Oczywiście chodzi o myślenie możliwie jak najbardziej niezależne w interesie sprawy polskiej.
Piszę o tym na tle uwag, jakie otrzymałem w związku z moimi publikacjami na temat Powstania Warszawskiego, a szczególnie w związku z ostatnią moją wypowiedzią „Czyżby o Powstaniu Warszawskim nikt nie napisał „tak”?
Chciałbym przy tej okazji specjalnie podziękować i przekazać pozdrowienia Pani podpisującej się: „Baba Jaga” i Panu „Krzywoustemu”, którzy dla mnie służą optymistycznym przykładem, że w młodszym pokoleniu polskim nie brakuje ludzi myślących prawdziwie po polsku. Niestety nie ma dla nich miejsca w tworze noszącym chyba celowo zakłamaną nazwę „III Rzeczpospolita”, tu jest miejsce wyłącznie dla tych, którzy oddali się obcej służbie. Przypominałoby to wiek XVIII gdyby nie fakt, że współcześnie mamy do czynienia ze znacznie niższym poziomem i bezwzględniejszym dławieniem wszelkich przejawów samodzielności.
Nawiązując do spraw związanych z 70 rocznicą zarówno całej akcji „Burza” jak szczególnie z podjęciem otwartej walki o Warszawę chciałbym podkreślić, że całość refleksji na ten temat musi uwzględniać wszystkie zaszłości, które doprowadziły do stanu polskich spraw w 1944 roku.
Nie można zasłaniać się prostym stwierdzeniem, że sytuacja, jaka wówczas zaistniała była wyłącznie rezultatem układu konstelacji zewnętrznych i nic na to nie mogliśmy poradzić.
Mogliśmy i powinniśmy byli mając możliwości samodzielnego działania uczynić to w czasie, który dawał szansę na powodzenie.
Rozegranie sprawy polskiej w czasie I wojny światowej można uznać za znakomite, opowiedzenie się ruchu legionowego po stronie austriackiej i w rezultacie stworzenie Królestwa Polskiego przez dwóch cesarzy stworzyło obawy o powstanie milionowej polskiej armii odciążającej wojska niemieckie na rosyjskim froncie. I to była przyczyna, dla której Francuzi dopomogli w utworzeniu armii Hallera i ustanowieniu Polskiego Komitetu Narodowego, przy czym ważne było, że osoba Romana Dmowskiego nie wadziła w stosunkach z Rosją. Był to jedyny sposób na uczynienie z nas aliantów, gdyby bowiem legiony powstały po rosyjskiej stronie, sprawa polska byłaby całkowicie oddana w ręce rosyjskie i Francja nie kiwnęłaby palcem w kierunku odzyskania przez nas samodzielnego bytu państwowego.
Natomiast traktat wersalski nie tylko, że nie przyniósł Polsce minimalnych warunków zabezpieczenia niezawisłości, ale odwrotnie przez pozostawienie Niemcom całych Prus Wschodnich, Śląska i odebranie Polsce jedynego portu w Gdańsku wystawił nas na sztych niemieckiego rewanżyzmu.
Kawałek Górnego Śląska i niecałą przecież Wielkopolskę odzyskaliśmy zawdzięczając wysiłkowi zbrojnemu a nie traktatowi, traktat „darował” nam Pomorze z oczywistą drwiną w postaci morskiego portu w Pucku.
Okazano równocześnie niezwykłą hojność wobec Czechów darując im tyle, że Czesi stali się mniejszością we własnym kraju, podobnie potraktowano Rumunów i Serbów. My za to musieliśmy wywalczyć z bronią w ręku nasze granice i zostaliśmy z miejsca potraktowani przez naszą sojuszniczkę – Francję, jako kraj służący jej potrzebom bez żadnych zobowiązań wzajemnych. Na żądanie Francji musieliśmy utrzymywać stale 30 dywizji piechoty i odpowiednią ilość jazdy i na wypadek gdyby Francja znalazła się w konflikcie zbrojnym z Niemcami Polska musiałaby się włączyć czynnie.
Nie jest wykluczone, że gdyby skład naszej delegacji traktatowej i jej działania były inne można było liczyć na lepszy rezultat.
Niestety osoba Dmowskiego stanowiła przeszkodę w możliwości porozumienia się z potężnym lobby żydowskim popierającym Niemcy i wyrabiającym o nas opinię, jako o narodzie antysemitów. Nie było kogoś do wygrywania karty żydowskiej, którą posiadaliśmy w ręku w postaci największej światowej diaspory, a szczególnie siedmiosettysięcznej masy „Litwaków” nieposiadających polskiego obywatelstwa.
Zamiast straszenie „Judeopolonią” można było obiecać Żydom pomoc w tworzeniu w Palestynie państwa żydowsko arabskiego gwarantując milionową masę żydowskich osiedleńców z Polski z odpowiednim przeszkoleniem militarnym i zawodowym.
Zamiast tego daliśmy się wepchnąć w pozycję defensywną i narzucić traktat o mniejszościach. Podobnie nie wygraliśmy francuskiej karty w wojnie z bolszewikami, ostentacyjnie zaprzestaliśmy tej wojny zamiast zmusić Francuzów do zaangażowania się na odpowiednią skalę w działania na całkowite rozgromienie Sowietów i odzyskanie francuskiego stanu posiadania na terenie Rosji.
Zagranie tą kartą stworzyłoby zupełnie inne warunki negocjacyjne z Leninem.
Nie zażądaliśmy stworzenia odpowiednich sił interwencyjnych w stosunku do Niemiec w przypadku łamania przez nich traktatu wersalskiego itd.
W ogóle naszą dyplomację cechowała zdumiewająca otwartość i łatwowierność w stosunku do kontrahentów niemających zamiarów dotrzymywania obietnic.
Nikomu z naszych reprezentantów nie przyszło do głowy, że kongres wersalski jest powtórką kongresu wiedeńskiego gdzie oficjalne wystąpienia miały charakter dekoracyjny, a rzeczywiste decyzje zapadają na tajnych konwentyklach, na których załatwia się geszefty i zgarnia łapówki.
Świetnie przygotowane wystąpienia naszych delegatów mogły wywoływać nawet uznanie, ale nie miały najmniejszego wpływu na rzeczywiste decyzje powodowane nikczemną grą interesów.
W następstwie Europy powersalskiej wielkie wysiłki Skrzyńskiego, a następnie Zaleskiego, ażeby zapewnić Polsce, jakie takie bezpieczeństwo nie mogły przynieść rezultatów wobec gry światowej finansjery zainteresowanej Niemcami.
W ten sposób dobrnęliśmy do punktu przełomowego, czyli dojścia Hitlera do władzy i trzeba przyznać, że Piłsudski zorientował się, czym to grozi i próbował interwencji, wobec braku zainteresowania ze strony Francji sprawa nie wypaliła skazując Polskę na osamotnienie. Możliwe, że ze strony polskiej nacisk był zbyt słaby, a właściwie nie było nawet nacisku a jedynie sondaż, w przypadku dramatycznego rozegrania problemu Francja mogła się ruszyć. Wymagało to jednak ogromnego zaangażowania ze strony polskiej i poruszenia wszelkich międzynarodowych kontaktów.
Zabezpieczenia, jakie zostały dokonane przez pakty o nieagresji z Sowietami i Niemcami miały wartość jedynie chwilową, należało natychmiast szukać innych rozwiązań, narzucała się okazja w postaci paktu antykominternowskiego, w którym Polska mogła przejąć rolę inicjatywną. Tego nie zrobiono wychodząc z założenia nieangażowania się po żadnej ze stron i utrzymując „jednakową odległość od Moskwy i Berlina”.
Nie zdawano sobie sprawy, jakie są rzeczywiste intencje obu naszych zbójeckich sąsiadów i że na tej drodze muszą się po Rapallo ponownie spotkać.
Była to ostania szansa na odwrócenie tragicznego losu, jaki nieubłaganie do nas się zbliżał.
Trzeba wyjaśnić jednak, że ludzie, którzy przeżyli I wojnę światową uważali powszechnie, iż po jej doświadczeniach nawet najbardziej spragnieni rewanżu będą się wzdragali przed próbą powtórki niedawno przeżytej rzezi.
Omyłka polegała na tym, że mentalność Hitlera i Stalina nie mieściły się w pojęciach ludzi normalnych i ich dążenie do podpalenia świata było poza wszelką ludzką logiką.
Wszystkie decyzje ze strony polskiej podjęte po tym czasie były obciążone błędem pierwotnym i w okresie przedwojennym dobrych wyborów już nie było, niestety ze wszystkich złych wariantów został wybrany najgorszy, jak to się okazało w skutkach.
Tym błędem obciążone były też decyzje podejmowane w czasie trwania wojny, jedyne, co mogliśmy zrobić dla uratowania tego, co jeszcze dało uratować to podjąć starania o ustanowienie choćby skrawka niepodległego państwa polskiego.
Było to znacznie ważniejsze aniżeli cały nasz wysiłek zbrojny, któremu poświęcono ogromne nakłady i był powodem do dumy, że mamy czwartą w kolejności aliancką armię licząc na uwzględnienie tego faktu w rokowaniach pokojowych.
Tymczasem żadnych rokowań pokojowych nie było, a sprawę „pokoju”, a dla nas raczej celi więziennej załatwili trzej prowodyrzy w tajnym spisku.
Nawiązując do okoliczności ściśle związanych z walką o wyzwolenie Polski własnymi siłami w roku 1944 proponuję zainteresowanym moją publikację „ Akcja „Burza” i Powstanie Warszawskie”, którą oprócz druku można znaleźć w Internecie /np. „Niezależna” z 31.07.2011 r./ i ostatnią z 20 lipca br. / W przededniu 70 Rocznicy…/.
Na te problemy zwracam uwagę nie tylko ze względów historycznych, ale przede wszystkim z uwagi na nieodzowność dokonania właściwej oceny naszej obecnej rzeczywistości politycznej w chwili wybierania drogi wyjścia ze ślepego zaułka, w jaki nas wprowadzono korzystając z powszechnej nieświadomości polskiego społeczeństwa.
4 komentarz