Zbliżają się wybory, kampania nabiera rozmachu to i zaczyna się antagonizowanie społeczeństwa z jednej i festiwal obietnic z drugiej strony…
Niejaka Joanna Kluzik-Rostowska, minister edukacji, powiedziała w radiu TOK FM: „Chętnie zlikwiduję Kartę Nauczyciela. Jeżeli PO wygra wybory i premier będzie chciał ze mną dalej pracować”. Świetna zagrywka pod publiczkę. Zniechęciła co prawda do Platformy Obywatelskiej ogromną część środowiska nauczycielskiego, ale wylała miód na serce całej rzeszy rodziców, których pociechy z głupoty czy lenistwa pooblewały poprawkowe egzaminy a jedynie słuszne media wmówiły im, że to wszystko wina leniwych nauczycieli biorących grubą kasę za nicnierobienie.
Za chwilę pewnie wystąpi minister gospodarki, po niej minister rolnictwa, i tak dalej, i tak dalej. I wszyscy będą obiecywać odebranie przywilejów – bo nic tak Polaków nie uwiera jak fakt, że sąsiad ma lepiej. To oni obiecają, że będzie miał gorzej. A co? Zawsze jest nadzieja, że ktoś się na to złapie – może jakiemuś nauczycielowi żona z górnikiem uciekła? Albo odwrotnie?
Ja się zgadzam, że branżowe przywileje – relikt gospodarki centralnie planowanej – należy zlikwidować, że służą one jedynie izolowaniu grup społecznych i są świetnym narzędziem zyskiwania przychylności (tu się obieca coś górnikom, tam hutnikom, gdzie indziej babciom klozetowym i straganiarkom, a w jeszcze innym miejscu srogim głosem zapowie się zrobienie porządku z darmozjadami żerującymi na podatniczej kasie – i już uwaga od najważniejszych problemów odwrócona). Jednakowoż te przywileje należy ciąć równomiernie i wszędzie, najlepiej odchudzając Kodeks Pracy i pozostawiając większość regulowanych przezeń zapisów w gestii umów pomiędzy pracobiorcą i pracodawcą – ot, po prostu uwolnić rynek pracy, co przy okazji pozytywnie wpłynie na poziom bezrobocia. Tak, wiem, związki zawodowe zaraz podniosą wrzask, przyturlają opony i urządzą po raz kolejny kocią muzykę w stolicy. I nie ma co się przejmować, od tego są związki by bronić przywilejów a rząd jest od tego, by zadbać o unormowanie społecznych stosunków. Margaret Thatcher się udało to dlaczego w Polsce miałoby się nie udać? Warunek jest tylko jeden – musi wreszcie nastać normalny rząd dbający o interesy obywateli a nie kombinujący jak tu rozegrać jednych kosztem drugich by zyskać sobie przychylność wystarczającą do wygrania wyborów.
No właśnie, przychylność. Dziś w Sejmie miłościwie nam panujący Pan Premier Donald Tusk wysypał z rękawa taką górę obietnic, że włosy dęba mi na głowie stanęły i prawie uwierzyłem, że Wisłą płynie mleko a Odrą miód. Tudzież odwrotnie, pogubiłem się już. Emeryci dostaną (minimum 36 złotych), rodziny dostaną (20% więcej na trzecie i kolejne dziecko), Sienkiewicz wytłumaczy się z podsłuchów, wydatki na wojsko zostaną utrzymane na obecnym poziomie a od 2016 roku wzrosną do 2% PKB, nadal będziemy (znaczy nie my a rząd) naciskać NATO i UE w sprawie Ukrainy (i odniesiemy sukcesy jak niedawno w Mińsku czy Berlinie), zwiększymy struktury Paktu Północnoatlantyckiego w Polsce (na złość czy za zgodą frau Merkel?)… i tak dalej, i w ten deseń. To wszystko, oczywista oczywistość, pod warunkiem, że Platforma Obywatelska wygra wybory a Donald Tusk będzie mógł dalej pokierować rządem. Tym razem, kochani rodacy, już na pewno, ale to na sto procent i bez żadnej ściemy rząd wywiąże się z każdego słowa, z każdej myśli i zamieni Rzeczpospolitą w zieloną wyspę…
…porośniętą szczawiem od morza do Tatr, gęsto przetykaną mirabelkami. By żyło się lepiej i nikt nie chodził głodny.
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.