Nowe prawdziwe elity miałyby być kontynuacją elit zlikwidowanych w czasie obydwu wojen światowych i do tego aspirują ich twórcy.
Od kiedy Jarosław Kaczyński użył zwrotu łżeelity, a może już wcześniej, kwestia wychowania nowych elit jest obsesją i ołtarzem jednocześnie dla wielu z nas. Wychowanie elit to fetysz, którego nie sposób zdezawuować, nie może od tak po prostu powiedzieć – pieprzyć to, nie wychowujmy żadnych elit, bo to nie ma sensu. Ktoś kto by się na to odważył byłby towarzysko skończony na tak zwanej prawicy. No więc ja, skoro i tak nic tam nie znaczę, mogę sobie pozwolić na odfetyszyzowanie tego absurdu jakim jest wychowanie nowych elit i zastąpienie nimi tych co mamy.
Po pierwsze wychowanie elit to proces rozłożony w czasie, proces długotrwały i mozolny, który musi dokonywać się w specyficznych, hermetycznych warunkach. My nie mamy nic z tego co wymieniłem powyżej, przede wszystkim nie mamy czasu. Stoimy w tej naszej Polsce jak gromada głupich Jasiów na wielkiej patelni i zastanawiamy się jak tu wychować nowe elity, bo te istniejące zostały nam narzucone przez obcych i realizują tu w najgorszym razie interesy tych obcych, a w najlepszym swoje własne. Mają w dodatku wszystkie możliwe udogodnienia, dzięki którym mogą się reprodukować w tym kształcie, którego my tak nienawidzimy. Mają wielkie domy, dostęp do mediów, pieniądze i możliwości zdobycia wykształcenia, o jakim większości Polaków się nie śniło. Mogą także do woli zakłamywać swoje pochodzenie i budować swój mit, tak skutecznie, że niedługo wszyscy z wyjątkiem małej grupki oszołomów będą im wierzyć. Jeszcze tylko jedno pokolenie i pozamiatane. Ich kieszenie pełne są fałszywych legitymacji i pieniędzy, których używają na zmianę, by kokietować, przekupywać lub straszyć całą resztę. My zaś, którzy czujemy, że obecność tych ludzi może doprowadzić nas w najlepszym razie do głębokiej nędzy, nie mamy właściwie nic by zabrać się za wychowanie tych całych nowych elit.
Jakby tego było mało, co jakiś czas, ci z nas, którzy czują moc największą i dysponują największymi budżetami, porzucają myśl o wychowaniu elit oraz wszelką myśl o elitarności w ogóle i zakładają gazety dla plebsu, sądząc, że to przyniesie im zysk i pozycję na rynku. Budowa własnych, prawdziwych mediów jest bowiem drugim obok wychowania elit prawicowym fetyszem. To osobna historia i za każdym razem kiedy dochodzi do realizowania jakichś nowych projektów medialnych dokładnie widać jak schizofreniczne są te pomysły i jak mało mają one związku z realiami.
Ludzie, którzy mówią o wychowaniu nowych elit, w skrytości ducha mają nadzieję, że tymi nowymi elitami będą oni sami i ich rodziny, sądzą w dodatku, że skoro podjęli trud wychowania tych elit sami załapią się do nich bezstresowo i bez żadnych cesji na rzecz nowego – dobrego i szlachetnego z założenia – środowiska. To oczywista dziecinada w najlepszym przypadku i gruba nieuczciwość w najgorszym.
Nowe prawdziwe elity miałyby być kontynuacją elit zlikwidowanych w czasie obydwu wojen światowych i do tego aspirują ich twórcy. Nie rozumieją oni niestety, że elity te tworzyły się w okolicznościach hermetycznych, a próbą jaką przychodziło im przejść by aspirować do narodowego przywództwa była zwykle wojna lub zesłanie. Te hermetyczne okoliczności to było wychowanie przez dwór i rodzinę świadomą wielkości własnej tradycji i siły, było to także wychowanie jakbyśmy dziś niesmacznie powiedzieli „na pana”, co do białej gorączki doprowadzało różne ruskie stupajki i niemieckich urzędników. Ludzie, którzy byli prawdziwymi elitami mieli ponadto pieniądze i wyniesioną z domu swobodę towarzyską, co także nie przysparzało im sympatii w pauperyzującym się gwałtownie świecie, gdzie dominującą pozycję zdobywało sfrustrowane pospólstwo.
My dziś nie mamy nic z tych rzeczy, jakże potrzebnych. Dziś drugie pochodzenie pospólstwa wiąże sobie na szyi panadziedzicowy fular i struga intelektualistę oraz światowca. My zaś nie mamy nawet możliwości, by się gdzieś odwołać, nawet jeśli stoi za nami tradycja rodzinna. Za mną nie stoi – o czym przypominam życzliwym krytykom zawczasu. Jeśli zaś zdarzyłaby się jakaś wojna lub choćby tylko zamieszki nie pozostałoby po nas nic. Ci, którzy przeżyliby z ochotą przyjęliby jakieś inne paszporty, byle tylko nie miały na okładce orła z koroną. Ulga towarzysząca tej operacji byłaby naprawdę wielka.
Ludzie, inteligentni przecież, którzy aspirują do tego by wychowywać nowe elity wierni są przeważnie tradycji chrześcijańskiej i do niej odwołują się za każdym razem, gdy pada pytanie o motywy ich działań. I tego, przyznam ja, bezbożnik przecież, nie rozumiem już zupełnie. Mogę coś pomylić, bo nie jestem najlepszy jeśli chodzi o kwestie religijne, ale to chyba święty Paweł uczynił Kościół powszechnym i dostępnym dla każdego. To on zdecydował, że nauka Chrystusa ma być dostępna każdemu, a nie tylko wąskiej grupce wybranych, którzy z jakichś przyczyn przewodzą innym, nie wiadomo właściwie dlaczego nazywanym pospólstwem. Chrześcijanie to nie jest – jak mi się zdaje – elitarny klub bogatych buców wychowujących innych bogatych buców, tylko coś zgoła innego. Jeśli więc, drodzy wybieracie drogę Chrystusa, bądźcież do cholery konsekwentni.
Jak już napisałem na początku nie mamy czasu na wychowanie elit, na jakieś urzędowe, komisyjne egzaminy dla wybranych. Nie możemy postępować w ten sposób, bo nie mamy czasu, a także dlatego, że narazimy się w ten sposób na szyderstwo, bo niby kim są dziś ci wychowawcy elit i kto dał im legitymację do tego by decydować o czymkolwiek?
Idea, którą reprezentujemy – uważam – winna być jak najbardziej otwarta i łatwa do zaakceptowania dla wszystkich. Musi ponadto dawać szansę na sukces, wymierny sukces. Nie może opierać się na pobieraniu wpisowego od kandydatów chcących zostać elitą i polecanych przy tym przez dawnych znajomych z klasy. To obłęd. Święty Paweł obiecywał życie wieczne. My winniśmy mieć nieco skromniejsze aspiracje. Jakie? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Ludzie poprą człowieka, ideę i prawo tylko wtedy kiedy da im to jakąś silną satysfakcję i sukces. Ten zaś ma różne wymiary i niekoniecznie musi kojarzyć się z pieniędzmi. Pomyślcie wszyscy o tym i skończcie już pieprzyć o tym wychowaniu elit.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl Książki są jak co dzień do kupienia. Moje i Toyaha, mam nadzieję, że wkrótce będzie ich więcej. „Pustelnik północnego ogrodu” na razie „wyszedł”, ale wróci niebawem.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy