Ha! Zadaliśmy im pieprzu! Umyślnie udajemy ucieczkę, żeby ich za sobą wywabić. Nie będą nam więcej psubraty burłajować! Mieliśmy z nimi robotę, wierzcie nam! O szelmy! lada hultaj dziś szlachcicowi się nadstawia! Ale mają za swoje!
Nic o tym nie wiadomo, ale tak mogli mówić wzorem pana Zagłoby, mieszkańcy Ołyki, miasteczka w powiecie łuckim na Wołyniu, gdy ewakuowali się do Przebraża. Co nie udało się w czasie wojen kozackich, gdy Bohun spalił Ołykę, udało się trzy wieki później, kiedy przez kilkanaście dni Polacy bronili się w zamku Radziwiłłów przed atakami bojówek banderowskich.
Henryk Cybulski, komendant samoobrony Przebraża wspominał to tak:
Trzeciego stycznia siedziałem właśnie u siebie w kancelarii, gdy wszedł Henryk Olszewski i oznajmił, że jacyś trzej mężczyźni, którzy podobno przyszli z Ołyki, pragną mnie zobaczyć. (…)
– Przybyliśmy tu – oświadczył jeden z nich – w imieniu tysiąca pięciuset ludzi*, aby prosić dowództwo Przebraża o pomoc. Pod koniec grudnia garnizon niemiecki (…) nagle opuścił miasteczko. (…) Bandy UPA natychmiast przystąpiły do systematycznego oblężenia. Grube mury i stare wały obronne okazały się dla nich nie do zdobycia, toteż zastosowali taktykę wyczekiwania i nękania nas z broni maszynowej. (…) Jeżeli oblężenie potrwa dłużej, bandy zdobędą nas głodem…
Wysłanie gońców do Przebraża, niczym Skrzetuskiego do króla, uratowało Ołyczan. Przy pomocy kilkunastu posiadanych karabinów nie obroniliby się przed większym atakiem. I tak zanim nadeszła pomoc, zginęło 37 osób.
Przebraże od Ołyki dzieliło ponad 30 kilometrów. Trzeba było zorganizować transport dla przewiezienia takiej liczby osób, dogadać się z załogą węgierską pilnującą przejazdu przez tory kolejowe. W końcu 13.01.1944r. o zmroku trzystu partyzantów i 250 furmanek ruszyło w stronę Ołyki.
Jak dzisiaj pogoda była bezwietrzna ale mróz sięgał piętnastu stopni.
Po dotarciu do Ołyki odsiecz spotkała niemiła niespodzianka. Obrońcy nie chcieli otworzyć bram, podejrzewając podstęp UPA. Przekonała ich dopiero perswazja ich własnych emisariuszy, którzy wrócili z Przebraża.
Przed ewakuacją odegrano z przypadkowo znalezionego patefonu „Mazurek Dąbrowskiego”. Być może ostatni raz w Ołyce.
14 stycznia po południu kolumna wozów z uchodźcami i ich dobytkiem, niemal nie niepokojona przez UPA, ruszyła w stronę Przebraża, rozciągając się na długości kilku kilometrów. Po drodze czekał ją przymusowy postój w ukrańskiej wsi Armatniów, gdyż po zmroku Węgrzy nie chcieli przepuścić jej przez przejazd kolejowe. Całą wieś partyzanci obstawili wartami na wypadek, gdyby któryś z mieszkańców zechciał wymknąć się i zaalarmować upowców.
Nad ranem łapówka w formie bimbru i słoniny tak przekonała Węgrów, że ci nawet przeprosili za wyrządzone niedogodności. Kolejni uchodźcy znaleźli schronienie w Przebrażu.
*- Siemaszkowie piszą o ok. 300 Polakach chronących się w zamku w Ołyce
Zamek Radziwiłłów w Ołyce. Jak pisał Mieczysław Orłowicz w Ilustrowanym Przewodniku po Wołyniu “Zamek był niegdyś, a poczęści jest i dotychczas jedną z najpyszniejszych rezydencji magnackich na Wołyniu. Mimo licznych zniszczeń wojennych, stosunkowo najlepiej zachował się on wśród dawnych zamków wołyńskich. Szczególnie imponująco przedstawiają się otaczające zamek dokoła piętrowej wysokości fortyfikacje vaubanowskiego systemu z XVII wieku, po których można odbyć wędrówkę dokoła zamku. (…) Sam zamek jest to piętrowy gmach czworoboczny, zbudowany dokoła dużego dziedzińca, który rozmiarami przewyższa czterokrotnie dziedziniec zamku na Wawelu.
_____________________
Źródła:
H.Cybulski, “Czerwone noce”, Warszawa 1966
W. Siemaszko, E. Siemaszko, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Warszawa 2000.
Strony internetowe:
Zdjęcie zamku
Przewodnik po Wołyniu
Tekst pochodzi z bloga Mohorta