WIEDZA
Like

Once upon a time

31/05/2015
1186 Wyświetlenia
2 Komentarze
6 minut czytania
Once upon a time

Once upon a time. Nie chodzi jedynie o przeszłość. Chodzi także o teraźniejszość. Niemieckie zbrodnie, to temat dla ludzi, którzy mają ochotę się z nim zmierzyć

0


Lata osiemdziesiąte. Mieszkam w Monachium. Co kogoś znajdą, to proces jest umarzany. Jeden po drugim. Chce jechać na północ kraju, bo zapowiedzieli sad na dwóch esesmanach, którzy nadzorowali prace w kamieniołomach w Mauthaussen. Plan mam prosty. Jak da się, walne w nich butelka z benzyna. W Mauthaussen zabito brata mego ojca Henryka. Miał 20 lat. Był harcerzem. Z drużyną wałczył w 1939 na przedpolach Warszawy, kiedy Niemcy dochodzili do stolicy. Potem aresztowanie Henryka. Pawiak. Tortury. Nie wydal nikogo. W listopadzie 1940 już nie żył.

Rzucę ta butelka – jeśli uda się ją przemycić – i najpewniej wsadza mnie do pudla. Ale o to nie dbam. Zycie raz się zaczyna. I raz kończy. Wie o tym dobrze Gerhard Sommer. Dowódca kompanii 16. Dywizji Grenadierów Pancernych, kiedy wydaje rozkaz rozstrzeliwania kobiet i dzieci w północnych Włoszech. A przecież koniec wojny tuz, tuz. Włosi po wojnie go odnaleźli. I wydali skazujący wyrok. Ale pojawił się problem. Dużo poważniejszy. Demokratyczne Niemcy za nic nie chciały go Włochom wydać! Oskarżony musiałby odpowiadać za popełnione w okrutny sposób i z niskich pobudek morderstwa w blisko 350 przypadkach. Czyli zdaniem niemieckiego sadu okazało się, znowu nie aż taki morderca. Na dodatek starość nie radość. Problemy z hemoroidami i słuchem. Oprócz tego, tamtego sierpniowego dnia nie zabił ANI JEDNEGO ŻYDA! Sąd brał to pod uwagę. Włosi to rodzaj podludzi w rodzaju tych z Europy Wschodniej. Tak przynajmniej utrzymywał niegdyś Sommer. I niemiecki sad podzielił jego racje. Stanął murem za Sommerem. Bezsilnym, starym człowiekiem, który ze starcza amnezja, czy bez niej, pobierał latami emeryturę. Najpierw w markach. Potem w euro. Emeryturę nie byle jaka. Brał przecież nasz Sommer udział w wojnie. Tej dużej, w której tylu Niemców straciło życie. Przez tego Hitlera, który może i chciał dobrze.

No, a już zupełnie niesłusznie czepiają się niejakiego Oskara Groeninga. Że był w polskim obozie koncentracyjnym w Auschwitz? Każdemu przecież mogło się to przydarzyć. Ale już w akcie oskarżenia rzucają się w oczy nieścisłości. Oskarża się go o pomocnictwo w zamordowaniu około 300 tysięcy osób! Chyba prokuratorzy powariowali. Przecież trzysta tysięcy osób, to parokrotnie więcej, niż cala populacja amerykańskiego miasteczka, w którym mieszkam. Może raczej chodzi jedynie o 276 tysięcy? No, końskim targiem Dwieście Tysięcy. Tyle osób pozbawić życia? A czy z pewnością węgierscy Żydzi zaliczani byli wtedy do ludzi? Mowie wtedy, bo teraz się pozmieniało. Przecież to nie ma sensu. A nie dawno jeszcze – choć dobrych dwadzieścia lat temu – po Chicago biegał Żyd, który utrzymywał, że ulubionym zajęciem Oskara był młotek i dłuto. Więźniom kazał się kłaść pokotem, a potem szybko i sprawnie wbijał im w oczy młotkiem śrubokręt!

Śmiejecie się? Zajęciu temu Oskar oddawał się w godzinach poobiedniej drzemki, kiedy to zona zajęta była wysyłaniem przyjaciołom abażurów z ludzkiej skory! A najlepsze to, że kiedy pisze te słowa, to traktujecie to moje pisanie jako fikcje. Wymysł. No, tak, powiecie, były komory gazowe. Sporo ludzi straciło życie. Ale nie zawsze tak bywało. Niemiecki wymiar sprawiedliwości stoi murem za Oskarem, jak stal w przypadku Sommera. Dlaczego? Bo ma rodzaj wyobraźni. Wyobraźni, którą miał kolega Oskara z Waffen-SS Gunther Grass. Młodszy kolega. Mniej zaprawiony w rożnego rodzaju sztuczkach takich jak dla przykładu morderca Horst Ripper, który tego samego lata, kiedy Sommer tak „zapracowany” we Włoszech, załatwił francuskiego pisarza Saint-Exuperego. Autora książeczki zatytułowanej Mały Książę, która w sposób wyjątkowo perfidny próbowała przypomnieć polska… no mniejsza. Nazywała sie Kasia Sobczyk, ale to już do sprawy nie należy. Tego Horsta do roku 2013 spotkać można było na ulicach Wiesbaden. Próbowałem zainteresować nim niemiecką prokuraturę. Ale bez skutku. Może dlatego, ze list napisany był w nienagannej niemczyźnie. Podejrzane. Da liegt der Hund begraben. A i jeszcze jedno. Admiral Karl Doenitz, następca Hitlera, nakazywał załogom polskich – od dzisiaj, podobnie, jak i obozy, niech będą polskie – U-bootow strzelać do ratujących sie z zatapianych statków. W powojennych Niemczech Karl doczekał sie emerytury i zapraszano go na uniwersytety, aby dzielił się swą wiedzą.

0

Henryk Skwarczynski

Henryk Skwarczyński, urodzony w 1952 w Felicjanowie koło Koluszek – polski pisarz i podróżnik. Na emigracji w Stanach Zjednoczonych od 1980 r. Współpracownik Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki. Autor książek „Z Różą i Księżycem w Herbie” , „Majaki Angusa Mac Og”, „Uczta głupców”, „Zabiłem Piotra Jaroszewicza” i innych.

19 publikacje
0 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758