Rozterki ministra Steinmeiera są całkowicie zrozumiałe, zwłaszcza w świetle literatury, a konkretnie – słynnego poematu Janusza Szpotańskiego „Caryca i zwierciadło”, kiedy to do Carycy Leonidy w charakterze dziewosłęba przyjechał profesor Henry Kissinger, „chotia jewriej, choroszij parień”, który, mówiąc nawiasem, od razu zademonstrował osobliwe gusty: „Zachodzim w um z Podgornym Kolą, co ciągnie go do naszych dam. Przecież to barachło i chłam! Może tam oni takie wolą?” Mniejsza zresztą o to, bo przecież w przypadku takiego strategicznego partnerstwa, „gdy obie zejdą się półkule, będziemy mieć już całą pulę! (…) Czy to Moskwa, czy to Fłorida, czy Łondon, czy to Mozambik – wszędzie carstwujet Leonida, wszędzie władajet Tricky Dick! (…) Patrz, jak korzystnie świat się zmienia: Niegry bieleją z przerażenia, a Żydki zamykają domy, bo przeczuwają już pogromy. (…) Egipski pedryl aż się spłaszczy, ja budu szczała mu do paszczy i tak szutiła: „Nu Anwar, wied” u was na pustyni żar, ja tiepier tobie go ugaszę! (…) Ach Dick, kak czudnyj budiet mir! Wieczne wesele, wiecznyj pir! Parady, bale i ochota! Ja budu biezpriestanno pjana i wieczno w tobie zakochana!” W takiej sytuacji jakiś tam Steinmeier ze swoim strategicznym partnerstwem byłby potrzebny Carycy jak psu piąta noga, toteż nic dziwnego, że nie bacząc na dyplomatyczne ceregiele chciał rozedrzeć zasłonę przyszłości. Donald Trump udzielił mu odpowiedzi wymijającej, przede wszystkim dlatego, że on sam jeszcze dokładnie nie wie, co będzie robił, jako że właśnie jest intensywnie zapoznawany przez amerykańską armię i tamtejszych bezpieczniaków z rozmaitymi tajnymi operacjami i projektami, o których mógł nie mieć wcześniej zielonego pojęcia i tak naprawdę, to o jego zamiarach można będzie dowiedzieć się więcej dopiero z inauguracyjnego przemówienia – o ile, ma się rozumieć, będzie mówił szczerze. Widocznie jednak już czegoś się dowiedział, bo na przykład odwołał swoje wcześniejsze obietnice, że postawi Hilarzycę pod śledztwem. Najwyraźniej ktoś starszy i mądrzejszy musiał mu to wyperswadować, podobnie jak kiedyś Nikita Chruszczow wyperswadował Fidelowi Castro myśli samobójcze: „Nie nada, Fiedia!” Ponieważ niemiecka razwiedka, w odróżnieniu od naszych darmozjadów, co to nawet nie zauważyły, jak spiskujący trzej kelnerzy podsłuchują rozmowy w rezydencji premiera Tuska, gdzie nagrali ponoć aż 700 godzin – więc ponieważ niemiecka razwiedka coś tam przecież musiała przewąchać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, to stare kiejkuty musiały z centrali BND, która w tym celu prawdopodobnie porozumiała się z centralą Mosadu, że nie ma co się pipać w szczypę, tylko trzeba wznowić działania destabilizacyjne w polskim bantustanie. Toteż stare kiejkuty zmobilizowały agenturę w kolejnej grupie zawodowej i ogólnopolski zjazd adwokatury w Krakowie udelektował nadętego pana profesora Andrzeja Rzeplińskiego burzliwymi oklaskami przechodzącymi w owację, niczym w swoim czasie Józefa Stalina, no a pan prezes Rzepliński w wypowiedzi dla kiejkutowej telewizji zademonstrował niebywały wigor i plany na przyszłość. Że adwokaci stanęli na nieubłaganym gruncie praworządności, to nic dziwnego – w końcu to właśnie oni wykonali dla starych kiejkutów najbrudniejszą robotę przy warszawskiej reprywatyzacji i teraz nie mają innego wyjścia, jak oczekiwać na przewrót, który zapewni im nie tylko bezkarność, ale i zachowanie wszystkich „zdobyczy” toteż wymachiwali konstytucjami, niczym gruba pani Krzywonos. Ale musiało stać się jeszcze coś, bo pan wicepremier Gliński przed telewizyjnymi kamerami oświadczył, że „pragnie przeprosić” panią Komorowską, panią Rzeplińską i pana „Kubę” Wygnańskiego, co to w Radzie Działalności Pożytku Publicznego (jest, jest taka spelunca latrones!) uczestniczył w rozdzielaniu między rozmaitych filutów forsy uprzednio zrabowanej podatnikom, a wcześniej biegał z teczką za Henrykiem Wujcem, biłgorajskim chłopem opętanym przez Żydów. Zwraca uwagę, że temu pokajaniju wicepremiera Glińskiego patronował pan Adam Lipiński, wicenaczelnik naszego nieszczęśliwego kraju. Czy to stare kiejkuty, czy też sama pani Beata Szydło przywiozła jakieś kategoryczne rozkazy z Izraela, gdzie odbyła pielgrzymkę ad limina – tajemnica to wielka. A przeprosiny stąd, że pani Komorowska, pani Rzeplińska i pan Wygnański przewodzą „organizacjom pozarządowym”, które – chociaż pozarządowe – doją forsę od rządu aż miło – i to nie tylko od tubylczego, ale i od obcych – na przykład od niemieckiego, za pośrednictwem rozmaitych „fundacji”, co to – jak np. Fundacja Adenauera – 95 proc. środków czerpią z subwencji rządu niemieckiego, a także od finansowego grandziarza, który od prawie 30 lat korumpuje tubylcze autorytety moralne za pośrednictwem Fundacji Batorego, gdzie szmalec od grandziarza rozdziela Główny Cadyk III Rzeczypospolitej. Pan wicepremier Gliński pokręcił na to nosem, ale widocznie i Niemcy i grandziarz nacisnęli na jakieś guziki i z pana wicepremiera natychmiast uszło powietrze, czego pan Lipiński ostentacyjnie dopilnował. Słowem – ktoś musiał również panu prezesu Kaczyńskiemu przypomnieć, skąd wyrastają mu nogi – i dlatego przy składającym samokrytykę panu wicepremierze sam pan Lipiński.
Skoro tak, to widać, że Nasza Złota Pani, w porozumieniu z grandziarzem kazała odmrozić chwilowo zamrożony z powodu Trumpa proces destabilizowania naszego nieszczęśliwego kraju, a w tej sytuacji stare kiejkuty znowu mobilizują kolejne grupy zawodowe do dostarczania Komisji Europejskiej amunicji, która posłuży do podjęcia decyzji o ostatecznym rozwiązaniu der polnischen Frage. Ciekawe, czy w tej sytuacji nasza niezwyciężona armia ogłosi stan wojenny jeszcze przed Bożym Narodzeniem, czy też poczeka aż do „sześciu Króli”, kiedy to ofiarowuje się nie tylko kadzidło, ale przecież i złoto.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 9 grudnia 2016