Bez kategorii
Like

Opowiadanie – „Wschodnia Bryza” (2)

14/06/2011
430 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Opowiadanie „Wschodnia Bryza”, które na Ogólnopolskim Konkursie OKNO zdobyło wyróżnienie.

0


 

Finlandia, 22 lipca 2009

Droga E-8 prowadzi z Helsinek aż do granicy z Norwegią. Biegnie praz całą Finlandię wzdłuż brzegu Bałtyku, a później wraz z lekkimi meandrami granicy ze Szwecją. Niekiedy bardzo malownicze widoki, przeplatają się z ciemno zieloną gęstwiną lasu.  Właśnie tą drogą jedzie w swoim małym niebieskim Volvo Albert Olsson. Jeden z inżynierów pokładowych. Jedzie w kierunku Jakobstad, bo za niedługo jego statek, Arctic Sea, odpływa. Musi się spieszyć bo jest już godzina 6:00, a statek odpływa o 9:00. Kiedy wyjechał z Helsinek było jeszcze ciemno. Pożegnał się z żoną i pocałował w policzek swoją śpiącą córkę. Teraz przypominał sobie swoje mieszkanie na helsińskiej starówce, myślał o żonie i córce. Już nie mógł się doczekać powrotu do domu. Od powrotu do domu dzieliło go jeszcze sporo czasu. Miał płynąć do Algierii z jakimś ładunkiem. Zazwyczaj wieźli tam drewno i tym razem pewnie też.
Po godzinie jazdy dotarł do Jakobstad. To miast bardzo mu się podobało, był tu kiedyś z dziadkiem i to tu zakochał się w morzu i postanowił zostać marynarzem. Ale on nie miał czasu na zwiedzanie, czy przypominanie sobie opowieści dziadka, który tu mieszkał. Kiedy dotarł do bramy portowej od razu ujrzał swój frachtowiec. Na dziobie powiewała maltańska i rosyjska flaga. Olsson otworzył okno i podał przepustkę starszemu panu w budce. Trzęsącymi się rękami staruszek przyłożył kartę magnetyczna do czytnika i otworzył szlaban. Oddając kartę powiedział zachrypniętym, acz donośnym i pewnym głosem:
 – Życzę szybkiego powrotu!
 – Dziękuję! – odpowiedział Olsson.
Zaparkował samochód pod wejściem do biura portu, ale nie miał zamiaru tam wchodzić. Przy biurze zawsze stał ochroniarz, więc jego auto będzie bezpieczne. Zamknął samochód i wyciągnął z bagażnika torbę z ubraniami. Idąc w stronę wejścia na statek Albert zauważył swojego kolegę, pracowali razem na statku. Odziany w czarny płaszcz przeciwdeszczowy mężczyzna również zauważył Alberta. Uśmiechnął się serdecznie i kładąc walizkę na ziemi, ruszył szybszym krokiem w stronę Alberta z otwartymi ramionami.
 – Cześć! Witaj Albercie. Jak podróż. – powiedział mężczyzna. – Widziałeś już nowego kapitana?
 – Witaj Igorze! Nie, a co się stało z Alexem? Coś mu się stało? – w głosie Olssona słychać było zniecierpliwienie i strach, bo Alex Martowski był jego dobrym przyjacielem. Często podczas podróży rozmawiali. Igor traktował Olssona jak syna i zawsze twierdził, że on zostanie jego następcą na statku. Igor był już człowiekiem wiekowym, miał ogromne doświadczenie, którym często dzielił się z Albertem.
 – Nie wiem. Mówią, że zachorował i nie mógł przyjechać. Podstawili za niego jakiegoś z Moskwy, ale nie wiem czy kiedyś był na takim statku bo trochę się gubił.
Po krótkiej rozmowie ruszyli na statek. Idąc jeszcze rozmawiali o różnych sprawach i rozeszli się do swoich miejsc na pokładzie. Morze było dziś niespokojne, ale dla takiego statku, nie był to problem. Wiatr był silny, ale przyjemny. Stojąc i patrząc w morze dało się odczuć prawdziwa wolność. Tak bywa zwykle na morzu, że gdy wokoło tylko woda i horyzont, człowiek ma patetyczne myśli i czuje się wolny. Albert nie był wyjątkiem, mimo że był częstym bywalcem morskich pustkowi, to jednak nigdy do tego się przyzwyczaił. Słońce było co raz wyżej, a to oznaczało, że już czas wypływać.
Po niedługich przygotowaniach, sprawdzeniu sprzętu i silników, wyruszyli. Piętnastoosobowa załoga, była świetnie zgrana, często się widzieli i rzadko zdarzały im się sprzeczki. Tylko jeden człowiek powodował u nich niepokój – nowy kapitan. Odkąd dał rozkaz do wypłynięcia w morze, nie wyszedł z kajuty. Siedział przy biurku i co chwilę odbierał od kogoś telefony. Podróż przebiegała spokojnie, przez pierwsze kilka dni nie zdarzyło się nic niepokojącego. Siódmego dnia podróży, zauważyli pewien mały statek choć szybko płynący statek. Na morzu szczególnie w tak ruchliwym miejscu jakim jest Morze Bałtyckie, cz może Północne, można spotkać wiele statków i nie ma w tym nic dziwnego, czy niebezpiecznego. Ale ten statek co raz bardziej przybliżał się do rufy frachtowca. Po kilkugodzinnym pościgu, statek zniknął. Dziwna była jedynie reakcja moskiewskiego kapitana, który niczym nie wzruszony wrócił do codziennych na statku zajęć. Wyglądało to jakby się tego spodziewał. Z tak wielką biernością przyjął wiadomość o tej dziwnej sytuacji, jakby miał to zapisane w scenariuszu. Załodze pozostało nic innego jak pilnowania czy taka sytuacja się nie powtórzy. Jednakże statek co kilka godzin zbliżał się do frachtowca. Z rosnącą częstotliwością, przybliżał się do „Arctic Sea”. Jakby sprawdzał czy ze statkiem wszystko w porządku. Lekceważenie tej dziwnej sytuacji przez kapitana udzieliło się reszcie załogi. Olsson, próbując nie odstawać od reszty, także nic sobie z tego nie robił, choć czuł wewnętrzny niepokój, który cały czas powodował mimowolne spoglądanie z rufy statku w dal.
Przepływając kanał La Manche, załoga frachtowca zauważyła, że statek, który od kilku dni ich śledził, znalazł się bardzo blisko. To było niepokojące. Wtedy otworzyły się oczy całej załodze, zdali sobie sprawę, ze dzieje się coś dziwnego. Dodatkowo, grozy całej sytuacji, dodawał stoicki spokój kapitana, który przez te wszystkie dni zachowywał się aspołecznie. Nie czuł potrzeby integrowania się z załogą, co, podczas tak długiej podróży, wydawało się dziwne. Nie jadał z nimi, prawie nie pokazywał się na pokładzie. Teraz gdy załoga zaczęła wręcz bać się o swoje bezpieczeństwo, on tylko spojrzał na śledzący ich statek. Trudno to było nazwać statkiem, bo była to zwykła łódź rybacka, z silnikiem spalinowym. Na zaśmieconym górnym pokładzie znalazło się miejsce dla pięciu osób.
Byli coraz bliżej. Można już było zobaczyć ich twarze. Jednakże były zasłonięte kominiarkami. Teraz już wszystko było jasne zarówno dla Alberta, jak i reszty załogi. To byli piraci. Wszyscy dobrze słyszeli o piratach somalijskich. Ale piractwo na wodach jeszcze Morza Północnego, było nie spotykane. Piraci zwykle byli podszywali się pod służby mundurowe. Tym jednak razem nie kryli się ze swoimi złymi zamiarami. Wtedy jeden z załogi postanowił zgłosić do centrali niebezpieczne zdarzenie, jednak kapitan stanął na jego drodze. Nikt nie słyszał jak wyszedł ze swojej kajuty. W ręku trzymał pistolet, zwykłego i popularnego Glocka 19. W oczach miał obłęd i przerażenie. Jego blond włosy, tym razem nie zakryte czapką oficerską lśniły w południowym słońcu.
– Panie kapitanie! To są piraci, muszę zgłosić centrali… – krzyknął drugi oficer.
-Nigdzie nie pójdziesz! – odpowiedział kapitan. Jego głos wydawał się dziwny, ale może tylko dlatego, że był bardzo rzadko słyszane. Wtedy stali przed sobą sprawdzając siłę psychiczną drugiej osoby. Jednakże kapitan miał przewagę, dzierżył w ręku pistolet. Skierował jego lufę na głowę oficera i pociągnął za spust.

 

Poprzednia część —> (1)

0

TeaDrinker

Obywatel swiata w Polsce, obywatel Polski na swiecie. - w mysl felietonu B.Prusa

57 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758