Bez kategorii
Like

O winiarzach, pasterzach stad i dybach praw…

13/05/2011
443 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
no-cover

Nie ma nic lepszego niż wino własnej roboty i ser z mleka krowiego, koziego lub owczego – też własnej roboty. Kto nie posmakował, niech zajeżdża w góry. W górach żyjemy bliżej nieba, a Pan Bóg uśmiecha się do nas i błogosławi chłopskim rozumem.

0


 

 
Artykuł miał być najpierw poświęcony nowym i dobrym wieściom dla podkarpackich winiarzy. Było napisało się bowiem lament do Pana Boga, który nie kocha  polskich producentów wina, i było nie było temat ciągnąć trzeba aż do skutku, a zwłaszcza, gdy wieści zmieniają się na lepsze.
 
Ale człowiek nie małpa – nie małpuje, a myśli lub przynajmniej stara się wykrzesać z siebie wolną myśl. No to zmieniłem zdanie: nie będzie laurek dla posłów. Toto głupsze przecie – gdy zerkniesz kątem oka na całokształ dokonań – od osłów.  Coś tam poprawiają grzebiąc jak kury w chorym prawie, lecz niedostatecznie.
 
Rzeknę tak: w narodzie jest podział. Naród podzielił się na posłów i osłów. Władza ma posłów, a Ojczyzna osłów, czyli nas. Osłami jesteśmy dla posłów a oni, nawet gdy mają pański gest, przykuli się ordynacją wyborczą do żłobu władzy, że nic nie rozerwie łańcucha. Chichot historii w dybach złego prawa  trwa – tak samo jak trwają na swoich stołkach naprawiacze problemów, które sami stworzyli i będą tworzyć.
 
 
Sukces,czyli robienie nas w konia.
 
Od degustacji podkarpackich win w Parlamencie Europejskim upłynęło kilka tygodni. Tomasz Poręba miał gest: zorganizował małą popijawę na brukselskich salonach, nagłośnił się w mediach i wysłał wspólnie z podkarapackimi winiarzami list do Marszałka Sejmu (Grzegorz Schetyna), w którym oświadczył, że nie godzi się tak traktować chłopa, żeby do reszty zdziadział zakuty w dybach prawa, które nie pozwala mu przemieniać ziemi, wody (i promieni słonecznych) w wino. 
 
I ruszyła machina legislacyjna. Odbyły się posiedzenia sejmowej i senackiej komisji rolnictwa poświęcone m.in sytuacji polskich winiarzy. O co apelował europarlamentarzysta PiS  Tomasz Poręba do zapracowanych posłów krajowych?  O rzecz niewyobrażalną (sic!),o  podjęcie wszelkich możliwych działań mających na celu usunięcie istniejących barier administracyjno-prawnych, które uniemożliwiają rozwój winiarstwa w Polsce. 
 
Jeszcze raz: o usunięcie barier, które zakuwają polskiego rolnika w podwójnych dybach administracji i prawa. Jak zakuwa administracja? Po pierwsze, sama się rozmnaża jak stonka i tworzy setki urzędów, których zasadniczym celem jest kontrola i rzucanie kłód pod nogi tym, którzy chcą pracować i wytwarzać jakieś dobro, czyli produkować produkt krajowy brutto. Jak zakuwa prawo? Również się rozmnaża w niepotrzebne i zbędne byty paragrafów, których najistotniejszym celem jest pokazanie, kto tu rządzi, a kto ma być pachołkiem od oporządzania osłów w oborze.
 
I jak myślicie, kto tu rządzi? Ano jak zawsze – onych nie brakuje. Dostali zabawki to się zabawiają – naszym kosztem. Produkują, produkują w pocie czoła ustawy, których jedynym celem jest produkcja bytów paragrafów, które wniwecz niebytu obracają każdą myśl będącą owocem zdrowego rozsądku. A że nierozumne ustawy są jak dyby unieruchamiające aktywność społeczną, trudno. Lewiatan musi przecież rosnąć czyimś kosztem.
 
Napracowali się ustawodawcy. Dzięki, o dzięki Panie. „Dzięki aktywnej postawie podkarpackich parlamentarzystów i radnych wojewódzkich PiS udało się zmienić najbardziej szkodliwe zapisy ustawy o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich, obrocie tymi wyrobami i organizacji rynku wina.“
 
Efekt jest kolosalny. W projekcie ustawy winiarz będzie klasyfikowany nie jako  przedsiębiorca, lecz jako producent. Ergo jednoznacznie wskazano, że producentem wina nie musi być przedsiębiorca. Rolnik produkujący  do 100 hl/rok nie będzie musiał zmieniać swojego statusu i będzie mógł pozostać rolnikiem i korzystać z dobrodziejstwa KRUS. A co jeśli zachce mu się wyprodukować 101 hektolitrów? 
 
Hossanna. 100 hektolitrów to 10 000 litrów, to jakieś 12 500 butelek. Oto kolejna granica absurdu. I jaki pieruński zysk z takiej produkcji.
 
Załóżmy, że  rolnik, posiadacz gorszej klasy ziemi, zasadzi swoje ugory winoroślą i narobi się przy tym jak wół. Ustawodawca oferuje mu wzamian, że będzie mógł płacić podatki  w formie podatku zryczałtowanego rozliczanego na podstawie książki obrotu winem i – uwaga! –  rolnik jako producent wina będzie mógł się starać o uzyskanie zezwolenia (koncesji) na sprzedaż detaliczną w swoim gospodarstwie. Umożliwi mu to legalną sprzedaż wyprodukowanego przez siebie wina każdej osobie, która do niego przyjdzie. A co, jeśli nie ma gospodarstwa agroturystycznego i nikt do niego nie przychodzi?
 
Uf, napracowali się, napracowali posły i góra urodziła mysz. Czy osły, zwane tu winiarzami, staną się bardziej szczęśliwe, bo pany dadzą zjeść im trochę obroku? No, nie.. a ja nie rozumiem Tomasza Poręby, gdy  cieszy się z własnej dobrze wykonanej roboty i smaruje taki hit:
 
 "Decyzje sejmowej i senackiej komisji rolnictwa to bardzo ważny krok na drodze do rozwiązania wszystkich problemów winiarzy w Polsce. Istniejące absurdalne przepisy, w moim przekonaniu sprzeczne z prawem unijnym, hamowały jego rozwój w naszym kraju. Jestem pewien, że nowa ustawa, będzie znacznie przychylniejsza polskim winiarzom. Podkarpackie wina bardzo smakowały w Parlamencie Europejskim. Marzy mi się, aby rozwój winiarstwa w naszym regionie nabrał teraz tempa. Sieć małych rodzinnych winiarni może bardzo wzbogacić ofertę turystyczną Podkarpacia, a tym samym przyspieszyć jego rozwój" 
 
Bo z czego tu się cieszyć, panie? Pozostajemy przy marzeniach a wciąż są to marzenia ściętej głowy. Marzy mi się prawo, które likwiduje wszelkie bariery, czyli w praktyce  99% szkodliwych ustaw gospodarczych.  I snuje się po mojej głowie prosta myśl o powrocie do filozofii prawa, która oświeciła ministra w rządzie Mieczysława Rakowskiego, Mieczysłąwa Wilczka. Było nie było, trzeba zaorać ugór chorego umysłu legislatorów, którzy tworzą nieludzkie prawa. Hough.
 
Opisałem radosną twórczość Komisji Rolnictwa, która przegłosowała co powyżej zdecydowaną większością głosów. Teraz projekt ustawy musi przyjąć cały Sejm. Najpewniej przyjmie, podczas jednego z najbliższych posiedzeń. Przejdźmy do następnego rozdziału.
 
 Wyginiecie jak dinozaury.
 
Roman Kluska. Ktoś o nim nie słyszał? Ktoś beknął za bezprawne uczynienie tego gościa przestępcą gospodarczym? Ktoś, jakieś stado urzędników i agentów poczuło na sobie twardą rękę sprawiedliwości państwa, które broni własnych obywateli przed niesprawiedliwością? Wiecie zapewne, że są to pytania retoryczne, a tymczasem  dyby prawa zakuwają każdego, kto chce coś naprawiać w Rzeczpospolitej lub po prostu żyć zgodnie z przypowieściami o talentach, których nie wolno zakopywać.  
 
W 2008 roku zrujnowany producent komputerów i  rozsławiony przez media producent rolny, Roman Kluska powiedział: 
 
Mam 200 owiec. Tylko mleka dają trochę mało. Kupiłem najlepsze owce z Niemiec. Ale mleka dają ledwo połowę tego, co w Niemczech. Nawet przyjechali do mnie hodowcy żeby zobaczyć, co się dzieje.   Powiedzieli, że w Niemczech nie ma rolnika, który zapewniłby owcom tak dobre warunki. 
 
Kasę Kluska miał na nowe hobby. Coś tam mu zostało po wymuszonej przez gangsterów sprzedaży Optimusa grubo poniżej realnej wartości rynkowej przedsiębiorstwa. Nakupił ziemi, nakupił owiec i bawi się w rolnika. Hough. Bogu niech będą dzięki, że się bawi a nie odsiaduje wyroku za niewinność. Znacie takich, co mieli mniej szczęścia? Nie znacie? To rozejrzyjcie się wokół.
 
Dlaczego owce Kluski  się rozleniwiły i nie dają mleka? Roman Kluska już to wie:
 
Dawniej krowy dawały 10-15 litrów mleka dziennie. Dzisiaj dobra krowa daje i 50 litrów. I krowa, i owca da dużo mleka, jeśli dostanie dużo białka. A białko gdzie jest? Głównie w soi i rzepaku. Tyle że nie istnieją teraz na świecie ani soja, ani rzepak niemodyfikowane genetycznie. Niemal wszystko jest GMO. Moje owce nie dostają pasz z GMO. Dlatego dają mniej mleka, a przez to koszt produkcji jednego litra jest u mnie znacznie wyższy niż u innych hodowców. 
 
A tymczasem ziemia rolna zamienia się w ugór jak kraj długi i szeroki. Nie opłaca się wypasać owiec na pastwiskach i łakach, nie opłaca się karmić własnych stad i trzód tym, co daje natura i tradycja.
 
Człowiek zabrał się za robotę Pana Boga i jako sługa Mamony wprowadza rasizm i eugenikę, póki co – ale to  fundamentalne złudzenie niedouczonego rozumu – w łonach matki natury. Fundamentalne złudzenie oślepiło mózgi konsumentów i zapychają własne bebechy zatrutym pokarmem. Zatruty pokarm zatruwa mózgi. Koło  degeneracji rasy ludzkiej kręci się coraz szybciej. Młyny parlamentarne, zasilane wodą korporacyjnych lobbystów GMO, wyprodukują w końcu  kolejne dyby ustaw rolnych dla obywatela Rzeczpospolitej. Wyprodukują, bo polski parlamentarzysta – nieważne z jakiej partyjnej parafii – to sługa sług Mamony. 
 
Taki mamy dziś kawałek świata polującego na postęp. Postep tu, postęp tam – a my w dybach nieludzkiego prawa wymieramy i degenerujemy się na potęgę,  nie dostrzegając podstępu w takim postępie.  Prosta wiara, że świnia tuczona na śrucie szybciej obrasta w masę, owca karmiona modyfikowanym genetycznie białkiem daje więcej mleka, zaś konsument, który  żre to świństwo faszerowane dodatkowo chemią staje się szybciej debilem, mało ma dziś wyznawców. 
 
Roman Kluska, milioner, wie, że człowiek staje się tym, co zje. Pokarm powinien pochodzic od samego Pana Boga a nie z chlewni i obór Mamony. Ale bez Mamony i jej prawa ani rusz we współczesnej cywilizacji. Zginiesz jak dinozaur. Zginiesz jako rolnik, bo nie wyprodukujesz zdrowego pokarmu i zginiesz jako konsument, bo go nie kupisz w korporacyjnych sieciach handlowych. 
 
Co robi pan Roman z mleka własnych owiec? Przytoczę śliczny fragment dialogu Romana Kluski  z dziennikarzami, Piotrem Miączyńskim i Leszkiem Kostrzewskim:
 
– Doskonały ser. Co prawda na razie nie mogę go sprzedawać. 

Kupców nie ma, bo za drogi?

– Są. Całe kolejki przyjeżdżają. 

To czemu pan nie sprzedaje? 

– Bo byłbym przestępcą. Muszę mieć zgodę stosownych urzędów. 

Jaki problem? Niech pan wystąpi o zgodę.

– Gdyby nie było problemu, to już bym ją miał. Żeby dostać zgodę na produkcję serów przy gospodarstwie rolnym, muszę spełnić takie same warunki jak potężna mleczarnia. Czyli postawić szatnie: czyste, brudne, przebieralnie, osobny magazyn na opakowania, osobny na ser, dwupiętrowy budynek etc. Wydałem na to już wiele milionów.

Sera sprzedawać nie mogę, więc na razie leży w dojrzewalni. Hobbystycznie robię sery po prostu. 

I długo się pan stara o pozwolenie?

– Kilka lat. Jak dobrze pójdzie, to za parę miesięcy wszystkie pozwolenia będę miał. Ćwiczę na sobie głupotę polskiej rzeczywistości, bo który rolnik przez to przejdzie? 

Będzie po prostu sery na czarno sprzedawał i tyle.

– Rozmawiam ostatnio z jednym urzędnikiem. Wie pan, że to jest absurdalne? On odpowiada: wiem! I dlatego nie ścigamy rolników którzy robią sery, mimo że łamią prawo. 
 
Nie wiedziałem, że moi sąsiadzi są  przestępcami. Moja sąsiadka, ktora czasami podaruje nam kawałek sera od własnej krowy, wprawdzie nie jest, bo nie chce wzamian Mamony, ale taki jeden z drugim, co sprzeda prywatnie czasami świnię  hodowaną na naturalnej paszy,  już jest. A i moja rodzina ma współudział w przestępstwie, gdy sobie kupi takiego wieprzka i zleci prywatnie masarzowi przygotowanie wyrobów.
 
Mieszkam od niedawna na wsi. Mam niewielkie gospodarstwo, które sobie kupiłem. Leżało ugorem przez wiele lat. A ja widzę, jak trudno ugór zamienić w kwitnący ogród Pana Boga.
 
Coś trzeba jednak robić, gdy absurd  kijem absurdalnego prawa pogania bezrozum ludzkiej ciemnoty. Co uosabiają i kogo reprezentują nasi (nie nasi?) posłowie? Akurat miałem chwilę, to piszę, że niekoniecznie nas, czyli Naród.
 
Czy kogoś przekonałem, że zmiana naszej mentalności musi być co najmniej tak głęboka jak myśl najwybitniejszego współczesnego polskiego proroka, Donalda Tuska?  Przecież on nam przepowiedział: Wyginiecie jak dinozaury.  Mało, że przepowiedział. Jako ten, który współdzierży w ręku berło niepodzielnej władzy nad durnotą ciemnych Polaków, przyłoży rękę to tu, to tam, żeby prorocze słowo stało się ciałem.
 
I słowo zakute w dybach paragrafów nie ma wyjścia – musi stać się ciałem.
 
Czas na refleksję. Oto ona: Prawo, które tworzy opór w materii dla prostych i rozumnych myśli oraz działań, to bezprawie. Twórcy takiego prawa pójdą do wiekuistego piekła, ale to kara niewspółmiernie niska za budowanie przedsionków piekła na ziemi.
 
 
 
 

 

0

Piotr F.

101 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758