Przy okazji 13 grudnia często zapomina się o nieco późniejszym fakcie, to jest o wybraniu Wojciecha Jaruzelskiego, niedawnego „kata narodu”, na prezydenta Rzeczpospolitej.
Trzeba w tym miejscu przybliżyć postać Jaruzelskiego, która wielu osobom wydaje się skomplikowana. Tymczasem zdaniem wielu badaczy sytuacja jest odwrotna: Jaruzelski jawi im się jako człowiek jednowymiarowy, a Wiktor Suworow nazwał go wręcz lokajem. W moim przekonaniu określenie takie jak najbardziej właściwe, bowiem Jaruzelski od początku swojej kariery służył Sowietom. Przeszedł w wojsku wszystkie szczeble w oficerskiej hierarchii i nigdy się w swojej służbie nie zawahał, zawsze był w czołówce wiernych ZSRR.
Jaruzelski był przy tym jednym z najmłodszych generałów (33 lata) w bloku wschodnim. Tak szybki awans był możliwy dzięki połączeniu dwóch cech: po pierwsze właśnie całkowitej wierności Sowietom, a po drugie bezwzględności. Tą drugą wykazał się chociażby, kiedy wyrzucał z LWP Żydów czy też gdy jako minister obrony narodowej konsekwentnie kształtował wojsko według ideologicznego schematu. Oddanie mu kontroli nad PZPR było logicznym zwieńczeniem jego służby dla ZSRR. Władze w Moskwie musiały mieć pewność, że osoba mająca zniszczyć „Solidarność” się nie zawaha i rozwiąże sprawę po myśli Kremla. Tak też w istocie się stało i Jaruzelski rozwiązał problem we własnym zakresie.
Wybór Jaruzelskiego prezydentem
W czasie negocjacji przy okrągłym stole komunistyczne władze zapewniły sobie i swoim sojusznikom 65% miejsc w sejmie kontraktowym. Gwarancją ich władzy miał być także urząd prezydenta, którego pozycja w zmienionym systemie była bardzo silna. Dla obu stron porozumienia było jasne, kto że stanowisko to obsadzi Jaruzelski, niemniej formalnie tego nie uzgodniono. Po wyborczej klęsce PZPR i jej sojuszników pozycja generała zdecydowanie osłabła, a jego wybór przestawał być tak oczywisty jak wcześniej. Komuniści podjęli wobec tego starania, by – jak to określił Alfred Miodowicz – nie „przerżnąć ostatniej reduty”. Działali przy pomocy wielostronnych nacisków, sugestii i odwołań do umowy okrągłostołowej, strasząc na przykład destabilizacją wojska i milicji w razie gdyby prezydentem został ktoś inny niż Jaruzelski. Postępowali w ten sposób nie tylko wobec „Solidarności”, ale również Kościoła i tak zwanych ugrupowań sojuszniczych (SD i ZSL). Metody te okazały się całkiem skuteczna. 24 czerwca 1989 roku Lech Wałęsa zasugerował w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że w panującej sytuacji wystawienie przez opozycję kandydata na prezydenta jest niemożliwe. Warto dodać, że do dziś duża część przedstawicieli dawnych środowisk solidarnościowych myśli, iż groźby kierowane pod ich adresem były realne. Nic bardziej mylnego, z wielu powodów nie mogły one zostać wcielone w życie – po szczegóły odsyłam na przykład do Reglamentowanej rewolucji prof. Dudka.
Źródło: Rafał Łatka, Histmag.org
Najpierw Cie ignoruja, potem sie z Ciebie smieja, potem z Toba walcza - i wtedy wygrywasz! Jeszcze Polska nie zginela... / Isten, áldd meg a magyart...