Dotyczy to wszystkich nie wyłączając rządzących. Odnoszę jednak wrażenie, że wielu z tej kategorii uważa się za zwolnionych z tego obowiązku.
Wynika to zarówno z wypowiedzi jak i działań.
Począwszy od nieszczęsnej afery z TK, o której zresztą pisałem, gdzie nawet uzasadnione merytorycznie posunięcie było oczywistym potknięciem podkładającym się pod bicie.
Zamiast przedstawić wprost stanowisko zasadnicze odnoszące się do tego „jaruzelskiego” tworu odsyłając sprawę do nowelizacji ustawowej, pozwolono się włączyć w gorszącą przepychankę z elementami niegodnymi jakiegokolwiek kontaktu.
Podobnie miała się sprawa z „przewodniczącym” RE, czyli „prezydentem Europy”.
I w tym przypadku należało przedstawić swoje stanowisko – negatywne w odniesieniu do sprawy noszącej wyraźnie charakter budowy europejskiego państwa w uzupełnieniu do Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.
W konsekwencji należało wstrzymać się z głosowaniem za takim czy innym kandydatem, podkreślając, że jesteśmy za umocowaniem jedności europejskiej, a nie jej burzeniem przez uwięzienie jej w biurokratycznej okupacji.
Przez przypadek zauważyłem w telewizji wypowiedź prominentnego przedstawiciela ZSL używającego bezprawnie kryptonimu „PSL”, które doprowadziło do klęsk polskiego rolnictwa, na temat „uchodźców”.
Wypowiedź była antypolska, na szkodę polskich interesów, a może i gorzej, stwierdzająca, że znajdujący w Polsce schronienie Ukraińcy to nie „uchodźcy” a imigranci zarobkowi.
Na ten temat pisałem wyjaśniając, że administracja UE i jej mocodawcy nadużywają pojęcia „uchodźca” wbrew konwencji genewskiej i protokołowi nowojorskiemu.
Ukraińcy, którzy znaleźli się w Polsce po aneksji Krymu i rebelii w Zagłębiu Donieckim zasługują bardziej na uznanie za uchodźców niż imigranci z Afryki i Małej Azji, z wyjątkiem Syryjczyków i to nie wszystkich, albowiem przede wszystkim prześladowanych ze względów religijnych, czyli głównie chrześcijan.
Nikt, jak dotąd nie wytłumaczył unijnym najmitom i ich protektorom, jaka jest rzeczywista sytuacja z „uchodźcami”, a przecież jest to podstawowy obowiązek przedstawicieli Polski.
W związku z rezygnacją z wiz dla Ukraińców przybywających do UE Polska może spodziewać się nowej wielkiej fali przybyszów z Ukrainy. Sprawa tej decyzji powinna była uzyskać odpowiedni komentarz ze strony polskiej, niczego jednak oprócz bezmyślnego zadowolenia nie przedstawiono.
A prosiło się o zapis, że w związku z rezygnacją z wiz dla obywateli Ukrainy będą oni traktowani jako uchodźcy z kraju zagrożonego.
Wreszcie sprawa Warszawy, pisałem niedawno o potrzebie nadania Warszawie odpowiedniego statusu, a nie tylko zwiększenia liczby jej mieszkańców.
Jak wiadomo w Warszawie nie ma Warszawiaków bowiem za PRL stosowane były ostre reguły meldunkowe czego doświadczyłem na własnej skórze.
Natomiast przez dziesiątki lat ściągano do Warszawy ubeckich i partyjnych agentów i towarzyszących im masy najgorszej gildii prostytutek, sutenerów i złodziei.
Ten proceder pozostawił ślady po dzień dzisiejszy i dlatego nie dziwi skład władz rządzących Warszawą.
Znacznie lepiej prezentuje się ludność okolic Warszawy gdzie zamieszkiwali ci, którym nie pozwolono na meldunek w Warszawie i to jest między innymi powód, dla którego warto rozszerzyć granice miasta.
Mając jednak na względzie kto nim rządzi powstają naturalne odruchy oporu przeciwko włączeniu do Warszawy.
Stąd negatywne wyniki referendum należy odczytywać jako votum nieufności wobec władz miasta, a nie pisowskich pomysłodawców referendum, którzy nie pomyśleli o możliwości takiego obrotu sprawy.
Jedynym racjonalnym rozwiązaniem tego dylematu jest włączenie sprawy stolicy do całości niezbędnej reformy administracji terytorialnej kraju.
Należy w pierwszej kolejności powołać prawdziwe województwa, a nie sztuczne „regiony” stanowiące konkurencję dla zintegrowanej administracji państwowej.
Równocześnie rozwiązać problem w relacjach powiat – gmina, o czym pisałem przy okazji omawiania problemu samorządu terytorialnego.
Przy tej okazji ujawni się problem stolicy jako odrębnej jednostki administracyjnej na szczeblu województwa ze specjalnymi uprawnieniami wojewody.
Stworzenie swego rodzaju „dystryktu Kolumbii” włączyłoby doń całe bezpośrednie zaplecze miasta z powiatami pruszkowskim, piaseczyńskim, zachodnio warszawskim, nowodworskim, legionowskim, wołomińskim, otwockim i ewentualnie innymi bliżej związanymi z Warszawą.
Całość wraz z powiatami miejskimi tworzyłaby wspólny teren planowania przestrzennego i rozbudowy.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że próby fragmentarycznego rozwiązywania problemów przynoszą najczęściej opłakane skutki, czego dowodów mamy aż nadto w obecnej rzeczywistości.
Na czoło wysuwa się problem konstytucji, spotykam się bowiem ze zbyt częstym oświadczaniem, że przestrzeganie stosowanej obecnie konstytucji uważa się za swój nawet „święty” obowiązek.
A czy nie lepiej byłoby przyjąć jedynie słuszne stanowisko, potwierdzone tyloma faktami, że skoro funkcjonujemy w strukturze państwowej regulowanej przez określone przepisy to je przestrzegamy, ale naszym celem jest zmiana podstaw prawnych państwa zarówno z powodów formalnych jak i merytorycznych.
Z tych względów dążymy między innymi do zmiany konstytucji.
Na tym tle parodia w postaci zgromadzenia „polskich prawników” z uniesionymi jak książeczki do nabożeństwa tekstami stosowanej obecnie bezprawnie „konstytucji” z 2 kwietnia 1997 roku najlepiej świadczy o tym kim są owi „prawnicy”.
Najlepiej jest się trzymać ogólnej zasady działania z otwartą przyłbicą w kierunku zmiany charakteru państwa polskiego i formy zjednoczenia Europy i nie ukrywać się za sztuczne parawany reguł rządzących dzisiejszą podłą rzeczywistością całego naszego kontynentu.