I znowu mamy się nad czym głowić. A głowimy się nad faktem szczególnej celebracji początku kolejnego Nowego Roku, chociaż już od dawna wiadomo, że nic dobrego na samym początku przynieść nie może. Nowy Rok jest zwiastunem samych złych wieści. Po trzecie, tak wypada zacząć znowu konflikt pomiędzy właściwym ministerstwem i lekarzami. Żywe zaprzeczenie powiedzenia, że gdzie się bije dwóch, tam trzeci korzysta. Rozumiemy, że chodzi w tych mądrościach ludowych o wymiar osobisty, sąsiedzki, lokalny, bo być może, jak się wali po łbach dwóch gospodarzy o miedzę to rzeczywiście trzeci skorzysta na fakcie wyeliminowania jednego z nich. Ale tam gdzie państwo bije się z wpływową grupą zawodową i interesu trzeci człowiek, czyli lud bogobojny na pewno nie skorzysta. To specyfika konfliktów makro.
Po drugie, wracając do meritum Nowy Rok to spektakl podwyżek cen. Ot choćby energii, o czym już wiemy, potem dajmy na to wody, następnie stawki dzierżawy, opłat manipulacyjnych, licencji, zezwoleń etc. Charakterystycznym jest to, że w latach kolejnych zawsze rosną stawki danin, które nie są regulowane tzw. rynkiem. Te pozostające w zależności od państwa tego bliskiego samorządowego i też dalszego rządowego. Ceny regulowane „rynkiem” (paliwa, żywność) póki co wykazują tendencję malejącą, ale ponieważ rynkowość tego mechanizmu polega na spekulacjach (czego spadek cen paliw dowodzi) mających kasę, władzę i chcących zarobić będzie to trwało dopóki dopóty im się nie odwidzi.
Po pierwsze jednak chodzi o to, co rzeczywiście określa relację państwa i obywatela. Zawsze zdumiewało nas położenie nacisku na coś, co nazywane jest patriotyzmem, bo to ideologiczne określenie charakteryzuje w sposób jednowymiarowy tę relację. Obywatel winien jest identyfikować się z interesami państwa a ono… no nie wiadomo. W tak rozumianej zależności wymaga i narzuca określony sposób myślenia i zachowania. Być może kiedyś ten związek był ekwiwalentny, ale obecnie na pewno nie jest. To dowodzi słabości państwa, które utraciło moc tworzenia zasad określających podstawy prawne, społeczne i gospodarcze. Podejrzewamy, że władztwo państwa w tych obszarach przeniosło się zupełnie gdzie indziej. Ale gdzie, nie wiemy. To jest właśnie rozproszeniem odpowiedzialności. Nikt nie jest winien, że jest źle. I nikt ani nie wie jak, ani nie chce tego stanu rzeczy zmienić. Z reguły nie wiedzą, jak to zrobić, ci którzy płacą na jego utrzymanie, a nie chcą go zmienić ci, którzy na tym „układzie” najwięcej korzystają.
Stąd, z tego punktu wyjścia idziemy dalej i dochodzimy do wniosku, że dla opisania współczesnej relacji państwo obywatel istnieje właściwsze i znane od lat w psychologii określenie. Powstało na gruncie zjawisk kryminalnych, ale przecież gołym okiem widać, że państwo chcąc zachować swój kształt i zapewnić mu trwanie gotowe jest potraktować nas, jak kryminalistów, więc nazwanie tej relacji syndromem sztokholmskim jest zasadne. Mamy nadzieję, że w sytuacji dalszej patologizacji tej relacji określenie to będzie również synonimem ucieczki przed represjami, emigracji, chociaż niekoniecznie do Szwecji.
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję