Obywatelu zrób sobie dobrze sam. Sobie i innym. Co powiedzieliby państwo na taki tekst?: „ Na ulice Warszawy na wiosnę wypełzły maszkary. Ohydne staruchy. Cieknie takiej z nosa, charczy i pluje na ulicę. Wyobraźmy sobie ile w takiej wydzielinie jest bakterii. Prątki Kocha, dwoinki Neissera. Nasze dzieci wnoszą to na bucikach do domu. Czas z tym skończyć.” Albo: „Po ulicach Warszawy snują się brudni menele. Wsiada taki do tramwaju, śmierdzi, rozsiewa wszy i zarazki. Nasze dzieci są zagrożone” Podobne rzeczy pisze autor artykułu „ Głupi mieszkańcy kRaju i ich psy” umieszczonego na Nowym Ekranie. Zgadzamy się wszyscy, że Warszawa jest bardzo brudna i trzeba rozwiązać ten problem. Jednak nie metodą napuszczania ludzi na siebie i ludzi na psy. Kilka dni […]
Obywatelu zrób sobie dobrze sam. Sobie i innym.
Co powiedzieliby państwo na taki tekst?:
„ Na ulice Warszawy na wiosnę wypełzły maszkary. Ohydne staruchy. Cieknie takiej z nosa, charczy i pluje na ulicę. Wyobraźmy sobie ile w takiej wydzielinie jest bakterii. Prątki Kocha, dwoinki Neissera. Nasze dzieci wnoszą to na bucikach do domu. Czas z tym skończyć.”
Albo:
„Po ulicach Warszawy snują się brudni menele. Wsiada taki do tramwaju, śmierdzi, rozsiewa wszy i zarazki. Nasze dzieci są zagrożone”
Podobne rzeczy pisze autor artykułu „ Głupi mieszkańcy kRaju i ich psy” umieszczonego na Nowym Ekranie.
Zgadzamy się wszyscy, że Warszawa jest bardzo brudna i trzeba rozwiązać ten problem.
Jednak nie metodą napuszczania ludzi na siebie i ludzi na psy. Kilka dni temu zaatakował mnie starszy pan o stylu bycia ormowca. Wrzeszczał „stać, stać” i nacierał na mnie wręcz fizycznie usiłując mi wmówić, że mój pies jest autorem jakiejś zeschniętej kupy. Bałam się, że pies go wreszcie ugryzie i się zacznie bal. Żadne uprzejme wyjaśnienia nie skutkowały. Dopiero, gdy zaproponowałam, żeby się zajął swoim pampersem pozwolił nam uciec. Wcale nie jestem dumna z takiego obrotu sprawy.
Różne sposoby rozwiązania psiego problemu:
· Rozwiązanie liberalne. My płacimy podatki- miasto zatrudnia sprzątaczy, którzy przy okazji likwidują inne śmiecie i wizytówki prostytutek, zaściełające ulice centrum. Jest to wbrew pozorom rozwiązanie najprostsze i najtańsze. We Francji bywalcy ekskluzywnych sal koncertowych mają ( ku zgorszeniu Polaków) zwyczaj rzucać w czasie przerwy w foyer pod nogi papierki, niedopałki papierosów, zużyte bilety. Twierdzą, że dzięki temu sprzątacz ma pracę. Faktycznie to działa. Po koncercie wszędzie jest czyściutko. W wysoką cenę biletów wliczone jest honorarium sprzątających.
· Rozwiązanie a la Łukaszenko. Kiedy w rozmowie z konsulem wyraziłam zdziwienie, że Brześć (w przeciwieństwie do Warszawy) jest wyjątkowo czystym miastem, wyjaśnił mi, że na Białorusi osoba zgłaszająca się do gminy po zasiłek, dostaje szuflę i łopatę i musi swój zasiłek odpracować. Bardzo mi się to spodobało. W najbliższym sąsiedztwie mam rodzinę, której wszyscy członkowie mają orzeczoną niezdolność do pracy ze względu na ociężałość umysłową. Całe dnie pucują na podwórku swego bożka- stary samochód, a w niedzielę jadą tym samochodem do swej świątyni Biedronki po zakupy. Żyją z rent i zasiłków. Może nie nadają się do pracy w banku, ale sprzątanie ulic nie przekraczałoby ich możliwości.
· Specjalny podatek od psów. Natychmiast zaowocuje setkami wyrzuconych na ulicę kundli, którymi będzie musiała zając się gmina. Do zbierania podatku potrzebna jest cała armia urzędników, kontrolerów, egzekutorów, osobne rejestry, bazy danych, pomieszczenia.
· Akcje edukacyjne. Miasto wydało ogromne fundusze na pojemniki z napisem „psie sprawy Warszawy”, które stoją puste i szpecą. Wydaje też niepotrzebnie pieniądze na kampanie reklamowe. Moja znajoma zaangażowała się w akcję znakowania psich kup chorągiewkami. Przekonałam ją, że zamiast wbijać w odchody chorągiewki, prościej jest w miarę możliwości je sprzątać. Swego czasu, gdy w Tatrach pomieszkiwaliśmy po kolebach na przykład w Dolinie Staroleśnej, schodząc po zakupy do Smokowca braliśmy zawsze od chatara wielkie wory i sprzątaliśmy ścieżkę turystyczną. Wiele razy widziałam osoby chowające na nasz widok papierek do kieszeni, choć nie zwracaliśmy nikomu uwagi.
· Rozwiązanie skrajne. Zakazać hodowli psów w mieście. Wiele lat temu moja cioteczna siostra, znany w Stanach hodowca boston terierów, zmuszona była wyprowadzić się z Chicago i kupić sobie dom poza miastem. W Polsce byłoby to trudno przeprowadzić. Polacy są o wiele mniej mobilni od Amerykanów, a wiele osób samotnych, bez swego zwierzaka popadłoby w ciężką depresję.
· Rozwiązanie ostateczne. Dla ich własnego dobra uśpić wszystkie psy. W następnej kolejności można rozwiązać problem ludzi starych, brzydkich, grubych, o niskim IQ.
· Rozwiązanie moje Wyprowadzam swego psa na skwerek na rogu Poznańskiej i Wspólnej. Kilka lat temu właściciele psów po wielu naradach zdecydowali, że będą zbierać po 10 złotych od psa i opłacać pana, który podjął się sprzątać dwa razy w tygodniu po naszych zwierzakach. Idylla trwała bardzo krótko. Po dwóch miesiącach zaczepiła mnie właścicielka yorka i oświadczyła, że czuje się pokrzywdzona tym, że płaci za swoje maleństwo tyle samo, co ja za każdego mojego mieszańca ( miałam wtedy dwa psy) ważącego około 50 kilogramów. Proponowała opłatę proporcjonalną do masy ciała psa. Nie mogłam na to przystać gdyż musiałabym wówczas płacić po 1000 złotych za każdego z moich psów. Dyskusje na temat sprawiedliwego współczynnika trwały przez następne dwa miesiące, przy czym większość zawiesiła wpłaty do czasu rozstrzygnięcia sporu. Nic dziwnego, że dozorca przestał sprzątać. Zniecierpliwiona takim funkcjonowaniem demokracji bezpośredniej zaproponowałam, żeby opłata była proporcjonalna do masy odchodów psa ważonych każdorazowo na wadze analitycznej przez właścicielkę yorka, która rozpętała dyskusję. Inna propozycja to założyć fundację „ Psia kupa” i wystąpić o dofinansowanie z Unii Europejskiej.
W efekcie właścicielka yorka i jej akolici przestali mi się odkłaniać, a skwerek wyglądał jak ptasia wyspa. Na szczęście znalazła się starsza pani ( ordynator jednego ze szpitali), która wraz ze mną dwa razy w tygodniu, bezinteresownie sprząta po psach. Zajmuje nam to około 15 minut. Skwerek jest ( w miarę) czysty, nie ma awantur, a co najważniejsze skończyły się bezpłodne dyskusje, głosowania i kłótnie.