Opozycja domaga się wyjaśnień dotyczących roli policji w zamieszkach 11 listopada. SLD – delegalizacji narodowców. Sprawę opisuje „Rzeczpospolita”.
Tysiące uczestników Marszu Niepodległości, w tym również większość przybyłych z całej Polski kibiców, chciała maszerować w spokoju. Ich wysiłek został zniweczony przez bojówkarzy, którzy w Warszawie szukali jedynie okazji do rozróby. Teraz policja wyłapuje zadymiarzy i zapowiada wnioski o surowe ukaranie.
Organizatorzy Marszu Niepodległości mówią z kolei o policyjnej prowokacji. – Niestety, na patriotycznej manifestacji pojawiło się wiele osób upojonych alkoholem i agresją, chcących bójek, a nie uczczenia niepodległości – mówi „Rz" poseł Przemysław Wipler (PiS). – Ale są też poważne pytania co do działań policji – dodaje.
Po zamieszkach w Dniu Niepodległości w stolicy policja zatrzymała 176 osób, większość z nich została zwolniona po przesłuchaniach. Wczoraj w policyjnych aresztach przebywało jeszcze kilkanaście osób. W zamieszkach ucierpiało w sumie 22 policjantów, z czego trzech wczoraj wciąż było w szpitalach.
organizatorzy Marszu Niepodległości też przygotowują pozwy. – Zostanie złożone zawiadomienie o popełnieniu przez policję przestępstwa polegającego na stworzeniu zagrożenia dla życia i zdrowia – mówi „Rz" Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej i jeden z organizatorów Marszu Niepodległości.
Organizatorzy niedzielnej manifestacji mówią też o policyjnej prowokacji. – Mamy zdjęcia, świadków i filmy pokazujące, że burdy prowokowali funkcjonariusze w cywilu, w brązowych kominiarkach wmieszani w tłum – przekonuje Winnicki.
Policja ripostuje, że zarzuty o prowokacji to bzdura. Jednak faktem jest, że w tłumie manifestantów byli zamaskowani funkcjonariusze. – Mieli do tego prawo. To policyjni antyterroryści. W tym roku przyjęliśmy taktykę, że użyjemy również grup specjalnych do wyłapywania najbardziej krewkich bandytów. Zamaskowani funkcjonariusze mieli wyłapywać prowodyrów zamieszek, i to się powiodło – mówi „Rz" Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Ale tu pojawia się kolejne pytanie. Dlaczego policjanci w kominiarkach nie reagowali, gdy w burdzie brała udział jeszcze zaledwie niewielka grupka chuliganów. A także dlaczego policja, choć w pierwszych minutach zamieszek znacznie przeważała liczebnie, nie zepchnęła zadymiarzy na bok i nie odcięła ich od Marszu Niepodległości. – Nie zawsze można użyć zwartych pododdziałów do akcji – przekonuje Sokołowski. – Gdyby uderzenie na chuliganów poszło tylko z jednej strony, to rozbiegliby się w kierunku placu Konstytucji i za chwilę mielibyśmy powtórkę – tłumaczy.
Pytanie tylko, dlaczego przez kilkadziesiąt minut policja nie podjęła interwencji, ograniczając się do komunikatu, w którym przekonywała, że za chwilę taka akcja będzie. – A kiedy już użyto siły, to w sposób zupełnie nieadekwatny. Byłem świadkiem, jak policja gazem potraktowała grupę, w której były osoby starsze i dzieci – mówi Wipler.
Więcej: http://www.rp.pl/artykul/751495,951242-Marsz-policjantow–w-kominiarkach.html