Kilka lat temu napisałem swoje wspomnienia z LWP, które podaję w oryginalnej, nieco edytowanej formie. Przepraszam za brak polskich liter. Mialem nieprzyjemnosc sluzyc w latach 1958 do 1960 r. w Ludowym Wojsku Polskim, w wojskach inzynieryjnych, czyli saperach. Bylo to tylko pare lat po przepedzeniu przez nas "do kolchozu" marszalka CCCP Konstantyna Rokossowskiego, chociaz pozostalo jeszcze sporo wyzszych (stopniem, a nizszych od Polakow intelektem) oficerow sowieckich, po burzliwych manifestacjach "Polskiego Pazdziernika”, jesienia 1956r po oddawaniu krwi dla Wegrow, itd. W moim batalionie liczacym ok. 500 zolnierzy i oficerow, przez dwa lata, bylo kilka nieudanych samobojstw, moj kolega sierzant strzelil sobie skutecznie w usta, a porucznik po pijanemu (z nienawiscia szepcac: "…jedna komunistyczna k***a mniej!") strzelal do "Warszawy", w ktorej siedzial z zaslana medalami […]
Kilka lat temu napisałem swoje wspomnienia z LWP, które podaję w oryginalnej, nieco edytowanej formie. Przepraszam za brak polskich liter.
Mialem nieprzyjemnosc sluzyc w latach 1958 do 1960 r. w Ludowym Wojsku Polskim, w wojskach inzynieryjnych, czyli saperach. Bylo to tylko pare lat po przepedzeniu przez nas "do kolchozu" marszalka CCCP Konstantyna Rokossowskiego, chociaz pozostalo jeszcze sporo wyzszych (stopniem, a nizszych od Polakow intelektem) oficerow sowieckich, po burzliwych manifestacjach "Polskiego Pazdziernika”, jesienia 1956r po oddawaniu krwi dla Wegrow, itd.
W moim batalionie liczacym ok. 500 zolnierzy i oficerow, przez dwa lata, bylo kilka nieudanych samobojstw, moj kolega sierzant strzelil sobie skutecznie w usta, a porucznik po pijanemu (z nienawiscia szepcac: "…jedna komunistyczna k***a mniej!") strzelal do "Warszawy", w ktorej siedzial z zaslana medalami klatka piersiowa, chyba sowiecki pulkownik. Kolega popelnil dezercje z Kalasznikowem i zywa amunicja, bo naiwnie planowal uciec do Niemiec Zach. Zanim to zrobil namawial mnie (czesto za kare szorowalismy trocinami na kolanach korytarze przez pol nocy) tez do dezercji, ale obawiajac sie podstepu i zdajac sobie sprawe z beznadziejnosci takiej operacji, stanowczo odmowilem udzialu. Po kilku tygodniach zostal on zlapany po 3-4 dniach i nieprzespanych nocach. Zbity i trzymajac spodnie reka (poobcinali mu guziki od mundura), drzal zima bez plaszcza, przed batalionem na placu. Kapitan WSW z morda bandyty, wykrzykiwal nad nim :"ten bandyta!…". Wszystkim nam bylo go b. szkoda, lecz nic nie moglismy mu pomoc. Po powrocie do koszar bezsilni plakalismy, zaciskajac piesci. Dostal 2 i pol roku wiezienia, po ktorym musial zaczynac od nowa sluzbe w LWP. "Ku Chwale (ludowej) Ojczyzny!"…
Ja osobiscie siedzialem w areszcie za niepokorna postawe, itd. oraz za "bezczelne" sluchanie Wolnej Europy w Osrodku Wypoczynkowym Rady Ministrow PRL, gdzie sowiecka "arystokracja/generalicja" i ich lokaje z demoludow przyjezdzali na chlanie wodki, kobietki, no i…polowanie. Tak, tak, z ponad setka psow i w ogrodzonym olbrzymim rezerwacie z ok. 200 jeleniami i sarnami, ktorego dzien i noc pilnowala kompania KBW. Widzialem tam ministra Rapackiego, sowieckich i innych generalow, a nawet otoczonego 4-ma b. wymalowanymi “paniami” premiera PRL, Cyrankiewicza. Siedzialem kilka razy (w sumie kilka tygodni) w aresztach (wlaczajac "scisly"), gdzie jedlismy na "obiad" tylko zupe z aluminiowych misek mytych w zimnej wodzie, a w ktorych znajdowalismy kal i mocz szczurow. OHYDA! to tez poglebialo "milosc" do sluzalczej Sowietom “ wladzy ludowej".
Pamietam kiedy w areszcie, na rozkaz "zbiorka na korytarzu!"’ z kilkudziesieciu zolnierzy za szeptana zmowa nikt nie wyszedl z celi, a zaczelismy spiewac "Wyklety powstan ludu ziemi"… Powiadomili oficera dyzurnego garnizonu, ktory znienacka wskoczyl z dwoma zolnierzami WSW i "dolozyl" po kilka dni aresztu dla 3-ch najbardziej opieszale wychodzacych na kolejna zbiorke.
Opor przejawial sie w wielu formach, n.p. przedwojenna piesn rezerwy:
Panowie podporucznicy, zostancie majorami,
A gdy Ojczyzna powola nas i Was,
To pojdziemy razem z Wami!
Trzecia linia zostala przerobiona na:
To pojdziecie ch*** sa-aa-mi!
Kilka razy mielismy cwiczenia/musztre karna, kiedy komuch-oficer zareagowal na podobnie przerobione, a spiewane w marszu po koszarach, piosenki. Wiekszosc oficerow…"nie slyszala".
Nie zapomne lata 1959 r. kiedy bylem na Szkole Podoficerskiej. Byli tam elewi na rozmaitym poziomie, z rozmaitych srodowisk i roznili sie wyksztalceniem. Znalismy sie tylko kilka tygodni. Bylo nas ok. 200. Fidel zaczynal swoja "demokracje" na Kubie, a Amerykanie… przeszkadzali. Do tysiecy zolnierzy zgromadzonych w Kazuniu kolo Modlina, nasi generalowie z ich sowieckimi zwierzchnikami grozili przez polowe glosniki, ze…"nadchodzi moment, kiedy wraz z armia radziecka zadamy smiertelny cios imperialistom amerykanskim i ich lokajom…". Tak nas wystraszyli, ze w namiocie na jeden pluton (24 zolnierzy), nikt nie mogl zasnac. Zaczelismy po cichu dyskutowac, co zrobimy, jezeli naprawde zacznie sie wojna. Wszyscy postanowilismy, bez jednego sprzeciwu, ze wystrzelamy oficerow komunistow (zostawiajac tych, ktorzy zdezerteruja z nami) i z bronia, sprzetem saperskim i trotylem, pojdziemy do lasu, azeby wysadzac pociagi idace na zachod. Tak jak to robili nasi Ojcowie, glownie w AK, kilkanascie lat przedtem! Nie mielismy cienia watpliwosci, co do slusznosci i moralnosci swego stanowiska, ze musimy byc po wlasciwej stronie.
Taki to byl duch w opornym sowietyzacji wojsku, ktore niestety, stopniowo coraz bardziej bylo podporzadkowywane sowietom, przy pomocy naszych pokornych oportunistow i zdrajcow. Stary gleda Gomulka krzyczal: "… jezeli ktos bedzie powtarzal goebelsowska propagande o Katyniu, temu wladza ludowa…". Wszycy znalismy prawde! Moja rodzina znala ja od 1943r., kiedy Wehrmacht przyslal legitymacje porucznika WP, naszego kuzyna, zamordowanego w Katyniu.
Doswiadczony dlugim zyciem na Zachodzie, widze zza Atlantyku sprawy w Polsce i na swiecie czesto inaczej niz wielu rodaków.