Ocalić Ocalana
06/12/2012
500 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Niedawny strajk głodowy kurdyjskich więźniów politycznych znów rzuca ponure światło na reżim Erdogana w Turcji. Czy są szanse rozwiązania konfliktu kurdyjsko-tureckiego?
Do Turcji jeździmy chętnie jako turyści, podziwiamy ich gospodarczy awans i wigor, jako Polacy czujemy też do nich cichą sympatię. Po wiekach wojen na Kresach, w końcu przecież ulegli nam pod Chocimiem, Wiedniem i Podhajcami, oddali co nasze, a potem podobno długo honorowali w Topkapi pusty fotel dla posła Lechistanu i chętnie bili się z Rosją. Z tym pustym fotelem to chyba jakaś legenda, bo w sułtańskim pałacu siedziało się raczej na poduszkach i historia nie daje dowodów, że tak w ogóle było, ale chcieliśmy w to wierzyć i tak już zostało. Narody, któreTurków znają bliżej, za wiele sentymentu do nich nie mają. Bałkany, Kaukaz, Lewant, Mezopotamia, a nawet Północna Afryka dobrze pamiętają długie wieki okrutnych wojen i brutalnej okupacji, barbarzyńską samowolę wielkorządców i rozbójnicze bezprawie na tureckiej prowincji. Obecne pokolenia też mają co pamiętać: wyrżnęli Ormian, gnębią Kurdów, kolaborują z Izraelem, ryją pod Syrią…
W tureckich więzieniach zakończył się właśnie 68-dniowy strajk głodowy kilkuset kurdyjskich więźniów politycznych, którzy w ten sposób domagali się polepszenia warunków więziennych dla swego przywódcy Abdullaha Ocalana, lidera Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), odbywającego karę dożywocia na jednej z wysepek na Morzu Marmara niedaleko Stambułu. Ponadto domagali się większych praw dla języka kurdyjskiego, który nie ma nic wspólnego z tureckim, jest raczej podobny do perskiego i należy do indoeuropejskiej rodziny językowej, tak samo jak język polski. Do zakończenia strajku wezwał ich sam Ocalan, niemal w ostatniej chwili ratując wielu z nich przed śmiercią w głodowej śpiączce. Przez 68 dni utrzymywali się przy życiu pijąc słodzoną wodę i łykając witaminy.
Premier Erdogan najpierw wyśmiał strajkujących publicznym „pozwólmy im kontynuować”, a kiedy do strajku przyłączyło się pięciu posłów kurdyjskiej Partii Pokoju i Demokracji (BDP) zauważył nawet, że „niektórym z nich bardzo przyda się dieta”. Stopniowo jednak tracił cierpliwość i nawet zagroził przywróceniem w Turcji kary śmierci. Na taka karę turecki sąd skazał Ocalana w 1999 roku po jego schwytaniu i uprowadzeniu przez wywiad turecki w Kenii (wytropił go i wystawił izraelski Mossad w ambasadzie Grecji w Nairobi), ale w 2002, gdy partia AK doszła do władzy w Ankarze, karę tę zniesiono, ulegając żądaniom Unii Europejskiej, do której Turcja kandydowała wtedy o wiele żarliwiej niż obecnie. W końcu jednak rząd w Ankarze nieco ustąpił wydając dekret pozwalający na używanie kurmandżi (dialektu języka kurdyjskiego) w sądach. Jean Maurice Ripert , ambasador UE w Ankarze, powitał tę decyzję z zadowoleniem jako „krok, który tworzy przestrzeń dla dialogu politycznego”.
Turcy nauczyli się zresztą od Izraela jak łamać strajk głodowy. Może nie tyle złamać, bo to się ani wcześniej Żydom wobec Palestyńczyków, ani obecnie Turkom wobec Kurdów nie udało, ale wiedzą jak powiększyć cierpienia swych ofiar, co dla każdego oprawcy jest często cenniejsze niż sam skutek. W korytarzach więzień, gdzie przebywają głodujący stawia się kuchnie i piekarniki, w których przez całą dobę piecze się świeże bułeczki i chleb oraz dusi i piecze mięso z przyprawami. Rozchodzący się zapach powoduje podobno fizyczny ból u głodujących wskutek mimowolnego wydzielania się soków żołądkowych.
Mimo to głodujący wytrwali. Domagali się, aby Ocalan, o którym wszelki słuch zaginął od 15 miesięcy, odzyskał prawo kontaktu ze swymi adwokatami. Rząd turecki początkowo głupio się tłumaczył, jakoby zepsuł się prom dowożący zaopatrzenie i ludzi ze Stambułu na wyspę, gdzie siedzi Ocalan. Nikt w to nie uwierzył, zwłaszcza kiedy we wrześniu młodszy brat Ocalana – Mehmet uzyskał z nim pierwsze widzenie. Powrócił wtedy mówiąc, że przywódca PKK jest zmartwiony eskalacją przemocy ze strony PKK, bo to pozwoliło Erdoganowi na zerwanie rozmów pokojowych. Nie powiedział jednak, czy to jego brat sam unika prawników, czy też władze je zablokowały. Według tej pierwszej tezy Ocalan odmawia kontaktu z prawnikami, a także wezwania PKK, aby zakończyła kampanię przemocy, dopóki nie zostanie przeniesiony z samotnej celi w tureckim Alcatraz do warunków aresztu domowego. Według drugiej tezy jednak, to raczej władze chcą przerwać wszelkie więzi pomiędzy Ocalanem a jego bojownikami z PKK (prawnicy przenosili bowiem informacje w obie strony) licząc na to, że w ten sposób poczucie braku przywództwa wywoła rywalizację i walki frakcyjne w kierownictwie i podzieli szeregi PKK.
Jeśli tak, to strategia turecka zawiodła. Władza Ocalana z więzienia jest siłą rzeczy słabsza, ale nadal jest on kultową postacią dla milionów Kurdów. Już sam fakt, że aż tylu ludzi podjęło tak twardy strajk w obronie swego przywódcy i wytrwało w nim do końca świadczy o jego pozycji. W końcu to sam Ocalan poprzez swego brata (kolejne widzenie) zażądał od swoich ludzi przerwania strajku uznając, że osiągnął on swój główny cel i nadał sprawie odpowiedni rozgłos międzynarodowy. Zdaniem lekarzy wielu strajkujących było już na granicy śmierci. O strajku opowiada się już legendy, Kurdowie po nim zhardzieli jeszcze bardziej, a stosunki kurdyjsko-tureckie uległy dalszemu zaognieniu. Ogromne portrety wąsatego wodza widać wszędzie w miastach kurdyjskich po syryjskiej stronie granicy, gdzie po wycofaniu się wojsk prezydenta Assada miejscowa córka partii PKK, o nazwie PYD, sprawuje kontrolę i przygotowuje ludność na rychłą turecką inwazję. Mówi się, że to głównie ze względu na Kurdów Turcja domagała się od NATO rozmieszczenia rakiet Patriot wzdłuż swej granicy z syryjską prowincją Kilis. Wpływy PYD promieniują bowiem na Turcję. Trzeba zresztą pamiętać, że właśnie w Syrii niemal do końca ukrywał się i stamtąd działał Ocalan zanim pod naciskiem Turcji Assad nie wymówił mu azylu, w wyniku czego wyjechał i wkrótce potem został namierzony w Afryce.
Prezydent Turcji Abdullah Gul twierdzi, że rozmieszczone w końcu rakiety NATO mają chronić jego kraj przed ewentualnym atakiem chemicznym ze strony wojsk Assada, jeśli sytuacja w Syrii wymknie się spod kontroli i Damaszek znajdzie się w narożniku. Mit broni chemicznej, o którym mówi Ankara, jest jednak tak samo wiarygodny jak zepsuty prom na Morzu Marmara którym nie można dopłynąć do Ocalana. Wszyscy wiedzą, że jest to praktycznie utworzenie strefy zakazu lotów (no fly zone) nad północną Syrią, co ma zapewnić bezkarną powtórkę inwazji w wykonaniu najemników udających rebelię przeciw Assadowi. Pierwsza kampania nie powiodła się, wielka liczba „rebeliantow” wyginęła w walkach z armią syryjską, duża część luźnych band islamistów skompromitowała się rzeziami cywilów i mniejszości, które chciano przypisać Assadowi, ale które zbyt szybko i zbyt wyraźnie zaczęły wychodzić na jaw. Zachód dokonał więc przegrupowania, zresetował skład finansowanej opozycji i armii rebeliantów, przeformułował strategię i obecnie na nowo zaczyna walkę o zmianę reżimu w Damaszku.
Turcji bardzo się spieszy do takiej walki, bo chce w ten sposób ukręcić w Syrii łeb najgroźniejszej dla siebie i prawdziwej rebelii: powstaniu kurdyjskiemu, które przenika przez granicę i szybko przybiera na sile. Mnożą się ataki na posterunki tureckich wojsk i obiekty tureckiej administracji we wschodnich wilajetach, które ludzie Ocalana nazywają zachodnim Kurdystanem. W ciągu ostatnich tygodni zginęło tam w zasadzkach 17 żołnierzy tureckich. Kurdowie coraz wyraźniej czują swoją siłę i w zmianach zachodzących na Bliskim Wschodzie widzą swoją szansę na niepodległość. Jest ich tam w końcu – w Turcji, Iraku, Iranie i Syrii – jakieś 25-30 milionów. Gareth Jenkins, ekspert ds. tureckich zamieszkały w Stambule od 1989 roku uważa, że obecna zima jest dla Turcji ostatnią szansą militarnego opanowania sytuacji w Kurdystanie. Jeśli to się nie powiedzie, to może już na wiosnę trzeba będzie sięgnąć po Ocalana, który wciąż ma szansę stać się ważną polityczną częścią rozwiązania węzła kurdyjskiego.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Muzyka kurdyjska (Ahmed Nazdar) i zdjęcia z kurdyjskich wsi