Odpowiedź redakcji – Jacek Kuroń dogadał się z Kiszczakiem
16/03/2012
533 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Gdańsk, 17 XI 1988 r.Joanna Szczęsna Gazeta Wyborcza
Oskarżyć kogoś’, że nie domaga się niepodległości..
Gdańsk, 17 XI 1988 r.
Oskarżyć kogoś’, że nie domaga się niepodległości..
Muszę przyznać, że jest to ten rodzaj zarzutów,
wobec których czuję się bezradny. Jak tu udowodnić,
że nie jestem wielbłądem? Jeśli słowo „niepodległość"
zbyt rzadko – jak na gust pani Joanny
Gwiazdy – pojawia się w naszym piśmie, to bez
związku z czerwonym, lecz dlatego, że nie uprawiamy
magii słów. Zamiast wołać, że Polacy muszą się
wybić na niepodległość, zajmujemy się tym, jak to
robią. Jest to także sprawa pewnej stylistyki i dobrego
smaku.
Jeśli zaś chodzi o sprawę A. Kołodzieja, to mea
culpa. Nie powinienem po prostu powoływać się na
puszczone w tv nagrania zrobione w więzieniu z
ukrytej kamery. Zgadzam się, że — miast dać się ponieść
emocjom — trzeba było raczej spróbować merytorycznej
polemiki. Tu bowiem zarysowuje się
między nami zasadnicza różnica. Twierdzenie Kołodzieja
(jedno z wielu równie nieprawdopodobnych),
że Jesienią 1986 roku Jacek Kuroń dogadał się z
gen. Kiszczakiem, by w zamian za wypuszczenie
Bujaka zlikwidować podziemną «S»" (cytuję z pamięci),
jest dla Joanny Gwiazdy „faktem politycznym,
który zainteresowanym byłoby wygodnie
utrzymać w tajemnicy". Dla mnie zaś jest to insynuacja,
a raczej kłamstwo, za jakie w normalnych warunkach
wytacza się proces o zniesławienie. I jak tu
udowadniać, że nie jest się wielbłądem ? A może jednak
obowiązek dowodu należy/ do tych, którzy rzucają
takie oskarżenia? Może więc pani Gwiazda pospołu
z panem Kołodziejem spróbowaliby udowodnić,
że jestem przeciw niepodległości i rewindykacjom
płacowym. Do tego, że popieram Lecha Wałęsę