Muszę odpocząć od tego co się tu dzieje. Od tego co robi wciąż Polską rządząca komuna, której lustracja nie dosięgła i nie sięgnie; ten rząd z przewrażliwionym kłamcą na czele; ta jedynie słuszna partia; te do szpiku moralne media; ten za równo medialny, jak i społeczny establishment; ta chybiona „elita”. To ciągłe karcenie wszystkich za ich bezmyślne słowa może doprowadzić do zdziczenia człowieka. Zdziczenia, bo kiedyś komentowało się pomysły, idee i poglądy, a niestety w obecnej Polsce komentuje się słowa i zachowania. Upodlenie i odejście od pięknych słów, ideałów i patriotyzmu. Dlatego w poszukiwaniu sztuki oddaję się przez ten tydzień czytaniu dwóch książek – B. Wildestein „Czas niedokonany” i R. Ziemkiewicz „Zgred”.

Przez ten tydzień przedstawię tylko dwa cykliczne teksty. Na początek, dozując dawkę nudności, pierwsza część opowiadania „Wschodnia bryza”. Opowiadanie mojego autorstwa, nie chwaląc się, zdobyło wyróżnienie na Ogólnopolskim Konkursie literackim „Okno”. Mam nadzieję, że się spodoba. Jutro część druga. 

WSCHODNIA BRYZA

 ______ FAKTY _________________________________________

     We wrześniu 2009 roku na wodach Oceanu Atlantyckiego zaginął frachtowiec Arctic Sea oficjalnie przewożący drewno z Finlandii do Algierii. Po porwaniu statku przez piratów, padały podejrzenia, że statek przewoził rosyjskie rakiety dla Iranu. Statek wraz z piętnastoosobową załogą odnalazły rosyjskie statki. Kilka dni po zaginięciu frachtowiec został odnaleziony przez rosyjskie okręty włączone w poszukiwania. Po odnalezieniu gazeta „Salzburger Nachrichten” podała, że poza oficjalnym ładunkiem drewna, Arctic Sea przewoził rakiety ziemia powietrze S-300 przeznaczone dla Iranu i pochodzące od rosyjskich mafiosów.
______________________________________________________ 

 

Nowosybirsk, 23 maja 2009

Przy bramie do wschodniego skrzydła byłego wojskowego hangaru, panował ogromny tłok. Ludzie krzątali się, biegali, podjeżdżali samochodami i zabierali najwyraźniej bardzo wysoko postawionych ludzi bo sądząc po liczbie ochroniarzy i klasie samochodów inaczej być nie mogło. Wszystkie te zachowania, te ruchy niby chaotyczne, a jednak w tym chaosie dało się znaleźć pewną harmonię i zgranie wszystkich znajdujących się tam osób. Kiedy prawie wszyscy szemrani panowie z ochroną odjechali, na plac przed hangarem wyszedł wysoki mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy, choć w ciemności jaka tam panowała stwierdzić tego się nie dało. Jego brudny od kurzu płaszcz powiewał na lekkim wieczornym wietrze. Wszystko umilkło, samochody, którymi odjechali jego znajomi jak i wrogowie oddaliły się już od hangaru. Mężczyzna wyciągnął z butonierki w marynarce paczkę papierosów i zapalniczkę. Z radością dostrzegł ostatniego papierosa w paczce, bo jak zwykł mawiać „po stresie trzeba zapalić”. A stres był dziś niemały. Miał zorganizować jakieś ciche miejsce, gdzie będzie można spotkać się ze wszystkimi najważniejszymi w mafijnej strukturze. Był z siebie dumny bo po ostatnim konflikcie na szczytach władzy, potrzebne były owocne mediacje, które właśnie jemu się udały.
Jego zadumę nad sobą przerwał dźwięk silnika. Nadjeżdżają. Zgasił papierosa, otrzepał płaszcz i wpatrywał się w dwa migotające światła. Gdy pojazd znalazł się już wystarczająco blisko, wyszedł mu naprzeciw. Pierwszy wyszedł  wysoki mężczyzna, w skórzanej kurtce.
 – Oleg Bartrev! Witam! – rzekł pierwszy Rosjanin.
 -Dobry wieczór. Wiktor Simasius… – odpowiedział i uścisnął wyciągnięto przez Bartreva rękę. Jego nazwisko miało bałtyckie brzmienie, prawdopodobnie litewskie. Simasius odwrócił się na pięcie i otworzył tylne drzwi samochodu. Wyszedł z nich drugi czarnoskóry mężczyzna w marynarce. W ręku trzymał teczkę. – A to mój szef, Piotr Mazarow.  
 – Przejdźmy od razu do rzeczy, bardzo mi się spieszy. – wręcz krzyknął pan z teczką.
Szybko przeszli do hangaru, gdzie po środku wielkiej wyglądającą na produkcyjną, hali usiedli przy stole.
 – Więc, może przejdę do meritum. Sprowadziłem tu pana, bo jak to bywa, mam, a właściwie cała nasza organizacja, do pana sprawę. Chodzi o… kontrolowaną kradzież ładunku. Na razie nie mogę panu powiedzieć jakiego rodzaju to ładunek. Jest pan zainteresowany?
 – Ale jak mogę być skoro nawet nie wiem co to za tajemne przedmioty mam przewozić i jak owa kontrolowana kradzież miała by wyglądać? – odrzekł charakterystycznym bardzo niskim głosem.
 – Jest to bardzo drażliwa kwestia, bo jeśli ten ładunek, czy nawet informacje o nim trafiły na zachód mięlibyśmy ogromne kłopoty. Więc, chodzi o to by porwać statek, na którym ten ładunek będzie. Wyładujecie ze statku przesyłkę.  Następnie, statek bez załogi pozostawicie. No chyba, że uda wam się zataić informacje przed załogą. Ładunek przekazalibyście w tym wypadku wyznaczonym przez nas ludziom w wyznaczonym, przez nas miejscu. Dla was byłoby 10% ze sprzedaży ładunku na czarnym rynku.
 – Nie bardzo dalej rozumiem… Strasznie zagmatwana historia. Usłyszałem tylko jakieś marne 10% i nic po za tym.
– No dobrze powiem panu… Chodzi o rakiety dla Iranu. – powiedział Bartrev, czekając na reakcję rozmówcy. Mazarow zaśmiał się tylko głośno i nic nie powiedział. – Ależ nie ma w tym nic śmiesznego. Rakiety dla Iranu, które są przekazywane od Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej.
   Wtedy mężczyzna przestał się ironicznie uśmiechać, poprawił marynarkę i położył oba łokcie na stole.
  – To poważny interes. Jest pan pewny, co robi? Jeśli to wyjdzie może wywołać aferę na cały świat. Czy to jest legalne? –Wyszeptał.
  – W żadnym razie. Dlatego poprosiłem pana o pomoc. Rosyjskie Ministerstwo po pierwsze nie ma pieniędzy na transport rakiet, aż do Iranu, bo znajdują się w Kaliningradzie. Po drugie te rakiety są poza limitami, poza oficjalną wiedzą USA i NATO.
 – Muszę się namyśleć. To bardzo poważna sprawa. – powiedział Mazarow. Chwilę po jego słowach Bartrev uśmiechnął się i przybrał taką minę jakby całą tą rozmowę przewidział. A faktycznie reakcję swojego rozmówcy udało mu się wyobrazić wcześniej. Bartrev wiedział co on szykuje. Po powrocie do Anglii, gdzie mieszkał i prowadził mafijną działalność, chciał, za lata spokoju prawdopodobnie sprzedać informację o rakietach. W Londynie, gdzie miał swój dom, miał wielu znajomych wśród polityków i biznesmanów, każdy chętnie by zapłacił by mieć taka informację. Ale Bartrev wraz ze swoimi ludźmi przygotował się na taką sytuacje. Aby zapewnić sobie lojalność porwali jego córkę, która studiowała w Rosji i mieszkała u swojej matki, byłej żony nie. Mięli go w garści.
 – Pamiętasz swoją córkę? – mężczyzna skinął głową i zmarszczył brwi – Bo chyba przybyła do Nowosybirska. Więc lepiej niech odpowiedź będzie pozytywna, bo inaczej do Moskwy nie powróci o własnych siłach.
Wtedy ochroniarz Simasius w napadzie złości ruszył do Bartreva.
 – Stój! – krzyknął Mazarow do swojego ochroniarza. – Zgadzam się, ale po robocie ma być cała i zdrowa! Rozumiesz?!
 – Spokojnie. Dobrze wykonana robota – córka wróci do domu, wraz z 10% udziałem. – powiedział spokojnym głosem Bartrev. W jego głosie dało się odczuć dumę. Był dumny, że negocjacje były tak krótkie i tak owocne.
   Po dość oficjalnym pożegnaniu zrozpaczony i zmartwiony o życie córki Mazarow wraz z ochroniarzem wyszli z hangaru i odjechali. Dokładne informacje miały być przesłane do Somalii w najbliższym czasie. Teraz trzeba było tylko znaleźć statek. Bartrev wyszedł z hangaru i spojrzał na południe i ujrzał księżyc świecący bladą poświata. Wciąż z siebie dumny powiedział do siebie: „Czas wrócić do domu”.