„Hasło tegorocznego Dnia Judaizmu: „jestem Józef, wasz brat”, nabiera niepokojącej wieloznaczności.”
"Jeszcze nie przebrzmiały echa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która 13 stycznia zbierała pieniądze nie tylko na chore dzieci, ale również – na zagadkowe „zestawy geriatryczne” dla schorowanych starców – a już nadszedł XVI Dzień Judaizmu, z dwuznacznym hasłem: „Ja jestem Józef, wasz brat”. Echa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zabrzmiały w tym roku szczególnie głęboko i też wieloznacznie, ponieważ „Jurek Owsiak”, jakby wyczuwając szóstym zmysłem troski i niepokoje pana ministra Rostowskiego, które są przecież tylko refleksem trosk i niepokojów naszych bezpieczniackich okupantów, którzy z kolei wychodzą naprzeciw zaniepokojeniu finansowych grandziarzy, spodziewających się w bieżącym roku wyciągnąć z naszego nieszczęśliwego kraju 50 mld zł tytułem „obsługi długu publicznego” – więc „Jurek Owsiak” przetestował opinię publiczną na okoliczność legalizacji eutanazji.
Ponieważ dlaczegoś nikt – oczywiście poza „Gazetą Wyborczą”, a zwłaszcza panią red. Wiśniewską z najweselszego w tym dzienniku działu religijnego, której eutanazja podstarzałych i schorowanych przedstawicieli naszego mniej wartościowego narodu tubylczego najwyraźniej się podoba – nie wykazał entuzjazmu, „Jurek Owsiak” werbalnie z pomysłu się wycofał wyjaśniając, że został „źle zrozumiany” – ale ze zbiórki na zagadkowe w tej sytuacji „zestawy geriatryczne” już wycofać się nie chciał, a może nawet i chciał, tylko już nie mógł? W tej sytuacji doszło do niesłychanego aktu obrazy, jakiego wobec „Jurka Owsiaka” dopuścił się pan red. Terlikowski oświadczając, że jest on – tzn. „Jurek Owsiak” tym bardziej niebezpieczny, im więcej dobra przynosi jego akcja. Obrazę tę bardzo boleśnie przeżył przewielebny ksiądz Kazimierz Sowa, dyrektorujący kanałowi religijnemu w TVN, któremu nie mogło pomieści się w głowie, że wobec „Jurka Owsiaka”, który jest „dobrym człowiekiem” można było dopuścić się takiej zelżywości. Nie przypominam sobie, by przewielebny ks. Sowa reagował tak energicznie na obrazę Pana Boga – ale nietrudno się domyślić, że są osoby ważniejsze i mniej ważne i że „Jurek Owsiak” oczywiście plasuje się na czele tej pierwszej kategorii.
Więc chociaż legalizacja eutanazji czeka nas dopiero w przyszłości, to nieubłagana konieczność zmusza rząd premiera Tuska do gorączkowego poszukiwania pieniędzy. Wiadomo bowiem, że trwanie rządu zależy od tego, czy potrafi zadowolić zarówno naszych bezpieczniackich okupantów, jak i finansowych grandziarzy, dzięki którym podtrzymuje on iluzję płynności finansowej naszego państwa. Toteż nie budzi niczyjego zdziwienia przekazanie spółce PLL „LOT” pierwszej transzy miliardowej dotacji, dzięki której pasożytująca na tej spółce soldateska znowu będzie miała za co wypić i zakąsić – ani nawet tworzenie spółki „Inwestycje Polskie”, na którą będą musiały złożyć się wszystkie spółki z udziałem Skarbu Państwa, by mogła ona „w imieniu rządu” inwestować. Jestem pewien, że najpierw zainwestuje w siebie, bo nie ma nic ważniejszego nad „kapitał ludzki”, zwłaszcza w postaci „kadr”, co to „decydują o wszystkim”.
Żeby jeszcze koniunktury były lepsze, a tu akurat odwrotnie; kryzys ante portas i chociaż w swoim słynnym expose premier Tusk odgrażał się, że zatrzyma go własną piersią, to przecież nie można wykluczyć, że perfidny kryzys prześliźnie mu się między nogami i objawi się w całej swojej straszliwej postaci. Na wszelki tedy wypadek minister Nowak od infrastruktury stawia jeden przy drugim fotoradary, z których spodziewa się uzyskać co najmniej półtora miliarda złotych, zaś za przekroczenie szybkości głosi srogie kary aż do konfiskaty prawa jazdy włącznie. Ponieważ na brak pieniędzy cierpią też samorządy terytorialne, to tylko patrzeć, jak jedynym środkiem uchronienia się przed karą będzie pchanie samochodu w terenie zabudowanym.
Ale kierowcy nie są jedyną grupą społeczną, którą nasi bezpieczniaccy okupanci zamierzają rękoma rządu obrabować. Drugą prześladowaną grupą są oczywiście przedsiębiorcy, wobec których rząd zapowiedział zlikwidowanie „szarej strefy”. Warto przypomnieć, że według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, w „szarej strefie” powstaje około 30 procent Produktu Krajowego Brutto, a więc tego, co w Polsce zostało wyprodukowane i sprzedane. To właśnie dzięki „szarej strefie”, wbrew wysiłkom kolejnych rządów, gospodarka polska jako-tako funkcjonuje, dostarczając naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu ekonomicznych podstaw egzystencji. Mam nadzieję, że likwidacja „szarej strefy” rządowi się nie uda, bo gdyby się udała, to skutki takiej operacji musiałyby być podobne do skutków strajku włoskiego, kiedy to przedsiębiorstwo staje. Być może gospodarka by nie ustała, bo pamiętamy, że podczas „nazistowskiej” okupacji, w Generalnym Gubernatorstwie za samowolne zabicie świni groziła kara śmierci – ale przecież kto był na wolności, to rąbankę jadł i nawet Niem… to znaczy pardon – oczywiście nawet „naziści” też z tych możliwości korzystali. Ale co się nasi okupanci narabują, to się narabują – podobnie jak „naziści” w Dęblinie, który z tej racji szmuglerzy („spod serca kap, kap, słonina i schab, a z boku dwa balerony”) nazwali „Gołocinem”.
W tej sytuacji hasło tegorocznego Dnia Judaizmu: „jestem Józef, wasz brat”, nabiera niepokojącej wieloznaczności. Chodzi oczywiście o dokonania wspomnianego Józefa na stanowisku pierwszego ministra faraona. Pod pretekstem zapobieżenia kryzysowi realizował on kilka polityk interwencyjnych jednocześnie: ustanowił dodatkowy, 20 procentowy podatek zbożowy w naturze, co nie tylko spowodowało rozrost biurokracji w postaci armii „pisarzy”, ale wymagało też podjęcia kolejnej interwencji w postaci budowy magazynów na skonfiskowane zboże i koszar dla żołnierzy, którzy tych magazynów pilnowali. To z kolei wymagało odciągnięcia z rolnictwa na place budowy zarówno robotników, jak i zwierząt pociągowych. Ta polityka doprowadziła w ciągu zaledwie 7 lat do upadku rolnictwa i klęski głodu. Wówczas perfidny Józef wykorzystując przymusowe położenie ludności, zaczął sprzedawać zboże uprzednio skonfiskowane jako podatek. Ceny prawdopodobnie były wyśrubowane, bo czytamy, że już po roku zgromadził dla faraona „wszystkie pieniądze”, jakie były „w ziemi egipskiej”. W ciągu następnych lat za sprzedane zboże przejął inwentarz żywy i martwy, ziemię, a w końcu – uczynił z chłopów niewolników państwowych, którym wspomniany, 20 procentowy podatek w naturze utrzymał. Na wspomnienie tego pierwszego w literaturze światowej opisu utworzenia kołchozów przez sprytnego i bezwzględnego grandziarza, cytowanie jego syrenich umizgów z okazji Dnia Judaizmu nie może nie wzbudzać zaniepokojenia naszego mniej wartościowego narodu tubylczego tym bardziej, że utworzony w początkach roku 2011 zespół HEART, którego celem jest „odzyskanie mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, ani na chwilę nie zaprzestał działalności.
Być może że w przeczuciu rozmaitych nieuchronności, dziwnie osobliwa trzódka posła Janusza Palikota złożyła była do niezawisłego sądu powództwo o nakazanie usunięcia krzyża ze ściany sali plenarnej Sejmu. Jednak niezawisłemu sądowi ani w głowie było wyręczać mocnych w gębie cienkich Bolków, którzy nie mając odwagi na stworzenie faktów dokonanych, próbowali wykorzystać go w charakterze ślepego instrumentum. Nie tylko nie nakazał usunięcia krzyża, ale w uzasadnieniu sarkastycznie zauważył, że w przypadku osób o ukształtowanym światopoglądzie nie może być mowy o żadnym deprymującym działaniu widoku krzyża. Tymczasem tak właśnie uzasadniał owo żądanie któryś z uczestników dziwnie osobliwej trzódki; albo poseł Rozenek, albo poseł Ryfiński – bo ci dwaj akurat nie epatują żadnymi seksualnymi zboczeniami, tylko awersją do Pana Boga. W związku z wyrokiem niezawisłego sądu pojawiły się nawet fałszywe pogłoski, że dziwnie osobliwa trzódka posła Palikota będzie teraz domagała się przebudowy wszystkich skrzyżowań w kształcie krzyża – by przybrały one albo kształt gwiazdy pięcioramiennej, albo jeszcze lepiej – sześcioramiennej. Z uwagi na prawdopodobne koszty takiej operacji w skali kraju, legalizacja eutanazji, na którą „Jurek Owsiak” właśnie testował opinię publiczną, objawi się w postaci nieubłaganej konieczności.
Stanisław Michalkiewicz "
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2724