Bez kategorii
Like

O zapchajdziurach raz jeszcze

06/03/2011
390 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

     Od wczorajszego wieczoru, jak już napisałem pod poprzednią notką, byłem w ten weekend na swego rodzaju wygnaniu. Najmłodsza Toyahówna kończy 18 lat i w związku z tym zażyczyła sobie prezent w postaci wolnego lokalu na urodzinowe przyjęcie. Zażyczyła sobie, a więc i go dostała, a myśmy zostali na ten wieczor, noc i przedpołudnie wypędzeni. W wyniku tego posunięcia, stało się jednak coś, co zainspirowało mnie do pewnych – wcale nie tak nowych, ale bardzo ciekawych moich zdaniem – myśli, i z kolei do napisania tej notki. Chodzi mianowicie o to, że ponieważ śniadanie dziś jadłem poza swoim naturalnym środowiskiem, jako tło miałem nie zwyczajnie szumiący świat, lecz audycję w Radio Zet, gdzie Monika Olejnik rozmawiała na temat wydarzeń minionego […]

0


     Od wczorajszego wieczoru, jak już napisałem pod poprzednią notką, byłem w ten weekend na swego rodzaju wygnaniu. Najmłodsza Toyahówna kończy 18 lat i w związku z tym zażyczyła sobie prezent w postaci wolnego lokalu na urodzinowe przyjęcie. Zażyczyła sobie, a więc i go dostała, a myśmy zostali na ten wieczor, noc i przedpołudnie wypędzeni. W wyniku tego posunięcia, stało się jednak coś, co zainspirowało mnie do pewnych – wcale nie tak nowych, ale bardzo ciekawych moich zdaniem – myśli, i z kolei do napisania tej notki. Chodzi mianowicie o to, że ponieważ śniadanie dziś jadłem poza swoim naturalnym środowiskiem, jako tło miałem nie zwyczajnie szumiący świat, lecz audycję w Radio Zet, gdzie Monika Olejnik rozmawiała na temat wydarzeń minionego tygodnia z zaproszonymi politykami.

 

    Wspomniana audycja nosi tytuł „7 dzień tygodnia” i jest mi znana głównie z zeszłoniedzielnego wydarzenia, kiedy to studio, w proteście przeciwko zachowaniu Olejnik i w pewnym też sensie na jej prośbę, opuścił Mariusz Błaszczak. Sprawę wyjścia Błaszczaka z kolei znam stąd, że zmuszony przez paru komentatorów, najpierw wysłuchałem, a następnie obejrzałem w Internecie całą rozmowę, w tym interesujący nas incydent. Otóż twierdzę, że nawet gdyby Monika Olejnik nie zasugerowała Błaszczakowi, żeby się do jej programu nie pchał – a zrobiła to w sposób oczywisty i niemal jednoznaczny – on wyjść powinien i tak. I wcale nie dlatego, że ona go obrażała, czy jakoś dramatycznie nie dopuszczała do głosu, czy go bardzo jednoznacznie wykpiwała – bo ona jest zbyt sprytna, żeby aż tak się wystawiać – ale z tego prostego powodu, że w pewnym momencie tam się zrobiła taka atmosfera, że Błaszczak był już traktowany wyłącznie jak gówno, a jednym z tych traktujących była jak najbardziej sama Olejnik. A zatem, nie poszło o słowa, ale o atmosferę.

 

    W sumie nic ani nowego, ani nawet szczególnie interesującego. Raczej standard, tyle że ze wspomnianym efektem, polegającym na tym, że Błaszczak wstał i wszystkim uprzejmie podziękował, no ale również i na tym, że Prawo i Sprawiedliwość uczestnictwo w programie Olejnik na jakieś nieokreślony czas zawiesiło. Słuchałem więc dziś rano rozmowy Moniki Olejnik z politykami, i nie mogłem nie zauważyć, że gościła ona  ten sam co w zeszłym tygodniu polityczny zestaw, tyle że zamiast kogoś z Prawa i Sprawiedliwości, przy ciastkach siedział już nie kto inny jak Marek Jurek.

 

     O Jurku pisałem tu już parę razy wcześniej, przede wszystkim chyba z okazji bojkotu, jaki Prawo i Sprawiedliwość parę lat temu zorganizowało przeciwko telewizji TVN, w związku z ich powszechnie znanym zachowaniem. Chodziło mi o to, że te kilka miesięcy nieobecności PiS-u w programach TVN-u natychmiast wykorzystał Marek Jurek i inni tak zwani prawicowi politycy, którzy w ten czy inny sposób mieli na pieńku z Jarosławem Kaczyńskim, i uznali że skoro zrobiło się miejsce, to nie ma powodu, żeby tego farta nie wykorzystać. Pisałem, jak mówię, o tym parokrotnie, krytykując postawę Jurka i kolegów, określając ją jako bezmyślną, nieroztropną i w gruncie rzeczy podłą. Korzystając również z tego, że do dyskusji włączył się wówczas niejaki Piotr Strzembosz, który przekonywał mnie, że Jurek, jako polityk ambitny i z poważnymi szansami na polityczny sukces, ma wręcz obowiązek dbać o interes swojego projektu, a nie czepiać się Kaczyńskiego i jego dąsów, powiedziałem tam właściwie wszystko, co powiedzieć chciałem i co mógłbym powiedzieć także dziś. A zatem, mówiąc krótko, że gdyby im rzeczywiście zależało na Polsce w sposób serdeczny i jednocześnie rozumny, to owo puste miejsce by tam zostawili. Po prostu. Powiedziałem to dobitnie wtedy i dziś już powtarzać się nie będę. Kto chce sobie poczytać, zapraszam http://toyah1.blogspot.com/2008/09/o-pozytkach-z-bycia-zapchajdziura.html.

 

     Oczywiście, nie wycofuję się z jednego słowa, które wówczas powiedziałem. Dziś jest dla mnie może jeszcze bardziej niż wtedy oczywiste, że gdyby wszyscy politycy deklarujący przywiązanie do idei Polski uczciwie rządzonej i wolnej, politycy oburzeni tym zalewem kłamstwa, jakie rani i Naród i Ojczyznę, ludzie którzy, wydawałoby się, razem z nami płaczą nad tym podeptanym i wzgardzonym przez świat wrakiem polskiego samolotu, choć na parę tygodni solidarnie odmówili występowania w tych niby-demokratycznych debatach, to oni by ulegli. Oczywiście, na samym początku znaleźliby jakiegoś zapomnianego przez świat wariata, który by tam im pomagał udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale w końcu i tak by musieli ulec i w choć minimalnym stopniu przyjąć nasze warunki. I to by było dobre.

 

     Podtrzymuję więc każde swoje słowo, natomiast dziś już tylko zastanawiam się, jak odbywa się proces zapraszania Marka Jurka do programu w Radio Zet. Dzwoni do niego asystent Olejnik i prosi, żeby przyszedł pogadać. Jurek pewnie pyta, że dlaczego nagle on. Na co asystent Olejnik zapewne Jurkowi bardzo przebiegle wyjaśnia, że przecież on jest bardzo ważnym politykiem, ogromnie cenionym nie tylko przez Monikę Olejnik, ale w ogóle przez wolne i niezależne polskie media, i jest rzeczą oczywistą, że bez niego ta niedzielna debata byłaby niepełna. Jurek oczywiście, cokolwiek by o nim nie mówić, aż tak głupi nie jest, więc dopytuje, że w takim razie dlaczego nie zapraszano go nigdy wcześniej. No i wtedy, przyciśnięty do ściany asystent, wyznaje, że no dobra, niech już będzie, sprawa polega na tym, że PiS bojkotuje program, a dla właścicieli stacji jest bardzo ważne, żeby jednak ktoś z faszystowsko-mocherowej prawicy przy tego typu debatach był obecny, więc padło na niego. No i wtedy – jak wszystko na to wskazuje – Jurek odpowiada: „Bardzo mi miło. Oczywiście będę”.

 

    Wyobrażam więc sobie dalej, jak Jurek idzie do swojej zony i mówi, że w niedzielę rano nie pójdzie z rodziną na mszę, bo został zaproszony przez Olejnik i idzie do Radia Zet. Żona Jurka pyta go zdziwiona, że z jakiej to nagle okazji. Przecież jego tam nikt nie potrzebuje. Na co Jurek tłumaczy pani Jurkowej, że PiS pogniewał się na Olejnik za jej bezczelne kłamstwa, chamstwo i manipulację, postanowił zwolnić miejsce, no i oni zaproponowali współpracę właśnie jemu. No i domyślam się, że w tym momencie pani Jurkowa uśmiecha się z radością i dumą, całuje swojego męża w policzek i woła: „Mój ty bohaterze! Wiedziałam, że któregoś dnia przyjdzie znów twój czas”. I wtedy Marek Jurek czerwienieje z dumy i mówi: „No jakoś Pan Bóg nas wspiera”.

 

    Czy mam rację, myśląc że tak to się wszystko odbywa? Powiem szczerze, że wcale nie mam pewności. Przyznam wręcz, że to akurat brzmi dowcipnie i zabawnie, ale wydaje mi się jednak mało prawdopodobne. O wiele bardziej realna wydaje mi się zupełnie inna sytuacja, tyle że jakoś mi głupio – ze względu na mój wieczny kompleks na tle Marka Jurka – ją tu omawiać. No ale co robić? Skoro powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć i „be”.

 

Całość, jak zwykle, na www.toyah.pl

0

toyah

"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"

55 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758