Bóg zrobił mi prezent urodzinowy. Dał mi możliwość odkrycia logiki i sensu eksperymentu Michelsona-Morleya.
Od dłuższego już czasu zastanawiam się nad sensem tego słynnego i bardzo ważnego dla fizyki eksperymentu. To właśnie on jest najczęściej cytowany, dla potwierdzenia słuszności Szczególnej Teorii Względności.
Udało mi się zarazić poszukiwaniem tego sensu kilku aktywnych czytelników mojego bloga, a oni swoją drogą, spowodowali, że zabrał głos na ten temat sam guru fizykalistów na Salonie.
Ok. 24:00 przypomniałem sobie pewną historię i poszedłem spać. Zacznę od tej historii.
Byłem kiedyś bardzo bogatym człowiekiem i mogłem sobie pozwolić na kupno różnych ciekawych i drogich "zabawek". Jedną z nich był rower dla syna. Cechą charakterystyczną tego roweru było to, że była to pierwsza partia rowerów z japońską przerzutką Shimano.
Najważniejsze przy eksploatacji tej przerzutki była ta okolicznoś}, że nie wolno było przerzucać biegów, gdy rower stał. Producent uczciwie o tym uprzedzał i mój syn o tym znał.
On to znał, ale jego koledzy nie i każdy, który podszedł do roweru, musiał poprzerzucać kilka biegów. Jak mi później wyjaśniali – przy tym jest taki fajny dźwięk.
Rezultat był do przewidzenia. Przerzutkę zablokowali już pierwszego dnia eksploatacji. Następnego dnia rano, o 6:00 przystąpiłem do remontu. O 2:00 w nocy zrezygnowałem. Do zakończenia remontu pozostawała jedna operacja – włożenie mechanizmu przerzutki w bęben koła, ale ja nad męczyłem się bezskutecznie już kilkanaście godzin.
Cały dzień zszedł mi na walkę z jednym wałeczkiem przeciętym wzdłuż na pół. Za nic nie chiał wejść na swoje miejsce, przez co nie mogłem włożyć mechanizmu przerzutki do bębna koła.. Przyszło mi do głowy, że muszę się położyć, a następnego ranka muszę podejść do tej przerzutki z mózgiem myślącym po japońsku.
I tak się stało. Włożenie przerzutki na swoje miejsce zajęło mi 2 minuty.
Identycznie było dzisiaj. Pomyślałem sobie, że muszę iść spać, a gdy wstanę to będę wiedział jak szukać "rodzynki w cieście". Obudziłem się z myślą, że śnili mi się Michelson i jeden warszawski fizykalista.
W głowie kołatała się jedna natrętna myśl:
Potraktuj światło jak instrument pomiarowy, a nie jak integralną część eksperymentu!
Po sekundzie skojarzyłem skąd się ta myśl wzięła, ale wrócę do tego na końcu notki.
Gdy dotarło do mnie, że rola światła była taka sama, jak taśmy pomiarowej przy skoku w dal – krzyknąłem EUREKA!
Szukaliśmy skrócenia lub wydłużenia promienia i dochodziliśmy do wnisoku, że coś tu nie gra.
Szukaliśmy skrócenia lub wydłużenia drogi, co spowodowałoby zmianę czasu przelotu promienia, a tym samym różnice fazowe dwóch promieni, ale tutaj na przeszkodzie stała konstrukcja interferometru.
Dopiero gdy eine napisał czarno na białym o tym, że powinna była wystąpić różnica czasu przebiegu tych dwóch promieni,
http://autodafe.salon24.pl/380026,unparticle-physics#comment_5588432
to do mnie dotarło, że Michelson nie mógł być tak beznadziejnie głupi.
I faktycznie. Cała sztuka w tym interferometrze polega na precyzyjnym i silnym mocowaniu luster, półprzepuszczalnego lustra i okularu do jego ramion, tak, żeby podczas eksperymentu nie mogły zmienić swojego położenia nawet na nanometry (przecież różnica faz dwóch promieni powinna była zmieścić się w nanometrowym zakresie!).
O czym więc świadczy rezultat tego eksperymentu?
O tym, że skrócenie Lorentza, a tym samym STW możemy odłożyć na półkę. Przecież ramiona interferometru nie uległy skróceniu.
Szanowny czytelniku!
Od dzisiaj możesz twardo mówić, że eksperyment Michelsona zakończył się bardzo cennym z punktu widzenia nauki rezultatem. Jeszcze raz potwierdziło się, że ściąganie z cudzych prac prowadzi na manowce.
Fizyka dla tych, którzy chca zrozumiec! Polityka dla tych, którzy zrozumieli!