W drugiej części zajmę się osądem dziejów Wspólnoty Europejskiej opisanej przez naszego „byłego” Stoltzmana. Poznajcie treść tej części ulotki opisanej przez „byłego”.
Obietnice Stoltzmana w 2004 r. a rzeczywistość 2011
Część 2
W drugiej części zajmę się osądem dziejów Wspólnoty Europejskiej opisanej przez naszego „byłego” Stoltzmana. Poznajcie treść tej części ulotki opisanej przez „byłego”.
Uważam, że dzieje Wspólnoty opisane przez naszego „byłego” są zbyt krótkie („po łebkach”), po to, aby w taki sposób zwykłemu, niedociekliwemu zjadaczowi chleba wystarczało. A mózg nie zadawał pytań. Ja też ich nie zadam. Ja opiszę to po swojemu…
Co robiono wcześniej by stworzyć jedno ponadnarodowe państwo? Należałoby się cofnąć do okresu przedwojennego. Trzeba jednak pamiętać,
że Wspólnota jest jednym z tworów, które w zamierzeniu będą łączone
w przyszłości w jedno ( tzw. Nowy Porządek Świata).
Pierwszym, według mnie, widocznym krokiem było powołanie w 1924 r. Unii Paneuropejskiej, której celem było zjednoczenie Europy i połączenie jej
z łączącą twory ponadnarodowe – organizacją światową. Wtedy też wybrano hymn – Odę do Radości Beethovena, która stała się hymnem Unii Europejskiej!
A tak ten utwór lubiłem… Myślę, że na podobnej zasadzie można dołączyć
do tego rodzaju tworów tzw. Ligę Narodów. Ten pierwszy twór pozostał nazwą,
a drugi podobnie, jak obecnie ONZ, był nieudolny i bezaradny wobec toczących się w Międzywojniu zdarzeń.
Wbrew pozorom myśl o tworze ponadnarodowym była zaszczepiona
w Niemczech, tylko z tą różnicą, że wszyscy inni poza Aryjczykami, mieli być podludźmi. I tak podczas II wojny św. i jakby nie patrzeć między 1942 a 1943 r. Europa…w zasadzie została zjednoczona! Na szczęście Rzesza upadła, a wódz Adolf wylądował w piekle.
Drugim tworem ponadnarodowym a raczej przeciwnarodowym był Związek Radziecki. Wespół z III Rzeszą najpierw nas rozebrał a później wprowadzał swój ustrój w państwach bałtyckich. Następnie kolos na glinianych nogach został podobnie, jak najpierw Polska przez tego kolosa podstępnie przez Niemców napadnięty(choć coraz bardziej wierzę w to, że III Rzesza uprzedziła najazd Sowietów na Niemcy). Jednak w ostatecznym rozrachunku wygrał wojnę
i zawojował pół Europy. Również dzięki zdradzie jak i pomocy(!!!) Stanów Zjednoczonych i Anglii w Jałcie. Na szczęście i ten, jak każdy ponadnarodowy twór się w końcu zawalił, szkoda tylko, że pół wieku później.
Na gruzach zniszczonej ludnościowo, jakościowo i kulturalnie Europy, wykończonej po długiej i strasznej wojnie, celem uniknięcia czegoś podobnego
w przyszłości powstała Wspólnota Europejska. Pierwszą poczwarką była Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Już z uwagi na to dlatego istniało w tej poczwarze zrozumienie na różnorodność, w tym dla różnorakich mniejszości.
Tzw. tolerancja sprawiła, że ta poczwarka nigdy nie stanie się pięknym motylem.Jest to wyrazem słabości poszczególnych państw, które gubią się w tym, przed czym mają się bronić i toną w bagnie swoich ustępstw i porządku prawnego, stającego się bałaganem nie do ogarnięcia.
Już starożytny Rzym i Grecja oparte były na wartościach. I dopóki obywatele ich utożsamiali się z nimi, to państwa te (wraz z nimi kultura) istniały. Gdy zapanowało powszechne samouwielbienie, spadek uczestnictwa i ciekawości obywateli życiem państwowym, dbania o kraj oraz związany z tym zanik poczucia jedności, państwa te upadły. Obywatele ci byli zdziwieni tym, jak to jest możliwe, że niżsi poziomem od nich ich podbili. Tak się dzieje ze wszystkimi tworami tego pokroju. Pamiętamy Rzeczpospolitą z własnego podwórka. Z tą tylko różnicą,
że u nas podjęto próbę ratowania kraju. Szkoda, że zbyt późno.
Brak oparcia na wartościach zawsze skutkuje brakiem trwałości zarówno ponadnarodowego tworu jak i państw. Wspólnota Europejska nie ma wartości. Nawet wierzenia i zwyczaje poszczególnych narodów się tępi, ośmieszając. Tak więc Wspólnotę czeka śmierć. Nie będzie istnieć twór, w którym cechą łączącą jest gra o pieniądz, własne cele państwowe i prześciganie się w dziwactwach.
W tym wszystkim zapomina się o ludziach, którzy mieszkają w tym kurniku. Nie ma znaku równości między wszystkimi ludźmi. Ważniejsi są cwaniacy, dziwacy
i sobiepaństwo. Gdy się nie dba o całość, państwo jak ciastko przy przegryzieniu, kruszeje na mniejsze kawałki, albo zostanie pożarte przez inne.
Sposób zachęcania do wstąpienia do Eurokołchozu pozostawia wiele
do życzenia. Nachalne wpychanie się do ośrodków mózgowych poprzez środki przekazu, wykorzystywanie znanych liżących pieniądz twarzy, łazidupy
po mieszkaniach, znaki na drogach powiadamiające, kto zrobił drogę (jakby to nie było z naszych pieniędzy), postępowanie wobec tych, co nie są „za” (łajzy
i durnie lub przemilczanie ich działalności), wychwalanie zalet i nie wskazywanie wad itd. to nie droga do przekonania ludności do bycia za Kołchozem.
Najbardziej mnie rozwaliło postępowanie dziadów wobec Vaclava Havla, osobę, która najbardziej się postawiła swołoczy. Nie chciał podpisać Lizbony.
O występie eurofujar proszę przeczytać tutaj: http://www.niepoprawni.pl/blog/287/klaus-vs-eurosaloniarze i tutaj: http://niepoprawni.pl/blog/287/zalamywanie-rak-nad-klausem. Uległ, jak wymiękł Kaczyński…
Z początkiem 2002 r. waluty narodowe niektórych krajów zastąpiło euro. Minęło 8,5 roku od jego istnienia. I co się dzieje? Kraje upadają jeden po drugim. Możemy obstawiać, który będzie po Grecji. Portugalia? Hiszpania? A może Włochy? Niemcy na euro mówią „teuro”, bo zwykli obywatele zubożeli. Jak wprowadzano u nich teuro, to wszystkie ceny zaokrąglano w górę. Niemcy pomimo dobrodziejstwa wyprowadzania zysków ze wszystkich krajów uzależnionych gospodarczo od nich (w tym Polski), teraz łożą na ratowanie walących się gospodarek, które wcześniej sami spustoszyli, wykupując
i przekształcając w rynek zbytu. Teraz chcą dwóch prędkości euro by nie płacić na innych. A takiego! Płaćcie za swoją myśl gospodarczego podboju Europy. Pan Bóg rychliwy ale sprawiedliwy. Wpadli we własne sidła (zasady które tworzyli, obracają się przeciw nim). Pójdą na dno razem z innymi, jak nie wystąpią
z Kołchozu. Dla nas każdy ich krok jest dobry. Z nimi czy bez to dziwadło i tak się rozleci. Byle nie tak długo jak Sowieci.
A teraz to, co kochają nasi „byli i obecni” i obecni wszechrządcy. I i II PRL kocha tzw. statystykę. Porównajmy rok 2000 (według naszego „byłego”) z 2010 (wg różnych źródeł – chyba nie ma fachowego opracowania).
1. ilość obywateli w 2000 r.- 378,50 mln, w 2010– 501,09 mln
2. PKB/1os. w 2000 r.- 22603 euro, w 2010 – 26800 euro
3. stopa bezrobocia w 2000 r. – 7,8 %, w 2010 – 9,6 %
4. średnioroczna inflacja w 2000 r. – 2,1 %, w 2010 – 2,3 %
5. wielkość budżetu w 2000 r. – ponad 99,50 mld euro, w 2010 – 123 mld
Dla zwykłego szaraka (w tym mnie) te liczby nic nie mówią i nie wiadomo z czego wynikają. Nasz pan „były” też nie wyjaśnia, co te liczby oznaczają. Pewnie sam nie wie. Sądzę, że mają one na celu zamydlenie oczu. Nie wiadomo, czy to dużo czy też mało. Ciężko mi też dokonać porównania. Od 2000 roku Wspólnota wchłonęła kolejne kraje. Wobec tego wszystkie te współczynniki się zmieniły. Napiszę więc po swojemu. Skoro żyje się źle i coraz gorzej to znaczy, że te liczby o niczym dobrym nie świadczą, a dla mnie nic dla mnie nie znaczą. Uśmiech na ustach nie gości. Jest źle i tyle.
Do prac władzy stanowiącej we Wspólnocie odniosę się krótko. Uznała wbrew prawom przyrodzonym, że ślimak to ryba! Każdy też wie, że Kołchoz porządkuje też krzywiznę banana! Celem przeczytania o innych bzdurach prawnych polecam stronę http://www.piotrowski.org.pl/serwis/absurdy_get.php lub poszukanie sobie samemu innych. Jest z czego się śmiać.
To żałosne, że za pieniądze podatników płaci się tym europosłom i innym, celem stanowienia prawa o ilości sęków w drewnie. A można za to budować zakłady i dać pracę obywatelom.
Na tym szczeblu toczy się gra pomiędzy wielkimi państwami. Małe
nie mają nic do gadania…koniec kropka!
Najgorsze w tym jest to, że powstało coś podobnego jak do roku 1989
we Wschodnim Kołchozie. Mianowicie panują coraz gorsze, ściskające nam gardła wszechobecny nadzór i dozór nad wdrażaniem tych bzdur i głupot oraz przestrzeganiem zasad wprowadzonych przez Eurokołchoz. Żadnemu Polakowi się nie śniło, że wychodząc z jednego ustroju zniewolenia jednostki
i społeczeństwa, wpadnie w drugi!
Umowy międzypaństwowe pomiędzy „członkami”, nazwę ich
od skojarzenia – fujarami, spowodowały utratę ich niezależności i niezawisłości. Że też Hitler czy Stalin nie wpadli na to, że tak łatwo można podporządkować sobie poszczególne kraje bez jednego wystrzału. Umów z Schengen i Lizbony nikt nie jest w stanie ogarnąć, taki to bełkot. A wszystkie fujary złożyły podpisy, nie wiedząc, co podpisują. Można powiedzieć, że od grudnia 2010 Polski już nie ma. Wcześniej istniała jako popychadło, ale była.
Nasz „były” pisał również o współpracy wewnątrzwspólnotowej. Wezmę się jedynie za wymienione przez „byłego” zagadnienia. Celem przykładu.
1. rolnictwo – można popatrzeć po wsiach – upada. Jest oczywiście w naszej wspólnotowej gospodarce nakazowo-rozdzielczej dopłacana. Dopłat najwięcej dostają Francja, Niemcy i Włochy…Polska, która ma podobną powierzchnię uprawną, dostaje ze dwa razy mniej na hektar niż wielka trójca. Dlaczego dostajemy mniej niż pozostali? Podobno we wspólnocie kraje są sobie równe. Dlaczego? Bo jesteśmy głupi. Dla chętnych do poczytania o dopłatach polecam http://www.bibula.com/?p=33399.
Pomijam już powód trwania sztucznego rynku porządkowanego przepisami Wspólnoty, bowiem gdyby trwał wolny rynek (również bez dopłat i kar
za przekroczenie ograniczeń w produkcji), nasza gospodarka rolna zawojowałaby rynki zachodnie, a cenę ustalałby rynek!
Każdy wie, że jesteśmy tańsi i lepsi. A tak ograniczono nam wytwórstwo, sprowadzając to do tzw. z języka obcego limitów.
Współpraca w tej dziedzinie sprowadziła się więc do upadku zakładów , w tym cukrowych, w których byliśmy potęgą, dogorywania rolników, nie mogących sprzedawać swoich wyrobów i do zwiększającego się bezrobocia wśród mieszkańców wsi. Współpraca polegała na zgadzaniu się na wszystko to, co chciała druga strona. Wiem, co mówię. Moi rodzice są rolnikami i żal ściska, że ojcu gospodarka upada, z której żyliśmy.
2. polityka handlowa – czy w Europie mamy wolny rynek
i współzawodnictwo? O wolnym rynku mówimy wtedy, gdy cenę ustala stosunek zapotrzebowania na określony towar do ilości wytworzonej przez zakłady.
W Eurokołchozie cenę ustala „góra”, ograniczając wytwórstwo i niszcząc nadmiar towarów (nawet nie oddając nadmiaru głodującym krajom Afryki!). Powoduje to wysoką cenę. Dam przykład z własnego podwórka. Rodzice zawsze mieli uprawę buraka cukrowego, więc widzę to, co się dzieje. Kiedyś nie było dopłat, cena cukru w sklepach była do 2 złotych, a rolnikom się opłacało mieć buraki. Teraz ograniczono obszar upraw i w przypadku, gdy rolnik chociażby na jeden rok „odpuści” sobie uprawę buraka, to już „góra” mu nie „odpuści”. Uprawiać już
nie będzie, a po nim nikt jego ilości nie przejmie. I tak powoli staliśmy się
z potęgi – rynkiem zbytu. Nie zaspokajamy nawet własnych potrzeb, zaś cena skoczyła niedawno do 4 złotych powodując, że Polacy jeździli do Niemiec
po „słodkie złoto”!
Wolny przepływ towarów sprowadził się do tego, że po doprowadzeniu naszych zakładów do upadku, zagranica sprzedaje na nasz rynek wszystko to,
co chce. Jak to jest możliwe, że w Niemczech opłaca się wytwarzać i zatrudniać? Bo tam dbają o swoje…i sprzedają u nas. My niewolnicy za grosze robimy w polu w tytoniu w Niemczech, a później w Polsce kupujemy go za 10 zł!
Należałoby nadmienić jeszcze, że wolny rynek nie stosuje dopłat, ograniczeń i kar za przekroczenie wytwarzania towarów. Powoduje to narastanie zbędnych urzędów do porządkowania i pilnowania, czy aby prawo jest przestrzegane. To wszystko rynek a raczej odbiorca powinien porządkować! Przykładem są żarówki. Skoro zwykłe żarówki są lepsze i tańsze, to czemu się je wycofuje z rynku? Odpowiedź prosta. Zagraniczni kołchoźniki za dużo pieniędzy wsadzili w te „oszczędne”, które są beznadziejne i drogie. Przez to, że słabiej świecą, to mniej prądu biorą. Ludzie woleli zwykłe, świecące chociażby jaśniej niż te „oszczędne”. Jeżeli ja chcę mieć jasno, to czemu mi się to zabrania? Ja świecę właśnie po to by mieć jasno w pokoju!
Wolny przepływ ludzi sprowadza się do wyjazdów do pracy zagranicą młodych Polaków. Ja bym to nazwał inaczej – ODPŁYW. Prowadzi to do sporów. Polak, który jedzie za robotą, pracuje za mniejsze pieniądze niż miejscowi. Tym
z kolei wzmaga się nienawiść do obcych ludzi, którzy zabierają im miejsca pracy… Czemu więc nie ma wolnych miejsc pracy w swoim ojczystym kraju? Jestem za tym by każdy pracował w swoim kraju. U siebie zawsze czuje się lepiej i ma się rodzinę i znajomych, a przede wszystkim pracuje się dla dobra ojczyzny.
3. polityka regionalna – polegać powinna na wyrównaniu poziomów rozwoju tych biedniejszych obszarów do bogatych. Eurokołchoz jawi się nam tu jako Janosik. Zabiera bogatym a daje biednym. W rzeczywistości zabierając łup bogatym, gubi po drodze pieniądze z worka. Okazuje się, że wszystkie urzędy pośredniczące w przepływie pieniędzy do odbiorcy trzeba opłacić! W następstwie tego, nie każdy wnioskodawca otrzyma pieniądze.Braknie dla nich pieniędzy. Weźmy jeszcze pod uwagę wpływ państwa. Pamiętacie jak rząd PO zabrał zaklepane już pieniądze przeznaczone na rozwój tzw. ściany wschodniej
na pogrążające naszą gospodarkę Euro 2012 r. ? Miał wschód Polski podrównać się do zachodu i co? Dalej będzie jak było… A więc mamy kolejną bzdurę
w wykonaniu EUROKołochozu.
4. polityka badawczo-rozwojowa – sprowadza się w zasadzie do wspierania tzw. z języka obcego projektów, po których nic się nie dzieje. Mają one
za zadanie wyciągnąć pieniądze i kropka. Ośrodki badawcze kuleją, pieniądze nie idą na np. na badania powodów nasilającej się choroby nowotworowej.
Oj czepiam się. Wyszłoby przecież, że to przez „normy unijne żywności” „konserwanty”, „E” coś tam i brak zakazanej B 17. Nikt sobie w stopę nie strzela…Najgorsze, że polski poziom jakości żywności został zniesiony.
W następstwie tego, polska żywność nie jest zdrowa!
Należy dodać, że pomoc Kołchozu dla ośrodków badawczo-rozwojowych spowodował spadek nowości (pomysłów) myśli polskiej.
5. współpraca wymiaru sprawiedliwości – zacznijmy od europejskiego nakazu aresztowania. Powinno to skutkować niezwłocznym przekazaniem obywatela do kraju, w którym jest podejrzany o jakieś przestępstwo. Jest to w miarę skuteczne narzędzie złapania przestępcy, jeżeli jest ścigany rówież przez poszczególne kraje. Ale gorzej z wykonaniem. Jeżeli Polska wystąpi z tym nakazem, a ścigany obywatel zniknie w gąszczu społeczeństw Europy? Albo miejscowi go ukryją? Zwykle łapane są osoby ubogie, których życie zmusiło do np. kradzieży, albo osoby spalone w polityce jak np. Henryk Stokłosa. A czołowi, mający powiązania ze światem, kradnący i sprzedający za grosze majątek narodowy? Im się krzywda nie stanie. A zbrodniarze w rodzaju brata Michnika (Szechtnera)? Proszę wpisać w przeglądarkę „będzie europejski nakaz aresztowania Michnika” by się upewnić, że dalej nic się nie dzieje. Sąd po prostu nie będzie ich ścigał. Ponadto wiemy, jak sąd działa. Nawet gdyby odpowiedzialni za przestępstwa zostali złapani, to nie znaczy, że zostaną ukarani. Sprawy będą się ciągnąć latami, a później się przedawnią. Jak to zwykle w Polsce. Żałosna jest współpraca między sądami państwo – członków. Skupię się na stosunkach polsko-niemieckich. Doskonałym przykładem jest chociażby wydanie przez sąd wyroku w sprawie pozwu Polaka przeciwko zakazowi rozmowy w języku polskim ze swoimi dziećmi! Żaden z urzędów w Polsce mu nie pomógł w przeciwstawieniu się wyrokowi rodem z prawodawstwa III Rzeszy.
Współpraca polskiego wymiaru sprawiedliwości sprowadza się do uległości w sprawach Polaków np. wydawaniu Polaków sądom zagranicznym celem wydania wyroku dożywocia (przypadek Anglii) i milczeniu w sprawach krzywdzących i poniżających Polaków zwłaszcza w sprawach rodzic-wspólne dzieci (przypadek Niemiec). Z polskiej strony sprowadza się na wybieraniu kogo spośród przestępców ścigać, a kogo nie i wydłużaniu postępowania zarówno przedsądowego jak i sądowego.
Współpraca zależy po prostu od nas samych. Skoro dajemy się, to nas wykorzystują. A brak granic (bezkarność i bezczelność) pogłębia dodatkowo przestępczość i możliwości ukrycia się.
6. wspólna polityka zagraniczna – sprowadza się w przypadku Polski do bycia machającym ogonem pieskiem, który szczeka, jak mu każą. Karygodne jest szczekanie Sikorskiego na Białoruś, naszego sąsiada i powiązanego z nami społecznie i narodowościowo a przede wszystkim dziejowo. Wywieranie nacisku na niezależne państwo i karanie go powinno być niedopuszczalne. Można to przecież zrobić pismem i to w postaci prośby. A nie poprzez szczekanie i grożenie zza szklanego dziwadła. Działalność wobec Litwy jest straszna i błędna. Coraz bardziej oddala to nasze dawniej powiązane narody od współpracy, a z kolei brak szczekaczki wobec prześladowań Polaków tylko rozjusza tamtejszych oszołomów, przeciwnych współpracy.
Ukraina to przykład współpracy na korzyść Ukraińców. Pozwala się na działalność banderowców, samemu siedząc cicho. Pozwala się na słowa o np. konieczności usunięcia pomnika ku czci zabitych przez UPA we Wrocławiu, daje się Ukraińcom kamienicę w Przemyślu do ich celów… Ale nie zadba o cele Polaków we Lwowie…Przykłady można mnożyć.
Uczestnictwo w międzynarodowym zbójnictwie na niepodległych narodach np. Iraku to przykład samodzielnej działalności, przeciwnej niż cele Europy. Ciekawy jestem jak się skończy sprawa Libii. Czy najemnicy z Polski też się przyłączą? Taniec chochoła trwa. Wspólna polityka zagraniczna nie istnieje. A jeśli już to sprowadza się ona do ceł i zakazów wobec gospodarek państw trzecich.
Do ostatnich już myśli naszego byłego się nie odniosę. Uważam, że wszystko to opisałem powyżej. Nie będę się powtarzać. Ale powinniście zwrócić jedynie uwagę na ostatnie zdanie: „Zgodnie z opracowywaną konstytucją Unii jej celem będzie […] utrwalenie demokratycznego charakteru rządów w państwach członkowskich, jako naczelnych, wspólnych wartości.” Wieje PRL-em i bratnią przyjaźnią? I to jak! Każdy, kto się sprzeciwi ich naczelnym wartościom, będzie karany i urobiony na przestępcę bądź świra. Ciężka droga nas czeka! Ale warto.
Naszymi naczelnymi wartościami są: Bóg, Honor i Ojczyzna. O nie trzeba się bić i tych wartości bronić. Dobro ostatecznie zwycięża. Więc Kołchoz upadnie.
Polecam ku pokrzepieniu przeczytanie tej strony: http://archiwum.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/705/
Życie wtedy coś znaczy, gdy ma się cel do którego się dąży. To nasze ziemie i trzeba walczyć o wolną i niepodleglą Polskę. Postawą, słowem, piórem i czynem. Każdy jak potrafi i nie bać się...