Katolicka Agencja Informacyjna – KAI – odpytała mnie na okoliczność ustawy o tzw. związkach partnerskich.
Nie uważam, aby ustawa w takim kształcie, w jakim proponuje SLD i o jakiej mówi PO była potrzebna. Teraz traktuje się ją jako amunicję wyborczą i wyścig o lewicowy elektorat między Platformą a Sojuszem, lecz jutro premier Tusk może stać się zakładnikiem własnych słów. Owo lobby, a także warszawski salon medialno- polityczny może później rozliczać szefa rządu z tych obietnic.
Nie, nie uważam za stosowne, aby związki inne niż rodzina miały być pod szczególną opieką państwa i były szczególnie uprzywilejowane. Żądania takie mają charakter tak naprawdę czysto ideologiczny.
Nie widzę jakiejś szczególnej potrzeby dodatkowych regulacji w tej kwestii. Mamy w Polsce doprawdy wiele poważnych problemów ekonomicznych i społecznych- ta sprawa na pewno się do nich nie zalicza.
Ani ja ani moje ugrupowanie- Prawo i Sprawiedliwość eksperymentować w tym obszarze nie zamierzamy. Poinformowaliśmy o tym osoby, które przysłały do nas, do naszego Klubu Parlamentarnego stosowny projekt ustawy. Odpowiedź była na piśmie i jednoznacznie na nie. Z pozostałych klubów parlamentarnych SLD odpowiedziało na tak, a PO, PSL i PJN w ogóle się nie ustosunkowały, co zresztą jest charakterystyczne i dowodzi triumfu „taktyki strusia”, czyli chowania głowy w piasek. Tym niemniej szef PO ostatecznie projekt takiej ustawy poparł, choć chciałby ją odwlec w czasie na okres powyborczy. Naszego poparcia na pewno dla tej sprawy nie uzyska.