Wszystkich, ma się rozumieć, prześwietlić się nie da, ale trzeba próbować. Nietrudno się domyślić, że ten sposób postrzegania świata szalenie zubaża donosiciela intelektualnie. On jednak tego nie zauważa, zgodnie ze spostrzeżeniem Franicszka księcia de La Rochefoucauld, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu.”
I właśnie po opublikowaniu artykułu: Wokół procesu Breivika, stałem się obiektem zainteresowania ormowca politycznej poprawności, podpisującego się pseudonimem „Jacky Thinker”. Napisał on, że „głupszego i bardziej niedorzecznego tekstu” dawno nie czytał – ale na tym nie poprzestał, tylko do swojej recenzji dołączył propozycję, by inni czytelnicy kierowali do prokuratury donos według przedstawionej przezeń formuły:
„Szanowny Panie Prokuratorze
Proszę o sprawdzenie, czy redaktor Stanisław Michalkiewicz posiada broń i czy przypadkiem nie zgromadził znacznych ilości środków pirotechnicznych. Jeśli moje przypuszczenia potwierdzą się, proszę o prewencyjne zabezpieczenie powyższych środków i wszelkiej broni będącej w posiadaniu wyżej wymienionego. Stanisław Michalkiewicz w swoim artykule nie tylko odnosi się ze zrozumieniem dla postawy Andersa Breivika, norweskiego zbrodniarza, który zamordował 77 osób, ale podziela jego poglądy i nawołuje do naśladownictwa. Proponuję zbadanie tej sprawy poprzez poddanie autora badaniom psychiatrycznym, które odpowiedzą na pytanie, czy w pełni świadomie i odpowiedzialnie wygłasza takie poglądy. Jeśli opinia będzie pozytywna lub zainteresowany odmówi poddania się tym procedurom, uznać należy, że świadomie dąży do przemocy w imię swoich przekonań politycznych i jeśli znajdzie chętnych do realizacji swojego zamysłu, to fakt taki można będzie uznać za sprawstwo kierownicze. Widzę jednak szansę zapobieżenia nieszczęściu poprzez nadanie sprawie właściwego biegu i skierowanie aktu oskarżenia przeciw wyżej wymienionemu na podstawie artykułów Kodeksu Karnego, traktujacych o publicznym nawoływaniu do popełnienia przestępstwa, jak i aprobacie dla już popełnionego.”
Powiadają, że styl, to człowiek i nie bez słuszności – bo z treści tego donosu można wydedukowac pewne cechy osobowości donosiciela. Otóż wprawdzie umie on pisać i czytać, ale co z tego, skoro – bez zrozumienia? Gdyby czytał ze zrozumieniem, to przecież nie napisałby, że do czegoś „nawołuję” – co może sprawdzić każdy, komu zechce się moją publikacje przeczytać. Być może zetknął się z prawem – o czym świadczą sformułowania w rodzaju „sprawstwo kierownicze”, a także – z kiepskim wydaniem urzędowego żargonu – o czym z kolei świadczą sformułowania w rodzaju „wyżej wymienionego”. Ale najbardziej charakterystyczny rys osobowości tego ormowca politycznej poprawności objawia się w zarzucie, że w swoim artykule odnoszę się do postawy Andersa Breivika „ze zrozumieniem”. Wprawdzie jestem stuprocentowo pewien, że „Jacky Thinker” na pewno nie miał takiej intencji, ale niechcący wypowiedział pod moim adresem największy komplement. Tak jest – bo taki był cel mojej publikacji – żeby postawę Andersa Breivika zrozumieć i to zanim jeszcze zacznę o nim pisać. Publicystów, którzy pisząc o Andersie Breiviku bez zrozumienia jest mnóstwo – ale też żaden z nich nie ma o nim, ani o jego czynie niczego ciekawego do powiedzenia, ograniczając się do gołosłownej deklaracji oburzenia, wspartek ewentualnie deklaracją, że nie mieści im się to w głowie. Tymczasem wydaje mi się, iż od publicystów czytelnicy mają prawo oczekiwać czegoś więcej, niż informacji, że mają ciasną głowę. Niestety takich jest dzisiaj zdecydowana większość, chociaż uprzejmie zakladam, że nie z powodu niedostatku zdolności, tylko z oportunizmu, który doskonale przedstawił Gałczyński w „Refleksjach z nieudanych rekolekcji paryskich”: „Posadę przecież mam w tej firmie kłamstwa, żelaza i papieru. Kiedy ją stracę – kto mnie przyjmie?” Skąd jednak u publicystów tyle oportunizmu? Myślę, że jest on pochodną mechanizmów rynkowych, kalkulacji, która podpowiada właścicielowi gazety, rozgłośni , czy stacji telewizyjnej, by dostosował się, by wyszedł naprzeciw oczekiwaniom odbiorców. I tu dochodzimy do destrukcyjnej społecznie roli, odgrywanej przez ormowców. Z uwagi na charakter swego, nazwijmy to, perwersyjnego powołania, bywają oni aktywniejsi od innych, przez co fałszują społeczny odbiór, sprawiając wrażenie, jakby to właśnie ich głos mieścił się w głównym nurcie opinii publicznej. Kto wie, może to wrażenie jakimści rykoszetem do nich wraca, wzdymając ich w pychę, to znaczy – fałszywe mniemanie, że rzeczywiście są solą ziemi i dla zachowania dobrej opinii o własnym rozumie gotowi są uznać każde spostrzeżenie, które nie mieści im się w głowie za objaw psychicznej choroby? Tymczasem nie są żadną solą ziemi, tylko rodzajem tłustej plamy na ludzkości, podobnie, jak syfilis, czy inna wstydliwa choroba.
Stanisław Michalkiewicz