„Jak się zmieniło społeczeństwo?”; „Zawsze się ustępowało miejsca starszym” takie komentarze słychać na poparcie akcji ZTM Warszawa.
Na początek dam obszerny cytat z mojej książki:
„Panem” trzeba być czegoś. Motłoch nigdy – z samej swej natury – nie może być panem, choćby siebie. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że żydomasoneria chce ze starego, prostego ludu zrobić nową szlachtę. Jaka była afera, gdy dzieciaki – lub nie dzieciaki, jeśli po czternastych urodzinach – wyśmiewały starego osobnika? Mało tego – komuniści zebrali dla tej niewiasty małą fortunę. Teraz narody Europy to bezmyślne zombie swych żydowskich panów, które włóczą się po świecie, szukając braku szacunku do starych lub tzw. nietolerancji do zniszczenia. Gdyby zaś taki tzw. opiekun – co się zdarzało – bił, bluzgał czy nawet gwałcił lub torturował któregoś z nich, to sprawa zostałaby umiejętnie wyciszona i nie wzbudziłaby żadnej sensacji. Natomiast projekt „Grażyna Żarko” był prowokacją mającą na celu wywołanie przyzwolenia na przemoc w stosunku do młodych ludzi – ofiar pseudoedukacji.
Jeszcze sto lat temu ów cham płaszczyłby się szlachcicowi pod nogami, błagając: „nie bij mnie już panie”. Sam wiek nie jest żadnym powodem do szacunku. Jeżeli człowiek żyje długo, a nadal jest głupi, to tylko gorzej o nim świadczy. Jedna sekunda wspaniałego nadludzkiego żywota jest warta tysiąckroć więcej od stu lat wegetacji zwykłych zwierząt – na przykład ludzi. Błąd dopiero co wbity do głowy, da się wykorzenić, zaś tego, co zapuścił w niej głębokie korzenie, nijak się nie ruszy.
Baczenie miej bezręki, beznogi człowieku, baczenie miejże truposzu – na cóż ci twoja nauka, na cóż doświadczanie i zmysłami poznanie? Czy od nich ci aby ręka odtworzona będzie? Czy nauka ma coś do wartości istnienia? Czy beznogie ono lepsze? Wielu ludziom amputowano mózgi. Ileż warta twa wiedza, duszo ostała, czy na coś przydatna ona w krainie cieni? Jeżeli nawet, to jakaż wartość tego, co każdy posiada? Nauko, tyś jeno dopełnieniem, tyś nieokiełznaną towarzyszką drogi nadludzkiej, niczym więcej. Tyś musem i z musu powstałaś. Nie środkiem nawet, o celu nie pisząc, jenoś skutkiem ubocznym.
Człowiek ma to, co umie obronić. Jeżeli jakaś staruszka nie potrafi udźwignąć tego, co ze sobą zabrała, to wniosek jest tylko jeden – nie powinna była tego brać. Jeżeli takowa nie jest w stanie ustać w autobusie, to nie powinna nim podróżować. Nikt jej tego – zwłaszcza że odbywa się to kosztem innych – nie ma musu udogadniać.
Ktoś powie: „starszeństwu zawsze przysługiwał szacunek, w niemal wszystkich kulturach”. Właśnie – starszeństwu. Starszeństwo nijak nie ma się do wieku. Wprawdzie często jedno się z drugim łączyło, ale od czasów prehistorycznych nikogo tylko ze względu na wiek nie szanowano. „Starszy” znaczy starszy krwią albo pozycją. Przykładowo – rada starszych wybierana przez wiec plemienny naszych słowiańskich przodków. Zasiadali w niej przedstawiciele rodów i zasłużeni lub zamożni członkowie plemienia oraz jego naczelnik. Ludzie rzeczywiście w dużej mierze starzy, ale sam wiek nie ma tu nic do rzeczy. Starszeństwo w senacie rzymskim to nie liczba przeżytych lat, ale lata zasiadania w nim, pochodzenie oraz pełnienie urzędów. Szacunek do starych to komunistyczny frazes.
Poza tym, czym jest te marne kilkadziesiąt lat prostego człowieka w porównaniu do setek lat człowieka wyższego? Jeżeli licytujemy się na lata, to wiek Sarmaty należy liczyć od założenia rodu – najczęściej kilkaset lat. To jest wiek szlachetnego ducha. Czy nie da się wobec tego uniknąć konfliktu pomiędzy pokoleniami? Interes jednego godzi w interes kolejnego, a to tworzy spór. Można go załagodzić, można zamieść pod dywan, ale on będzie. Załagodzić go można, szanując tradycję i nie niszcząc jej pseudopostępem, który od kilkudziesięciu lat jest tylko cofaniem się.
Popularne stało się mówienie o dobrych obyczajach. Dla komunistów jest się „dobrze wychowanym”, jeśli będąc szlachcicem, ustępuje się byle staremu – czasem nawet nie starszemu, a wcześniej urodzonemu, bo o prostym ludzie, że starszy jest od człowieka wyższego rzec się nie godzi – chamowi. Albo godzi się człowieka wyższego „chamem” nazwać, gdy bronił się przed jakąś prostą niewiastą? Otóż niegdyś, gdyby szlachcic uderzył służkę czy tym podobną niewiastę, nikt by nie powiedział mu, że postąpił niehonorowo. Kodeks honorowy, bowiem tyczył się tylko szlachetnie urodzonych dam.
Zasady jak jeść albo rozmawiać, które sobie stworzyła masoneria, są po prostu śmieszne. Na pewno dawniej szlachcic, pochłaniając całego wcześniej upolowanego dzika, z ociekającymi tłuszczem wąsami, nie trzymał łokci na stole, wycierał rączki serwetką, z pewnością nawet nie śmiał pomyśleć o wypluciu chrząstek na podłogę, a służbie dziękował i prosił grzecznie o dolewkę piwa.
Czy można gorzej zmarnować jedzenie, niźli oddając je potencjalnym wrogom? Jedzenie malutkich kęsów, z częstotliwością jednego na minutę, to wymysł niedorzeczny. Wystarczy logicznie pomyśleć – szlachcic ma pieniądze, wie, że zawsze będzie je mieć, więc wie, że może sobie pozwolić zarówno na wyrzucenie dowolnej ilości pożywienia na śmietnik, jak i pochłonięcie go naraz w monstrualnych ilościach. Ludzie ubodzy zaś muszą martwić się o takie rzeczy i dlatego właśnie wymyślili szacunek dla chleba.
Oni jedząc powoli, najadają się mniejszymi ilościami pokarmu. Człowiek wyższy takimi rzeczami się nie przejmuje. Do szacunku konieczne są potrzeba czy też – jak tu – przymus, moralna racja i podziw. Szanujemy tylko to, co musimy, a czego z jakichś względów nie możemy pokochać. W nadczłowieku znajdziemy dużo miłości, ale ani grama szacunku. Podły ten, co szanuje ponad mus. W cywilizacji łacińskiej moralne racje do szacunku są różnego rodzaju, jedną z nich jest urodzenie. Prawdziwe dobre obyczaje tworzą ludzie wyżsi, którymi na pewno są Sarmaci, po to, by jeszcze bardziej wynieść się ponad lud. Zakres pojęcia „Sarmata” znacznie wykracza poza osoby, w których żyłach płynie błękitna krew, choć taki człowiek powinien mieć choćby wydumanych przodków z najwyższej warstwy społecznej, ale przede wszystkim musi cechować się Sarmackim Duchem.
A teraz zapytam: co to znaczy, że „zawsze” ustępowano starym (nie starszym, bo to co innego i nie seniorom, bo to stosunek wasala do jego pana) miejsce, czy ci ludzie mają na myśli czasy prehistoryczne, czy jeszcze starsze (małpie, ale małpy sobie miejsc nawzajem nie ustępują, jeśli tak proszę mnie wyprowadzić z błędu), czy też może komunistyczne? Czy szlachcic ustąpiłby swemu choćby stuletniemu parobkowi miejsca?
Społeczeństwo w tej kwestii o ile się zmieniło to mamy tu do czynienia ze zmianą reakcyjną i jak każda takowa, idzie w dobrym kierunku.
Paweł z Kuczyna