4.12.2011. Dzięki Józefie Gajewskiej (1959 – 1968) Dyrektorce LO „Marii Konopnickiej” byłem na pierwszym spektaklu „Dziadów”. To od lat wpływa na moje postrzeganie Adama Hanuszkiewicza. Wygooglowałem, co niżej, przed chwilą. -„Niesforne Dziecię…”.
* www.teatry.art.pl/portrety/hanuszkiewiz_a/teatrj.htm
A jednak rewolucja zaczęła się od "Dziadów" Dejmka. Co Pan czuł, kiedy wyrzucali Dejmka z Narodowego? Znaliście się przecież kilkanaście lat.
To, co każdy. Uważałem, że zrobiono kolejne świństwo, i nie kryłem się z tą moją opinią. Dymisja Dejmka była wynikiem prowokacji antyrosyjskiej sterowanej przez moczarowców na widowni.
Mnie interesuje, jaki był Pana stosunek do tych wydarzeń. Chodziło przecież o wolność teatru.
Jak się zrobiła awantura, wezwał mnie dyrektor programowy telewizji, taki ludowiec (byłem już wtedy poza telewizją), i mówi: "Proszę pana, chcę pana lojalnie uprzedzić, że wznawiamy pana > Dziady
W tej sprawie była nawet notatka do Komitetu Centralnego, aby rozważyć emisję "Dziadów" Hanuszkiewicza w celu ucięcia awantury wokół Dejmka.
Zorientowałem się, że to jest robione przeciwko Dejmkowi. Mówię, że się na to nie godzę. "Pan się nie może nie zgodzić" – odpowiada. "Dobrze, a czy pan zna te > Dziady
Co było w tych "Dziadach"?
Ostatni kadr. Drut kolczasty, długi, na ostro fotografowany i za nim ogolone głowy młodych ludzi. Kamera jedzie po tych drutach, po tych głowach, najeżdża na mur ceglany, gdzie stoi Polonia z pochodnią w ręku. Napis na murze głosi po łacinie: "Tu umarli Gustawowie, tu narodzili się Konradowie".
Chyba nie o stalinizm jednak Panu chodziło w tym obrazie, ale o Powstanie Warszawskie?
Oczywiście. Był to czas po 1956 roku. Puścili.
I co? Dyrektor przestraszył się?
Tak. I wie pan co zrobili? Witold Filler dał w telewizji swoją recenzję z "Dziadów" Dejmka i puścili z mojego przedstawienia tylko fragment z "Guślarzem". Wtedy zadzwoniłem do Dejmka i mówię: "Kaziu, oświadczam ci, że się nie zgodziłem i te sk… puściły fragment wbrew mojej woli".
Dejmek Panu uwierzył?
To już pytanie do niego.
Podczas zebrania zorganizowanego wiosną 1968 roku w pałacu w Radziejowicach przez Radę Kultury Pan się wypowiadał na temat "Dziadów". O czym Pan mówił?
Powiedziałem, że rozumiem, że nie może być antyrosyjskich manifestacji na widowni Narodowego. Ale nie można w związku z tym zdejmować spektaklu. Zaproponowałem, że sam zlikwiduję te manifestacje.
W jaki sposób?
Chciałem wejść na scenę i przemówić do nich.
I co by Pan powiedział?
Powiedziałbym: "O co panom chodzi? O zdjęcie > Dziadów
Chyba nie wierzył Pan, że to wszystko jest dziełem prowokacji? Sądzi Pan, że Adam Michnik, Andrzej Seweryn czy inni studenci klaskali na "Dziadach", bo im UB kazało?
Michnik, Seweryn i studenci klaskali reżyserowi, aktorom, Mickiewiczowi wreszcie, w obronie przedstawienia, nie chcąc dopuścić do zdjęcia "Dziadów". Cała sala wtedy tak klaskała.
Dlaczego wziął Pan Narodowy po Dejmku?
Jurek Sito, antykomunista, mój kierownik literacki, mnie przekonał. Powiedział mi, że jeśli nie wezmę ja, to wejdzie moczarowiec Kanicki, ten od "Dziś do ciebie przyjść nie mogę". I że to wzięcie jest moim obywatelskim obowiązkiem. Ale decyzja była moja. Wziąłem ten teatr na swoją wyłącznie odpowiedzialność.
Został Pan przez część środowiska uznany za kolaboranta. Zdawał Pan sobie z tego sprawę?
Oczywiście. Bałem się tylko, że mnie wywalą parę miesięcy później i nie zdążę zrobić tego, co zrobiłem.
To znaczy?
Zrealizowałem przez 14 lat prawie cały kanon romantycznych dramatów: Słowackiego, Mickiewicza, Krasińskiego, Wyspiańskiego, Norwida, Garczyńskiego, pokazałem dzielność i rewolucyjność filomatów wileńskich. Grałem Różewicza, kiedy pańscy starsi koledzy pisali, że grafoman, grałem Iredyńskiego, Kajzara, Krallównę. 11 listopada dałem premierę "O poprawie Rzeczypospolitej", w której przedstawiłem historię polskiej myśli politycznej od Piotra Skargi i Frycza Modrzewskiego aż do Piłsudskiego.
Hondy z Balladyny postawią mi na grobie
Jakie warunki Pan stawiał przed objęciem dyrekcji Narodowego?
Pierwszy: łączymy oba zespoły: Narodowego i Powszechnego, w jeden (włącznie z maszynistami, garderobianymi i administracją). Drugi: Dejmek zostaje w Narodowym na etacie reżysera. Trzeci: otwieram sezon zakazaną w Warszawie "Nie-Boską komedią" Krasińskiego. Drugi i trzeci warunek przyjęto od razu. Pierwszy musiał być poprzedzony oddzieleniem Narodowego od ministerstwa i oddaniem go Warszawie.
Według wielu historyków przekazanie Teatru Narodowego miastu było karą za "Dziady".
Mam gdzieś rangę teatru, kiedy ratuję zespół przed rozwiązaniem.
W sierpniu Rosjanie wkroczyli do Czechosłowacji, a z nimi także Ludowe Wojsko Polskie. Jak interwencja wpłynęła na sytuację w teatrze?
Zaczęło się polityczne gówno. Poszła plotka, że w związku z tym będzie mianowany na dyrektora Narodowego zaufany człowiek partii. Padło nazwisko Krasnowiecki albo Krasowski, ale to wiem tylko z plotek. Poczułem oczywiście ulgę. I wtedy, pod sam koniec sierpnia, proszą mnie do prezydenta miasta i wręczają nominację na dyrektora połączonych teatrów. Tak jak zażądałem. Za trzy dni miałem zebranie z zespołem Narodowego. Powiedziałem im, że mam ten sam stosunek do zdjęcia Dejmka z dyrekcji co oni, że łączę dwa zespoły Narodowego i Powszechnego, bo mój zespół Powszechnego miał iść do likwidacji (miasto obiecywało, że siłą poutykają moich aktorów do różnych teatrów warszawskich, oczywiście tych gorszych). Chcę, żeby Dejmek został w Narodowym.
Proponował mu Pan pracę osobiście?
Dejmek był w Zakopanem, gdzie miał dom letni. Poinformowano mnie, że nie ma w domu telefonu, więc poprosiłem Holoubka, żeby przedstawił Dejmkowi moją propozycję współpracy i oddania mu dyrekcji, w chwili kiedy władze polityczne na to się zgodzą. Chodziło mi o przezimowanie przez cztery lata (tyle miała trwać budowa Teatru Powszechnego) mojego zespołu, z którym byłem związany przez sześć lat i z którym objechałem pół Europy. Chciałem jeszcze, żeby Dejmek zrobił pierwsze swoje przedstawienie z moim zespołem, a ja z jego.
Odrzucił jednak tę propozycję.
Odrzucił, mimo że Holoubek go do pozostania w Narodowym namawiał. To wiem od Holoubka.
Aktorzy Dejmka też nie zostali.
Powiedziałem na tym zebraniu, żeby do końca września zdecydowali się, kto podejmuje współpracę, a kto nie. – Nie będę miał do nikogo pretensji, jako że zostałem wam narzucony. I 30 września 20 osób złożyło wymówienia.
Dlaczego?
Znowu pytanie do Dejmka i tych kolegów.
Czyli uratował Pan tylko zespół Powszechnego, Narodowego już nie.
Uratowałem Teatr Narodowy od rozpadnięcia się i to jest bezdyskusyjne. Udowodniłem to moją ciężką 14-letnią pracą w tym teatrze. To była najdłuższa dyrekcja Teatru Narodowego w jego historii! Swoimi pracami reżyserskimi zmieniłem paradygmat grania klasyki polskiej: "Wesela", "Balladyny", "Kordiana", "Snu srebrnego", Norwida, Garczyńskiego, Krasińskiego. Z tego mojego autoironicznego modelu grania naszej klasyki korzystają do dziś najzdolniejsi młodzi: Augustynowicz, Jarzyna czy Warlikowski. Ja dostałem za to w łeb od krytyki. Dziś się ich oskarża, że idą ze mnie, i to jest nieszczęście naszego teatru. Myślę, że znowu krytyka się myli. Bo to oni już dziś decydują o losach naszego polskiego teatru. Hondy z "Balladyny" i drabinę z "Kordiana" postawią mi prawdopodobnie jeszcze na grobie.
Dejmkowi poszło gorzej. Nie udało mu się zrobić następnego przedstawienia. Premierę "Dialogus de Passione", opartego na staropolskich misteriach wielkanocnych, zdjęła cenzura. A później wyjechał reżyserować za granicę.
Myśli pan, że ten spektakl był robiony, żeby się udało? Pan sobie wyobraża, że mogli puścić scenę, w której biczują Chrystusa? Niech pan nie będzie naiwny…
Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza
29 sierpnia 2002
źródło; sieć – zdjęcie wykonane przed rokiem!
* www.teatry.art.pl/portrety/hanuszkiewiz_a/teatrj.htm
Własnych słów szacownego zmarłego nie wypada nikomu komentować,
ale życie w PRL-u nie było takie proste… Zapal Wirtualny Znicz (kliknij obok).
Zachęcam by przeczytać całość!
Bo mamy w sobie, WSZYSCY?… lub większość, tendencję do uproszczeń!
"- "Z wielka wprawa znajdujemy dla SIEBIE wymówki i z niezwyklym talentem zrzucamy wine na INNYCH." Laurence J. Peter"