Stanisław Michalkiewicz
Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 26 września 2012
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2622
Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 26 września 2012
Ach, gdyby tak zmartwychwstał Franz Fiszer, to na pewno miałby ogromną pokusę, by powtórzyć słynny bon-mot, że „cały pogrzeb na nic”. Chodzi oczywiście o pogrzeb kolegi Józefa Szaniawskiego, podczas którego doszło do incydentu, który stał się przedmiotem komentarzy, a nawet zażartych dyskusji – również między uczestnikami codziennych przesłuchań u przodującej w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym pani red. Moniki Olejnik, do której prezydent Kaczyński zwrócił się pewnego razu pieszczotliwym określeniem „Stokrotka”. Jak pamiętamy, na pani red. Olejnik zrobiło to duże wrażenie, tak duże, że aż dostała spazmów, w związku z czym pan prezydent przesłał jej na przeprosiny kwiatuszki.
Ale o to mniejsza, bo chodzi przecież o incydent. Otóż pod koniec Mszy św. koncelebrowanej przez JE bpa Piotra Jareckiego wygłoszonych zostało kilka przemówień. Między innymi Jan Lityński, obecnie będący na posadzie w Kancelarii Prezydenta, próbował odczytać pismo o przyznaniu Józefowi Szaniawskiemu państwowego odznaczenia. Jednak część uczestników nabożeństwa zaczęła wznosić okrzyki: „hańba! hańba!”, a następnie z całej siły klaskać, w związku z czym Jan Lityński miał ogromne trudności z wypełnieniem swojej misji. Oklaski nie ustały mimo wezwań proboszcza archikatedry warszawskiej do zachowaniu spokoju i powagi.
Najwyraźniej obecność Jana Lityńskiego podczas pogrzebowego nabożeństwa, a zwłaszcza próba odczytania przezeń pisma prezydenta Komorowskiego o przyznaniu Zmarłemu państwowego odznaczenia, została uznana przez znaczna część uczestników uroczystości za skandal i prowokację. Uprzedzając nieco wypadki muszę odnotować, że większość protestujących poczuła się dotknięta faktem obecności wysłannika prezydenta Komorowskiego, ale byli również i tacy, których dotknęło żydowskie pochodzenie Jana Lityńskiego. Mimo oklasków odczytał on pismo prezydenta, po czym w archikatedrze ponownie zapanował spokój, aż do momentu, kiedy przed rozpoczęciem egzekwii JE bp Piotr Jarecki delikatnie skrytykował zachowanie protestujących, wyrażając na koniec przekonanie, że Józef Szaniawski akurat w tej sprawie na pewno by się z nim zgodził. Na to co bardziej energiczne kobiety zaczęły z nim głośno dyskutować i kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby Jego Ekscelencja, widząc, że atmosfera robi się coraz bardziej wiecowa, skwapliwie rozpoczął modlitwy.
Obserwując rozwój sytuacji przypomniałem sobie opinię wypowiedzianą jeszcze w roku 1979 przez Janusza Korwin-Mikke, kiedy to podczas pierwszej wizyty w naszym nieszczęśliwym kraju papieża Jana Pawła II, uczestnicy nabożeństw frenetycznie papieża oklaskiwali. Te oklaski miały u nas wtedy charakter precedensowy i pamiętam, że prymas Wyszyński też sprawiał wrażenie niezadowolonego z tej formy ekspresji, chociaż publicznie oczywiście żadnych opinii nie wypowiadał. Korwin natomiast nie był tak powściągliwy i powiedział, że skoro ludziom pozwala się papieża oklaskiwać, to tylko patrzeć, jak dojdą do wniosku, że wolno im go też wygwizdywać. Oczywiście w przypadku Jana Pawła II żadne wygwizdywanie było nie do pomyślenia, ale przecież nie wszyscy duchowni w Polsce cieszą się dzisiaj takim samym, czy choćby podobnym autorytetem, a w tej sytuacji ryzyko wygwizdywania gwałtownie rośnie. Wprawdzie podczas uroczystości pogrzebowych kolegi Józefa Szaniawskiego do gwizdów nie doszło, ale głośna dyskusja przed zakończeniem Mszy św. z głównym celebransem w osobie JE bpa Piotra Jareckiego może być zwiastunem najgorszego.
Większość komentatorów upatruje w tym wyłącznie objaw politycznego zacietrzewienia. Coś naturalnie jest na rzeczy, bo już po zakończeniu nabożeństwa wiele osób z którymi rozmawiałem i dyskutowałem, zwracało uwagę na prowokacyjny charakter obecności Jana Lityńskiego w charakterze przedstawiciela prezydenta Komorowskiego. Takiej intencji ze strony pana prezydenta oczywiście z góry wykluczyć niepodobna, zwłaszcza gdy pamiętamy, jaką rolę przyszło mu odegrać w rozpętaniu awantury wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Jeśli zatem mieliśmy do czynienia z objawami politycznego zacietrzewienia, to warto podkreślić, że mogło ono wystąpić nie tylko po stronie protestujących uczestników pogrzebowych uroczystości, ale również – po stronie pana prezydenta, od którego niewątpliwie moglibyśmy oczekiwać większej powściągliwości.
Niemniej jednak zwracałem uwagę, że ani ja, ani moi rozmówcy nie wiemy, z czyjej właściwie inicjatywy doszło do przyznania Józefowi Szaniawskiemu państwowego odznaczenia i wysuwałem przypuszczenie, że w tej sprawie rodzina Zmarłego mogła być przez Kancelarię Prezydenta konsultowana. To oczywiście zmieniałoby nieco postać rzeczy – a żeby przynajmniej trochę osłabić rażący charakter obecności w charakterze prezydenckiego przedstawiciela akurat Jana Lityńskiego, zwracałem uwagę, że między Józefem Szaniawskim, a Janem Lityńskim istnieje jednak pewien punkt wspólny. Mianowicie i jeden i drugi za komuny siedział w więzieniu jako więzień polityczny. Z przyjemnością zauważyłem, że na takie dictum zdecydowana większość moich rozmówców wyraźnie łagodziła poprzednie, ostre oceny – więc już nie wspominałem, że kolega Szaniawski też lubił zadymy.
Podkreślam to dlatego, że taka podatność na rzeczowe argumenty zaprzecza forsowanym przez media głównego nurtu poglądem o politycznym zacietrzewieniu. To nie tyle jest zacietrzewienie, co swego rodzaju obolałość na skutek łajdackiej aktywności funkcjonariuszy wspomnianych mediów, którzy – chociaż plugawe paszcze mają pełne tolerancyjnych frazesów – dla części swoich współobywateli mają tylko szyderstwo i ostentacyjną wzgardę. Naturalnie nic ich do tego nie upoważnia, bo w zdecydowanej większości swoim zachowaniem potwierdzają spostrzeżenie Winstona Churchilla, że naród polski jest kierowany przez „najnikczemniejszych z nikczemnych”. Trudno się dziwić, że ludzie przez całe lata obijani przez nikczemników, mogą cierpieć na rodzaj nadwrażliwości, która skłania ich do dopatrywania się łajdackich intencji w każdej sytuacji.
I wreszcie warto zwrócić uwagę, że owi nikczemnicy z upodobaniem forsują „demokratyzację” – niestety również w Kościele. Jak większość postępaków, również i oni nie potrafią dostrzec związku przyczynowego między swoim ideałem, a jego praktycznymi konsekwencjami – ale to tym gorzej i dla nich i dla wszystkich.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.