Bez kategorii
Like

Oj tam, oj tam…

11/10/2011
471 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Nie chcę być obywatelem kraju rządzonego przez indywiduum ze świńskim ryjem i sztucznym penisem. Chyba wystąpię o obywatelstwo Kostaryki.

0


 

Byłam przewodniczącą komisji na Mokotowie. Zdecydowałam się na tę  niewdzięczną pracę, żeby przyjrzeć się od środka jak komisja funkcjonuje. Jako przewodnicząca miałam teoretycznie większe uprawnienia niż pozostali członkowie komisji, a na pewno niż mąż zaufania, który jest w każdej komisji persona non grata i nawet moja osłona nie chroniła go przed wściekłymi atakami pozostałych członków.

 W mojej komisji Jarosław Kaczyński otrzymał 219 głosów, a Donald Tusk 525. Janusz Palikot 119 głosów.

 Pozostali kandydaci mieli wyniki ( jak to się mówi w medycynie) jedncyfrowe. Rekordzista Artur Górski otrzymał 16 głosów, a Przemysław Wipler 10.

 

W mojej komisji prawie na pewno nie doszło do fałszerstwa. Prawie napewno, bo musiałam dopuścić 47 osób z zaświadczeniami, których nie sposób zweryfikować. Akurat u mnie głosujący wyglądali poczciwie, a zaświadczenia były wystawiane najczęsciej przez sołtysów małych miejscowości.

Przy założeniu złej woli, jedna osoba posiadająca wyprodukowane chałupniczo zaświadczenia zdążyłaby jednak- jak już pisałam- zagłosować nawt i w 100 miejscowościach.

 

Czy mamy prawo zakładać złą wolę? To była oś sporu pomiędzy mną a innymi członkami komisji.

„Ludziom trzeba ufać”, „A któżby oszukiwał i po co?.” – podobnych prawdul musiałam słuchać przez cały czas.

 

– Karty przechowywane były z soboty na niedzielę, nie w sejfie, lecz na stole w gabinecie pani profesor zamkniętym na zwykły kluczyk Yale. Pytam o możliwość zaplombowania pokoju. „Oj tam, oj tam – a co, pani profesor zje pani te karty”- słyszę od mojej zastępczyni i jednocześnie gospodarza terenu. 

Nie upieram się, zabieram pieczątkę do domu. „ A po co komu pieczęć?” – z pogardą dla mojej podejrzliwości komentuje zastępczyni. Klucze w opieczętowanej kopercie muszę zostawić u portiera, na wypadek pożaru. Nie ma sensu się upierać, bo nie wiem ile osób ma naprawdę do tego pokoju klucze.

 

-Przy liczeniu głosów zabieram długopisy. Awantura. „Zawsze liczyliśmy z długopisami” – argumentują bywalczynie róznych komisji. „Pani nas obraża podejrzewając o fałszerstwo”.

 

I w tym stylu do końca. „Nam musi się wszystko zgadzać algebraicznie, a reszta nas nie obchodzi”- to jeszcze jeden kwiatek wśród wypowiedzi.

 

Nikomu z mojej komisji nie zarzuciłabym chęci oszustwa. Jedyna rzecz, ktorą mogłbym zarzucić to bezgraniczną głupotę. (Ten zarzut nie dotyczy mojej zastępczyni, kobietki z jajami i wysoką inteligencją, która bardzo mi pomogła w ogarnięciu wszystkiego.)

Panie uparły się na przykład, żeby wkładać żółtą kartę w książeczkę i wręczać głosującym komplecik, po czym głosujący wrzucali złożone karty do urny, a my musiałyśmy przed liczeniem je rozkładać, co kosztowało nas dodatkową godzinę.

Nie mogłam bez przerwy się z nimi przepychać, wolalam skupić się na pilnowaniu rzetelności wyborów.

Niestety w komisji miałam same panie i stwierdzam, że bardzo nie lubię kobiet w grupie.

Nawet rozmowy przy liczeniu były poniżej poziomu koszarowej latryny, co mnie bardzo męczyło. Pojawienie się młodego informatyka, a potem kierowcy, z którym odwoziłam karty, przyjęłam z ogromną ulgą.

 

Nie pierwszy raz pracuję w komisjach wyborczych i upewniłam się, że zgodnie z zasadami socjologii, komisja natychmiast zamienia się w grupę zorganizowaną przeciwko mężowi zaufania i głosującym. Świadczą o tym ataki na męża zaufania, oraz nieprzychylne komentarze o głosujących- oczywiści za ich plecami. Niebezpieczeństwem takiej grupy jest nadmierne wzajemne zaufanie jej członków.

Na każdy formalizm reaguje się postawą, którą nazwałam „ oj tam, oj tam”, co oznacza (zgodnie ze znanym wulgarnym dowcipem, ktorego nie śmiem przytoczyć)- ”przecież nic się takiego nie stało”.

Gdyby przypadkiem ktoś chciał oszukiwać, to przy takiej postawie miałby wolną drogę.

 

Na marginesie- nie wiem po co osoby, ktore nie chcą oszukiwać, ale jednocześnie mają lekceważacy stosunek do procedur i nie mają zamiaru niczego pilnować, zgłaszają się do komisji. Może dla 160 złotych honorarium?

 

Po wyborach popadłam w depresję. Nie chcę być obywatelem kraju rządzonego przez indywiduum ze świńskim ryjem i sztucznym penisem. Chyba wystapię o obywatelstwo Kostaryki.

0

Iza

181 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758