Bez kategorii
Like

Objawy Mafii

30/03/2012
588 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

Od schyłku PRL dochodzi w Polsce do niewyjaśnionych zdarzeń z wielkim biznesem i polityką w tle. Niczym na Sycylii zabójcy eliminują wysokich rangą urzędników państwowych, przedsiębiorców oraz osoby nawet pośrednio zamieszane w wielkie afery.

0


 

Pierwsze znaczące strzały padły 6 lipca 1990 roku w motelu "George" opodal Nadarzyna. W starciu z policją ginie Andrzej C. pseud. Szarak, rany odnosi Janusz P. pseud. Parasol – późniejszy członek tzw. "Zarządu" grupy Pruszkowskiej. Przestępcy usiłowali wyłudzić okup za skradziony wcześniej pojazd. Doszło do walki, policjanci otworzyli ogień. Sąd pod przewodnictwem Barbary Piwnik uniewinnił wszystkich zatrzymanych, decyzję motywując niewystarczającym materiałem dowodowym. Od tamtego dnia, działania zbrojnych związków przestępczych wielokrotnie trafiały na pierwsze strony gazet. Wojny gangów pochłonęły setki ofiar śmiertelnych, przeprowadzono dziesiątki spektakularnych napadów, a w samej tylko Warszawie zdetonowano kilkadziesiąt bomb. Uwagę społeczeństwa przyciągały również ciągle manifestowane możliwości finansowe gangsterów.

 

Z rynsztoku do elit

Pierwsze fortuny przywódcy zgromadzili już na początku lat dziewięćdziesiątych, organizując przemyt spirytusu oraz uprowadzając pełne cennego ładunku tiry konkurencji. Kolejnymi źródłami dochodu stały się kradzieże pojazdów, wymuszanie haraczy od prywatnych przedsiębiorców, a także import i detaliczny handel narkotykami. W późniejszym czasie konsolidujące się drobne grupy zorganizowały własne laboratoria chemiczne, gdzie na potrzeby Europy Zachodniej masowo produkowano m.in. amfetaminę. Wszystko za milczącą akceptacją władz, ograniczających rolę policji niemal wyłącznie do nadzoru ruchu drogowego.

W połowie dekady doszło do podziału obszaru Polski na strefy wpływów i pełnego podporządkowania słabszych gangów najpotężniejszym liderom. Zawiązano międzynarodowe sojusze, m.in. z rosyjskimi, włoskimi i kolumbijskimi związkami przestępczymi. Pojawiły się próby fałszowania waluty rosyjskiej na masową skalę, które to w przypadku powodzenia mogły doprowadzić do destabilizacji rubla. Ostatnie lata XX wieku w polskim podziemiu należały niewątpliwie do przywódców dwóch potężnych gangów – Pruszkowa i składającego się z kilku niezależnych grup Wołomina.

Trwające między nimi walki, przeplatane czasowymi bądź personalnymi sojuszami, ostatecznie rozstrzygnęły rywalizację na korzyść tego pierwszego. Hegemonia nad całą kryminalną Polską została ugruntowana. Wołomińskie cmentarze zapełnione gangsterami lokalnych grup, to jednak wbrew pozorom mało istotne następstwo rzeczywistych rozgrywek o władzę.

 

Białe koszule, pokrwawione mankiety

Stołeczne gangi skutecznie odwracały uwagę prasy i policji od zakulisowych działań naprawdę ważnych graczy. W rzeczywistości bowiem, duże pieniądze nie płynęły do skarbca przywódców z tradycyjnych, typowo kryminalnych źródeł dochodu. O wiele bezpieczniejszymi i przynoszącymi za każdym razem grube miliony, okazały się oszustwa gospodarcze i podatkowe, a także międzynarodowy handel bronią. Dystrybucja narkotyków i wymuszenia finansowały jedynie wynagrodzenia dolnej półki przestępczej piramidy.

Przetasowaniu musiała ulec hierarchia poszczególnych członków grup, wedle ich aktualnej przydatności. Na pierwsze miejsca wysunęły się osoby wpływowe w świecie polityki i biznesu, zmarginalizowano natomiast, wiodących wcześniej prym, zatwardziałych kryminalistów. Kapitał zbijano na uzyskiwanych z pominięciem prawa zamówieniach publicznych, wykupie za bezcen gruntów, koncesjach oraz kształtowaniu zgodnie z zapotrzebowaniem treści ustaw i aktów administracyjnych.

Uważani za przywódców Pershing, Słowik i Dziad w ostatecznym rozrachunku okazali się mało istotnymi figurantami i pośrednikami, wykonawcami woli białych kołnierzyków. Taki podział w pełni uzasadnia historia lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Wtedy to postacie formatu wspomnianego Pershinga czy Baraniny cieszyły się szczególnymi względami, dzięki aktywnej współpracy z organami bezpieczeństwa Polski Ludowej. Wielu wiodących przestępców (podobnie jak działaczy opozycji) posiadało wówczas status tajnego współpracownika, a nawet etatowego oficera SB.

 

Nietykalni bez twarzy

Specjalny parasol ochronny zapewniający bezpieczeństwo przed milicją umożliwiał nieskrępowane prowadzenie dochodowej, nielegalnej działalności. Powrót dawnych mocodawców na szczyty musiał więc w oczywisty sposób odmienić panujący układ i otworzyć nowe możliwości. Zwłaszcza, że bezwzględnością w dążeniu do władzy oraz do wielkich pieniędzy, zakulisowi prominenci dystansować mieli powszechnie znanych bossów przestępczości zorganizowanej.

Zakusy kolejnych, rządzących ekip na prawdziwą władzę sięgają upadku PRL. Jedną z pierwszych ofiar śmiertelnych politycznych rozgrywek po 1989 roku miał stać się Walerian Pańko, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Tajemniczy wypadek samochodowy pokrzyżował plany przedstawienia w Sejmie raportu dot. afery FOZZ. W tym samym roku zastrzelono Andrzeja Stuglika, byłego oficera kontrwywiadu, głównego specjalistę ds. rozliczeń dewizowych w Ministerstwie Finansów, a ostatecznie doradcę finansowego w Towarzystwie Handlu Międzynarodowego DAL SA. Spółka ta trudniła się handlem bronią, nie gardząc przy tym pomocą rosyjskich służb specjalnych. Podobnych zgonów było wówczas co najmniej kilkaset.

Kontrowersyjne decyzje polityczne pozwalały zaufanym na zdobycie ogromnych majątków. Kwestionowana dziś, co do metody prywatyzacja, ustawy zabezpieczające interesy wpływowych lobbystów lub afery alkoholowa i paliwowa to jedynie nieliczne przykłady nieprawidłowości. Niemal dekadę zajęło wprowadzenie, elementarnego dla europejskich ustaw karnych, zapisu o świadku koronnym oraz zadowalającego unormowania odpowiedzialności za niegospodarność. Dostatecznie długo by rozdysponować majątkiem państwowym.

 

Reszta jest milczeniem

W późniejszym czasie wątpliwie samobójczą śmiercią zginął zadłużony u Pershinga były wicepremier i poseł SLD Ireneusz Sekuła. Rzekomo oddał do siebie dwa strzały powodujące trzy rany postrzałowe (rykoszet pocisku) oraz stłuczenia twarzy. Dokonano egzekucji ministra Jacka Dębskiego. Podejrzani o tę zbrodnię gangsterzy, egzekutor Sasza i wiedeński boss Baranina, popełnili w więziennych celach samobójstwa, nie ujawniając rzeczywistych motywów działania. Sasza dzień przed śmiercią deklarował złożenie obszernych wyjaśnień.

Znane są przypadki tajemniczych zgonów osób powiązanych z tzw. mafią paliwową. Prokuratura nie poświęciła zbyt wiele czasu na wyjaśnienie okoliczności śmierci Marka Karpa. Zginął on w 2004 roku wepchnięty przez białoruskiego tira pod nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówkę. Zdarzenie miało miejsce tuż po spotkaniu Karpa z prokuratorem Wassermannem, na którym obiecał on dostarczenie politykowi informacji o działaniach rosyjskich przedsiębiorstw naftowych i funkcjonariuszy białoruskiego KGB. Nie zdążył. Wątpliwości wzbudzają także okoliczności zgonów licznych biznesmenów powiązanych z branżą paliwową. Zwłaszcza w świetle zarzucanej współpracy szefa górnośląskiej policji Mieczysława K. z paliwowymi baronami. Toczona w tym czasie na ulicach wojna gangów skutecznie odciągała uwagę mediów i obywateli od wyżyn władzy i sięgającej granicy absurdu korupcji.

 

Serial na sycylijskiej licencji

Można przyjąć, iż równocześnie rozwijały się dwa wzajemnie powiązane, choć w dużej mierze niezależne skrzydła – grupy zbrojne dla maluczkich i białe kołnierzyki z ambicjami, by rządzić krajem. O istnieniu tej swoistej symbiozy wiedzieli jednak tylko nieliczni. Nawet płatni zabójcy wykonujący wyroki nie mieli świadomości, z czyjego polecenia faktycznie działają. Momentem przełomowym, ewidentnie łączącym wyższe sfery z awangardą rodzimej gangsterki, stał się dzień 25 czerwca 1998 roku. Po raz pierwszy w historii współczesnej Polski odważono się, idąc w ślady włoskiego syndykatu zbrodni Cosa Nostry, dokonać egzekucji wysokiego rangą oficera policji.

Strzałem w głowę uśmiercono komendanta głównego Marka Papałę. Jak ustaliła prokuratura, wyrok przypieczętować miano kilka tygodni wcześniej w gdańskim hotelu Marina. Doszło wówczas do spotkania pomiędzy Słowikiem, Nikosiem, Kazimierzem Hedbergiem pseud. Kartofel, Arturem Zirajewskim pseud. Iwan oraz konsultantem UOP-u i biznesmenem w jednej osobie Edwarda Mazura. Wiadomo jednak, iż nikt z zebranych nie mógł mieć dostatecznie ważnego powodu, by we własnym interesie zlecić morderstwo oficera wyjeżdżającego na stałe za granicę. Tożsamość rzeczywistego mocodawcy zbrodni do dziś pozostaje tajemnicą.

Na miejsce zabójstwa bardzo szybko ściągnęły tłumy. Prócz gapiów i dziennikarzy, zauważyć można było polityków różnych opcji, agentów wywiadu, niezwiązanych ze sprawą policjantów i czołowych gangsterów… Nad ciałem generała spotkali się także Mazur oraz późniejszy premier RP Leszek Miller.

 

Pewne jest jedno

Wtedy nikt już nie potrzebował pośredników ani nazbyt dobrze poinformowanych kontrahentów z kryminalną przeszłością. Andrzej Kolikowski pseud. Pershing zalegalizował większość zdobytego kapitału. Wyprane pieniądze zainwestował w dobrze prosperujące przedsiębiorstwa. Zachowując swe imperium, postanowił odejść z niebezpiecznej gry. Inni przywódcy także planowali pełną samodzielność bądź niesubordynacją nieopatrznie skonfliktowali się z dawnymi mocodawcami. Niezależni finansowo, nie obawiający się wymiaru sprawiedliwości i dysponujący ogromną wiedzą, stali się poważnym zagrożeniem.

Nieznani sprawcy, jeszcze przed zamachem na Papałę, uciszyli Nikodema S. pseud. Nikoś, pomorskiego przywódcę tzw. mafii samochodowej. Miał on, jak niesie w podziemiu plotka, odmówić realizacji zamachu na "Głównego Psa" i polecić innego wykonawcę kontraktu. Kilka tygodni wcześniej śmierć poniósł jego kontrahent, Wiesław Niewiadomski pseud. Wariat – masowo produkujący amfetaminę domniemany szef wołomińskiego gangu. W krótkim odstępie czasu grupa Ryszarda Boguckiego (dziś oficjalnie już podejrzanego o zabójstwo Papały) na polecenie pruszkowskiego "Zarządu" zlikwidowała Pershinga, a najprawdopodobniej także Zbigniewa Sz. pseud. Simon, katowickiego bossa i rezydenta związku stołecznego na Polskę południową.

W tym samym czasie policja otrzymała dyrektywy rozbicia jedynego gangu, nad którym Pruszków nigdy nie zdobył prymatu – grupy przestępczej Andrzeja T. pseud. Krakowiak. Wcześniej wyeliminowano mocny szczeciński związek przestępczy pod wodzą Marka M. pseud. Oczko. Uzyskany materiał dowodowy pozwolił zadać cios w serce gangu Pruszkowskiego. Do aresztu szybko trafili członkowie "Zarządu" – Bolo, Parasol, Wańka. Rozesłano listy gończe za Słowikiem i Malizną. Na scenie nie pozostał już nikt, kto mógłby wiarygodnie wskazać rzeczywistych zleceniodawców najpoważniejszych zbrodni. Za to dowodzony przez białe kołnierzyki syndykat paliwowy przynoszący miliardowe zyski bez większych przeszkód rozwijał działalność.

 

Poziom decyzyjny

Od początku sytuacja VIP-ów w organizacji była dalece lepsza od wielokrotnie wcześniej karanych kryminalistów. W każdej chwili niewygodnego kontrahenta czy podwykonawcę mogła, na wyraźne polecenie góry, zatrzymać ABW lub policja. Na niepokornych oczekiwała także, nieprzewidywana przez europejskie normy prawne, kara śmierci. Natomiast gangster czy łapówkarz nigdy swym zeznaniem nie przekonałby sądu do skazania znanego polityka. Igrzyska pozwoliły na swobodne działanie grupom paliwowym, niejasnym powiązaniom wielkiego biznesu z dostojnikami państwowymi, a także, jak twierdzi wielu polityków, tzw. Grupie Trzymającej Władzę. Miała ona odpowiadać za próbę sprzedaży ustawy medialnej, a skład jej zrzeszać najwyższych urzędników państwowych z Premierem Millerem włącznie. Nie wiadomo, jak wiele wcześniejszych transakcji mógł skutecznie sfinalizować skazany Lew R. lub inni pośrednicy. W tym czasie wszelkie służby policyjne oraz media żyły wyłącznie egzekucjami i aresztowaniami znanych gangsterów, natomiast mafia kojarzona była głównie z młodzieńcami wymuszającymi haracze.

Nikt nie zadał istotnego pytania – w jaki sposób niewykształceni, w dużej mierze prymitywni kryminaliści zbudowali międzynarodowe imperia przestępcze i faktycznie podporządkowali sobie bez większych przeszkód znaczną część Polski? I dlaczego dygnitarze polskiej filii KGB – Służby Bezpieczeństwa, przeszkoleni na potrzeby komunistycznego ustroju, tak dobrze radzą sobie w biznesie wolnorynkowego państwa?

 

Epidemia zażyłych przyjaźni

Dziś prokuratura zabiega o ekstradycję przebywającego w USA polonijnego biznesmena Edwarda Mazura. Kiedy jednak w 2002 roku chciano mu przedstawić zarzut zlecenia zabójstwa generała Papały, najprawdopodobniej to ówczesny szef Prokuratury Krajowej Karol Napierski nakazał natychmiastowe zwolnienie podejrzewanego. Krótko potem biznesmena widziano na wspólnym bankiecie z ministrem spraw wewnętrznych Krzysztofem Janikiem, jego zastępcą Zbigniewem Sobotką i Romanem Kurnikiem – doradcą ministra odpowiedzialnym za nadzór nad służbami mundurowymi z ramienia Międzyresortowego Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu. Następnego dnia Mazur opuścił terytorium Polski.

Na podstawie zeznań Jarosława Sokołowskiego pseud. Masa skazano wielu gangsterów z kryminalną przeszłością, jednak zupełnie zignorowano oskarżenia skierowane pod adresem wpływowych i powszechnie znanych osób. Ci przeciwko którym wszczęto śledztwa mogli zaś liczyć na ich ciche umorzenie, a w przypadku nadmiernego nacisku mediów na inne rozwiązanie problemu. Na kilka dni przed końcem swej kadencji, Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski ułaskawił Zbigniewa Sobotkę. Były wiceminister MSWiA skazany został prawomocnym wyrokiem sądu za udostępnianie tajnych informacji, które następnie, za pośrednictwem posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Henryka Długosza i Andrzeja Jagiełły oraz terenowych działaczy tejże partii, dotarły do starachowickiego związku przestępczego. Dekonspiracją narażono na śmiertelne niebezpieczeństwo policjantów dokonujących kontrolowanego zakupu nielegalnej broni palnej i amunicji. Tamtejsza grupa przestępcza odpowiadać ma m.in. za handel bronią, materiałami wybuchowymi, narkotykami oraz wymuszanie okupów. To widocznie zbyt drobne przestępstwa, by za ich wspieranie iść do więzienia…

 

Czyste ręce potrzebne nad Wisłą

Wielokrotnie dowiedziono serdecznych kontaktów pomiędzy najważniejszymi politykami III RP, handlarzami narkotyków oraz powszechnie znanymi biznesmenami oraz oficerami służb specjalnych. Fakty te jednak nadal pozostają wyśmiewane, podobnie jak w latach 80-tych miało to miejsce we Włoszech. Tam jednak w ramach tzw. maksiprocesu doprowadzono w końcu do rozbicia trzonu Cosa Nostry, uzyskując wyroki skazujące jednocześnie dla 500 gangsterów, a następnie operacją "Czyste ręce" postawiono w stan oskarżenia 2800 polityków zamieszanych w konszachty z mafią. Autorzy tych sukcesów zostali jednak w odwecie zgładzeni w zamachach bombowych przez mafię. 

Na kilka tygodni przed śmiercią Marek Papała odgrażał się rozbiciem "układu". Wielu dziś twierdzi, że ten zafascynowany nowojorską grą operacyjną policjant zabrnął zbyt daleko w osobistych kontaktach z niebezpiecznymi ludźmi. Myślał, że to on rozdaje karty. Niespójny materiał dowodowy przesłany przez ministra sprawiedliwości powołanego w kadencji SLD najpewniej zamknął drogę do ekstradycji domniemanego zleceniodawcy jego zabójstwa. To zaś było jednym z najważniejszych celów resortu sprawiedliwości w późniejszym rządzie PiS. Kilka miesięcy przed nieudaną ekstradycją Mazura znaleziono zwłoki Lecha Grobelnego z raną kłutą klatki piersiowej. Biznesmen poinformował wcześniej o planowanym zamachu na premiera Kaczyńskiego. Ten jednak, jako jeden z nielicznych członków ówczesnego rządu, pozostał do dnia dzisiejszego przy życiu. Wielu innych zginęło w wypadkach lub popełniło samobójstwa. 

Jeśli PiS dysponował jakimkolwiek materiałem obciążającym przedstawicieli polskiego związku przestępczego o charakterze mafijnym, zbliżające się wówczas wybory przynieść miały odkrycie tych kart. Osoby odpowiedzialne za zabójstwo Papały, powołanie grupy pruszkowskiej oraz organizację zaplecza dla wielomiliardowych oszustw paliwowych nie zostały ujawnione. Większość śledztw w sprawach mafii paliwowej zakończyło się kompromitacją. W Zielonej Górze prokurator (specjalizujący się w wypadkach drogowych) oddelegowany na dwutygodniowe zastępstwo za chorego kolegę umorzył sprawę tamtejszej paliwówki. W tak krótkim czasie nie zdążyłby jednak nawet przeczytać obszernych akt, a później w rozmowie z dziennikarzami twierdził, że w ogóle nie pamięta tego śledztwa. A było ono największym w jego karierze. Następnie sąd w Szczecinie uniewinnił szefów spółki BGM, którzy otworzyć mieli epokę naftowych interesów. Ich wcześniejsze przyznanie się do winy uznano za taktykę procesową… W 2011 roku ostatecznie sądy uznały, że mafii paliwowej nigdy nie było. Dziesiątki zgonów słupów i świadków oraz liczone każdego roku w miliardach braki budżetowe z prognozowanych wpływów z akcyzy i VAT-u od paliw to tylko nic nie znaczące zbiegi okoliczności. 
 

To początkowe objawy, czy ciężkie stadium sycylijskiej choroby…?

 

Kazimierz Turaliński

 

Wpis pochodzi z 2006 roku. Niestety, nie utracił na aktualności stąd decyzja o jego ponownym zamieszczeniu po nieznacznej aktualizacji.

0

Kazimierz Turali

7 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758