Niezależnie od tego czy ludzie dyskutowali o liczbie diabłów na końcu szpilki czy o założeniach teorii względności, istotą sporu była zawsze wymiana argumentów w celu osiągnięcia prawdy.
Twórca analizy transakcyjnej, autor książki „ W co grają ludzie” Eric Berne twierdzi, że w jednej z gier małżeńskich (partnerskich), mężczyzna, który chce upokorzyć kobietę odmawia podczas stosunku z nią ejakulacji.
Jeżeli to prawda, jest to gra o wiele bardziej perfidna niż wielokrotnie opisywana przez Berne’a gra „pończoszka” polegająca na tym, że kobieta prowokuje mężczyznę do zachowań seksualnych, żeby potem go wyśmiać, albo wręcz oskarżyć o próbę gwałtu.
Głęboka neuroza pacjentów Berne’a polega na tym, że satysfakcja płynąca z wygranej w „moje na wierzchu” ( wszystkie inne gry dają się do niej sprowadzić) przerasta u nich satysfakcję z jakichkolwiek czynności życiowych czy funkcji społecznych.
Neurotyk opisywany przez Berne’a czuje się lepiej, gdy inni czują się gorzej. Inaczej-czuje się lepszy, gdy inni czują się gorsi, albo, gdy ma okazję tym innym udowodnić, że ich za gorszych uważa.
Piszę o tym żeby zracjonalizować pewne moje społeczne doświadczenia.
Rozmawiam na przykład z koleżanką pracującą w jednym z instytutów przemysłowych. Dowiaduję się, że wybiera się ona służbowo do Wrocławia w dniu, w którym na Uniwersytecie Wrocławskim ma odbyć się seminarium poświęcone ordynacjom wyborczym. „ Może zainteresuje cię ten temat”- zaczynam. „Na pewno nie zainteresuje, nie mam czasu na głupstwa”- odpowiada.
Dodam, że koleżanka niezbyt wybitna, dopracowuje ostatni rok przed emeryturą. Nobla na pewno nie dostanie. Ja też jestem niewybitna, ale do głowy nie przyszłoby mi leczyć kompleksy tak odpowiadając na przyzwoitą propozycję.
Z dalszej rozmowy wynika, że koleżanka nic o JOW nie wie i nie chce wiedzieć, bo z góry zakłada, że to zły system. Odmowa uczestnictwa w seminarium jest dla niej ( to widać) źródłem podobnej neurotycznej satysfakcji, jak dla opisywanego przez Berne’a mężczyzny odmowa ejakulacji.
Podobnie zachował się kolega, któremu zaproponowałam do przeczytania doskonałą książkę jednego z blogerów. „Nie czytuję byle czego”- odparł mój rozmówca. W tej odpowiedzi zawarta jest implicite sugestia, że polecająca książkę osoba czytuje właśnie „byle co”. Odmowa przeczytania ksiązki jest znowu źródłem neurotycznej satysfakcji.
Problem, jakie wady i zalety ma JOW (czy też książka) jest tu nieobecny.
To zupełnie sprzeczne z duchem cywilizacji łacińskiej. Niezależnie od tego czy ludzie dyskutowali o liczbie diabłów na końcu szpilki czy o założeniach teorii względności, istotą sporu była zawsze wymiana argumentów w celu osiągnięcia prawdy.
Jeżeli jednak uznamy, że prawda nie istnieje i zamiast niej poszukujemy tylko kompromisu, wszelkie rzeczowe argumenty są w zasadzie zbędne.
Jak w stadzie perliczek- zamiast myśleć wystarczy ustalić hierarchię dziobania.
Brutalna odmowa uczestnictwa byłaby może bardziej usprawiedliwiona w przypadku zaproszenia na koncert. Trudno na przykład miłośnika Bacha nakłonić do udziału w koncercie na stadionie i vice versa. A jednak możliwe są wyjątki.
Zstępowałam kiedyś w liceum (bodajże przez pół roku) panią od wychowania muzycznego. Zamiast dyktować uczniom życiorys Chopina, zaproponowałam im wspólne słuchanie muzyki na demokratycznych zasadach. Dzieliliśmy czas w stosunku 1:1.
Na moich godzinach słuchaliśmy Bacha. Zaczęłam od Wariacji Goldbergowskich uważając (jak się okazało słusznie), że do młodych ludzi przemówi matematyczna struktura tego utworu.
Uczniowie natomiast stawali na głowie, żeby mnie przekonać, że pewien zupełnie nieznany mi obszar działalności ludzkiej, do którego byłam uprzedzona, też zasługuje na szlachetne miano muzyki.
Wtedy właśnie pierwszy raz w życiu słuchałam na przykład Jimi Hendrixa i zespołu Led Zeppelin i musiałam przyznać, że- choć tego na pewno nie będę słuchać- muzycznie rzecz biorąc są to utwory bardzo interesujące.
Zamiast ustalania hierarchii dziobania obie strony czegoś się nauczyły. Było to jednak bardzo dawno temu.
Teraz każde z nas okopałoby się zapewne na swoich pozycjach i usiłowało drugą stronę obrazić, czerpiąc stąd neurotyczna satysfakcję.
Czyż tak nie wygląda obecnie każda dyskusja polityczna, a w szczególności kampania wyborcza?