Oblężenie Ekwadoru
01/09/2012
629 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
Sprawa Juliana Assange’a i WikiLeaks coraz bardziej kompromituje tzw. demokrację Zachodu. Na tle oblężenia ambasady Ekwadoru w Londynie, w której ścigany się schronił, toczy się jednak z obu stron nieczysta gra polityczna.
Australijczyk Julian Assange, ur. 1971, dziennikarz, haker i założyciel WikiLeaks, który testując granice deklarowanej wolności słowa ujawnił światu wiele z brudnych tajemnic, w tym wojskowych, czołowych mocarstw Zachodu, zwłaszcza USA, stał się dla nich wrogiem publicznym numer jeden. Ponieważ ściganie go po prostu za to, że włamał się do bardzo szczelnie strzeżonych serwerów, pozyskał z nich informacje i je ujawnił, byłoby z wielu względów i niewygodne i niepolityczne, Assange jest ścigany listem gończym Interpolu po oskarżeniu dwóch kobiet w Szwecji o gwałt, jaki miał na nich podobno popełnić 14 sierpnia 2010 (na obu naraz?), co w przypadku intymnego zdarzenia między osobami dorosłymi jest zawsze oskarżeniem wątpliwym i prawie niemożliwym do obiektywnego udowodnienia. Obie powódki zgłosiły się zresztą na policję dopiero sześć dni po spotkaniu z Assange’m. Ten ostatni nie zaprzecza, że miał z tymi paniami kontakt seksualny, ale twierdzi, że był on z ich strony dobrowolny. Opinia publiczna na świecie jest skłonna traktować to oskarżenie jako sposób na zastępcze nękanie Assange’a i zamknięcie mu ust od drugiej, wątpliwej strony, skoro nie można go uwięzić i wywrzeć na nim zemsty inaczej. Oskarżenia natury seksualnej podnoszone wobec postaci publicznych mają już zresztą bardzo niedobrą reputację, czego przykładem jest próba impeachmentu prezydenta Clintona w związku z zaschłą plamą na sukience Moniki Lewinsky albo utrącenie prezydenckich szans Dominika Strauss-Kahna we Francji w związku z oskarżeniem o gwałt na czarnej pokojówce w nowojorskim hotelu, które później (tj. po wyborach) oddalono.
Biorąc pod uwagę posuniętą do granic absurdu władzę i samowolę rozszalałych feministek w Szwecji, Assange może tam być rzeczywiście uznany winnym każdej zbrodni, jaką mu przypucują dwie przygodnie poznane panie i skazany na karę o wiele surowszą niż Breivik w sąsiedniej Norwegii. Panuje jednak dużo gorsza obawa: że mógłby stamtąd zostać przekazany dalej, do USA, którym zalazł za skórę najbardziej, skąd sterowana jest cała ta nagonka i gdzie już niektórzy amerykańscy politycy grozili mu zamkniętym sądem za zdradę stanu i karą śmierci. Toczy się tam zresztą proces Bradleya Manninga, żołnierza oskarżonego o przekazanie do WikiLeaks tysięcy kluczy do tajnych informacji wojskowych. Były doradca polityczny konserwatywnego premiera Kanady, Tom Flannagan, powiedział nawet w TV kanadyjskiej, że autor WikiLeaks powinien zostać zamordowany w zamachu przez „nieznanych sprawców”. Oświadczenie to spowodowało publiczne protesty i skandal, po których Flannagan wycofał się twierdząc, że był to tylko niestosowny żart. Assange, wobec którego pętla zacieśniała się coraz bardziej i który 16.12.2011 został osadzony w areszcie domowym w Norfolk w Anglii, czekając na decyzję sądu, wolał jednak nie sprawdzać poczucia humoru u kolejnych prześladowców, uciekł i 19 czerwca 2012 schronił się w ambasadzie ekwadorskiej w Londynie, gdzie poprosił o azyl, który przyznano mu w Quito 16 sierpnia. Sprawa tego azylu stała się obecnie przedmiotem ciekawej próby sił.
Policja brytyjska natychmiast otoczyła kordonem kwartał budynków z czerwonej cegły na zapleczu słynnego domu towarowego Harrodsa na Knightsbridge w Londynie, skąd Assange z balkonu wygłasza teraz przemówienia do swych zwolenników gromadzących się na ulicy (załączam film z nagraniem takiego przemówienia). Pojawiły się pogłoski, że brytyjskie siły specjalne przygotowują się, aby wziąć ambasadę szturmem i wygarnąć stamtąd azylanta, który w takim przypadku zostałby niechybnie poddany ekstradycji. Niezwykła determinacja i zawziętość brytyjskich władz w sprawie Assange’a dodaje ściganemu wiarygodności i potwierdza prawdziwość jego przecieków, chociaż rodowód, finansowanie i cel inicjatywy WikiLeaks mogą nadal budzić wiele uzasadnionych wątpliwości..
Oliwy do ognia dolał list brytyjskiego rządu, przekazany przez panią Lindę Cross, ambasadorkę UK w Ekwadorze, w którym znalazło się stwierdzenie, że prawo brytyjskie dopuszcza odwołanie nietykalności ambasady jeżeli budynki zostaną uznane za „używane niezgodnie z przeznaczeniem”. Ekwador uznał to za zapowiedź szturmu, a media alternatywne na całym świecie dostrzegły w tym kolejny przejaw lekceważenia prawa i norm międzynarodowych, które od czasu zakończenia Zimnej Wojny pogarszają się coraz bardziej. List okazał się na tyle niefortunny, że William Hague, brytyjski minister spraw zagranicznych musiał publicznie oświadczyć, że jego rząd takiej groźby nie wystosował i nadal obstaje przy rozwiązaniu sprawy Assange’a drogą negocjacji, a nie siłą.
Media brytyjskie przypominają jednak nadal, że prawo przyznawania azylu w ambasadzie nie jest uznawane ani przez prawo międzynarodowe, ani przez Wiedeńską Konwencję nt. Stosunków Dyplomatycznych z 1961 roku. Jedynym regionem świata, gdzie taką praktykę się stosuje, jest właśnie Ameryka Łacińska, a to z uwagi na bogatą historię politycznych represji tamże. Np. w Peru, po tym jak w roku 1948 władzę w wyniku zamachu stanu zagarnął tam wojskowy dyktator gen. Manuel Odria, jego przeciwnik polityczny, dwukrotny prezydent tego kraju Victor Raul Haya de la Torre uciekł do ambasady Kolumbii w Limie, gdzie dostał azyl i przesiedział tam przez sześć lat, podczas gdy czołgi przez cały czas (dzień i noc przez prawie sześć lat!) otaczały ambasadę ciasnym kordonem. Niemniej, wbrew temu, co piszą Anglicy, azyl w ambasadach jest stosowaną do dziś normą także w innych krajach świata. Np. w kwietniu tego roku skorzystał z niego Chen Guangcheng, niewidomy chiński dysydent chroniąc się w ambasadzie USA w Pekinie, skąd wypertraktowano dla niego prawo bezpiecznego przejścia, czyli wywiezienia go z Chin do USA. Wszystko zależy od tego, kto komu w danym przypadku robi kuku. Zasadę wszyscy dobrze znamy: jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to to być zły uczynek, itd.
Nie mogąc (przynajmniej na razie) dopaść Assange’a zachodnie media przypuściły atak na jego najnowszego protektora, lewicowego prezydenta Ekwadoru Rafaela Correę. Zarzuca mu się, że sięgnął po tani, populistyczny sposób zwrócenia tą awanturą uwagi światowych mediów na siebie i na swój kraj, w nadziei na większe szanse na swą ponowną kadencje po wyborach prezydenckich w lutym 2013. To jest możliwe i prawdopodobne, ale obiektywnie oceniając, Correa nie musi po to wcale sięgać, aby zostać ponownie wybranym. Odkąd doszedł do władzy w 2007 roku cieszy się wśród mas w Ekwadorze niezmiennie wysoką popularnością, ponieważ podobnie jak Hugo Chavez w Wenezueli przewodzi on tzw. rewolucji obywatelskiej. Za pieniądze pozyskiwane z ropy naftowej i z emisji obligacji państwowych rozwinął zamaszysty program społeczny dla najuboższych. Swą popularność zawdzięcza także posunięciom skierowanym przeciw hegemonii USA: wypędził Amerykanów z tzw. bazy anty-narkotykowej w Ekwadorze i odmówił przedłużenia im kontraktu. Skumał się z Kubą, Boliwią, Nikaraguą i Wenezuelą w antyamerykańskim sojuszu ALBA (słowo to znaczy „świt”, ale jest skrótem od Alianza Bolivariana para Pueblos de Nuestra America, Sojusz Boliwariański dla Narodów Ameryki) i przegonił ambasadorzycę USA, niejaką Heather Hodges, kiedy z WikiLeaks dowiedział się o treści jej wrednych meldunków słanych z Quito do Waszyngtonu.
Niektórzy z oponentów Correi twierdzą, że chce on wykorzystać głośną sprawę Assange’a, aby umocnić swą pozycję w ALBA i zostać przywódcą tej organizacji ponieważ jej założyciel i obecny lider, prezydent Wenezueli Hugo Chavez chyba coraz poważniej choruje na raka i może wkrótce zejść przynajmniej z politycznej sceny. Już wcześniej w tym roku Correa zasłynął wezwaniem do nałożenia sankcji na Wielką Brytanię za jej odmowę negocjacji statusu Falklandów i zbojkotował VI szczyt 34 państw obu Ameryk (SOA) w kolumbijskiej Cartagenie (14-15 kwietnia 2012) protestując przeciw wykluczeniu Kuby. Zachowania te są wyśmiewane przez media zachodnie jako tani teatr obliczony na zdobycie popularności wśród najbardziej radykalnego elektoratu lewicy, który zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej jest liczny i ma tradycyjnie silną pozycję.
Prezydent Correa oświadczył, że Ekwador zamierza wnieść sprawę Assange’a do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (ICJ). Już sama wzmianka o tej instytucji jako o arbitrażu wywołuje u ludzi znających realia geopolityki znaczące uśmieszki i puszczanie oka, ale dla porządku warto tu także wyjaśnić, że ICJ już w swoim czasie kategorycznie orzekł – właśnie w przypadku Haya de la Torre – że azyl polityczny może istnieć tylko w przypadku zawartych uprzednio wyraźnych traktatów lub przestrzegania zasady wzajemności. Wielka Brytania takich traktatów nigdy z nikim nie zawierała (USA też nie i sprawę bezpiecznego przejścia dla Chena wynegocjowano na zasadzie ad hoc, co jak wiadomo zawsze jest przywilejem silnych i bogatych). Po orzeczeniu ICJ, ówczesna Organizacja Państw Amerykańskich (OAS) wypracowała w 1954 roku specjalną Konwencję z Caracas o Azylu Dyplomatycznym, ale ratyfikowało ją tylko 14 z 34 członków tej organizacji.
W warunkach demokracji praktyka taka nie miałaby zresztą dużego zastosowania ani sensu. A jednak w Ameryce Łacińskiej dość często się przydaje. Np. Manuel Zelaya wykorzystał ambasadę brazylijską w Tegucigalpa i uzyskany w niej azyl do prowadzenia kampanii przeciwko usunięciu go z urzędu prezydenta Hondurasu w 2009 roku. W czerwcu br. Brazylia przyznała azyl w swej ambasadzie w La Paz boliwijskiemu senatorowi, który twierdził, że jego oświadczenia w sprawie korupcji i afer narkotykowych lewicowego rządu Evo Moralesa (notabene sojusznika Correi i Chaveza) naraziły go na prześladowania polityczne. Media brytyjskie twierdzą jednak, że taka logika nie może stosować się do oskarżenia o gwałt i wobec sądu w Szwecji. Rżną głupa udając, że tylko o to chodzi w sprawie Assange’a.
Z kolei przeciwnicy prezydenta Correi w ekwadorskich mediach oskarżają go o hipokryzję. Twierdząc bowiem, że w sprawie Assange’a staje po stronie wolności słowa, prezydent sam bynajmniej nie broni jej w kraju. Najpierw wygrał on referendum, które pozwoliło mu obsadzić w sądach nowych ludzi według własnego uznania. Następnie w lipcu 2011 wygrał w jednym z takich sądów proces o zniesławienie przeciwko opozycyjnemu dziennikarzowi Emilio Palacio. Sąd przywalił autorowi, oraz trzem szefom gazety El Universo nieproporcjonalnie surowe kary, każdemu po trzy lata więzienia i w sumie 40 milionów $ grzywny. Dopiero jak podniósł się międzynarodowy krzyk, Correa przebaczył całej czwórce, ale najpierw sam Palacio musiał zwiać do Miami, gdzie dostał azyl. Miał gdzie uciekać, bo Assange tam nie ucieknie.
Correa dość konsekwentnie buduje w Ekwadorze państwowe imperium medialne. Twierdzi że media prywatne pod kontrolą wielkiego kapitału zasadzają się na jego rząd i chcą go obalić, i pewnie tak naprawdę jest. Ostatnio zamknął więc 19 prywatnych stacji radiowych i jedną telewizyjną. Przeważnie rzeczywiście zalegały z podatkami lub opłatami, ale decyzja przyszła nagle, bezwzględnie i bez odpowiedniej w takich przypadkach procedury odwoławczej. Miesiąc temu policja zajęła także, już po raz drugi, wszystkie komputery opozycyjnego tygodnika Vanguardia, tym razem jakoby dlatego, że redakcja nie zatrudniła osoby niepełnosprawnej, tak jak tego wymaga prawo. Tygodnik twierdzi, że pracownik taki już jest, ale ministerstwo pracy specjalnie odmówiło jego zarejestrowania, właśnie po to, aby mieć pretekst do nękania pisma. Dziennikarze z Ekwadoru wytykają też prezydentowi Correi, że wprowadził tam prawo, przy którym autor takich przecieków jak Assange siedziałby do końca życia.
Jeszcze bardziej wymownym przykładem stosowania podwójnej miary jest sprawa białoruskiego prokuratora Aleksandra Barankowa, który w roku 2009 uciekł do Ekwadoru ścigany przez Łukaszenkę za przekręty i wymuszenia. Barankow twierdzi, że władze chcą mu to przypucować po tym, jak wykrył tam szwindle w handlu paliwami na bardzo wysokim szczeblu. W roku 2010 Ekwador udzielił mu azylu politycznego. Ale po wizycie jaką w lipcu br. złożył w Ekwadorze prezydent Łukaszenka, ówże Barankow został zaaresztowany i siedzi w więzieniu, a Correa rozważa jego ekstradycję do Mińska. Podobno Łukaszenka zapewnił go solennie, że Barankow nie dostanie czapy. Krytycy, a zwłaszcza b. minister spraw zagranicznych Francisco Carrion wytykają Correi, że dla obrony Assange’a przed Szwedami wynajął lewicowego adwokata z Hiszpanii, b. sędziego Baltasara Garzona (notabene słynnego m.in. z prześladowania Pinocheta, gdy ten był na leczeniu w Londynie), bo im nie ufa, ale o ekstradycji na Białoruś chce zadecydować sam.
Los Assange’a pozostaje nadal niepewny, gdyż stał się on zabawką w politycznej grze. Szwedzi, pardon, Szwedki nie mogą dać absolutnej gwarancji, że go nie wydadzą do USA, bo nie pozwala im ponoć na to ich prawo. Anglicy na pewno nie zgodzą się na jego bezpieczny wyjazd do Ekwadoru, ale też jest mało prawdopodobne, aby wzięli ambasadę szturmem. Prezydent Correa już zadeklarował, że Assange „może tam pozostać w nieskończoność”. Zapewne liczy na to, że jeszcze mu się przyda w zabiegach o budowanie jego międzynarodowej popularności. Już teraz ma poparcie ALBA dla walki latynoskiego Dawida z anglosaskim Goliatem. A w niedalekiej perspektywie nabrzmiewa przecież argentyńsko-brytyjski spór o Falklandy-Malwiny, o którym cała Ameryka Łacińska ma tylko jedno zdanie. Ekwador przeżywa naftowy boom i jego prezydent ma za co uprawiać politykę, a nawet polityczne awanturnictwo, co jak się wydaje nie jest mu dalekie. Dynamika wydarzeń geopolitycznych każe więc obserwować ten konflikt uważniej, bo ma on szanse trwać i rozwijać się w nowe wątki, tym bardziej, że Assange już dostał propozycję od rosyjskiej RTV, aby w niej publikował swoje dalsze przecieki.
Jose Maria Velasco, legendarny przywódca Ekwadoru zasłynął kiedyś powiedzeniem: „Dajcie mi balkon, a zostanę prezydentem”. I rzeczywiście nim został, nawet pięciokrotnie, za każdym razem będąc zresztą obalany przez armię w typowym latynoskim stylu. Rafael Correa, obecny lewicowy prezydent Ekwadoru, który bardzo przypomina Velasco swym populistycznym stylem, chyba dostał właśnie swój balkon w Londynie.
Bogusław Jeznach
PS. Zamieszczam film rosyjskiej RTV z historycznym przemówieniem Juliana Assange’a z balkonu ambasady Ekwadoru w Londynie, oraz wywiad z prezydentem Ekwadoru w Quito. Warto przy tym zauważyć jak szybko odwracają się stereotypy i wartości, do których większość z nas przywykła. Zakazanych na Zachodzie informacji coraz częściej musimy szukać w rosyjskich, chińskich lub irańskich mediach. To dowodzi, jak krucha jest wolność i jak bardzo potrzebny jest mimo wszystko świat wielobiegunowy.