Blog który już od trzech lat z górą prowadzę ozdobiony jest dwoma zdjęciami. Jedno z nich przedstawia Annę Walentynowicz, a drugie Grzegorza Przemyka. Zdjęcie pani Walentynowicz umieściłem, ponieważ któregoś dnia znalazłem je w Rzeczpospolitej i uznałem, że oto przed mną cała najpiękniejsza historia Polski. W tej jednej drobnej, biednej postaci odbiły się nagle cale najpiękniejsze dzieje mojego narodu. Napisałem w tej sprawie tekst i oczywiście ozdobiłem go tym zdjęciem. A następnie już zostawiłem to zdjęcie po to, by zdobiło ten blog i nadawało mu tę siłę. Jak idzie o zdjęcie Przemyka natomiast, historia była nieco inna i z pewnością zdecydowanie bardziej, że tak powiem, przyziemna. Otóż zdjęcie to umieściłem na blogu – też zresztą pisząc do niego specjalny tekst […]
Blog który już od trzech lat z górą prowadzę ozdobiony jest dwoma zdjęciami. Jedno z nich przedstawia Annę Walentynowicz, a drugie Grzegorza Przemyka. Zdjęcie pani Walentynowicz umieściłem, ponieważ któregoś dnia znalazłem je w Rzeczpospolitej i uznałem, że oto przed mną cała najpiękniejsza historia Polski. W tej jednej drobnej, biednej postaci odbiły się nagle cale najpiękniejsze dzieje mojego narodu. Napisałem w tej sprawie tekst i oczywiście ozdobiłem go tym zdjęciem. A następnie już zostawiłem to zdjęcie po to, by zdobiło ten blog i nadawało mu tę siłę.
Jak idzie o zdjęcie Przemyka natomiast, historia była nieco inna i z pewnością zdecydowanie bardziej, że tak powiem, przyziemna. Otóż zdjęcie to umieściłem na blogu – też zresztą pisząc do niego specjalny tekst – dokładnie tak, jak dzieci ozdabiają swoje plecaki, czy torby szkolne zdjęciami lub nazwami zespołów. Czy choćby jakimś klasycznym liternictwem, jak na przykład dzieje się to w przypadku zespołu Motorhead.A więc nawet nie chodziło mi o to, że uważam Przemyka za dziecko wybitne, lub jakoś szczególnie sympatyczne, bo co do tego nie mam nawet informacji z trzeciej ręki. Jak o to idzie, nie wiem o nim właściwie nic. Poszło wyłącznie o tę twarz. Twarz – jak idzie o, że tak to nazwę, wymiar sceniczny – robiącą niemal takie samo wrażenie jak robi twarz Jima Morrisona, czy Marilyn Monroe. A więc poszło o czysty pop.
Dziś, jak dowiaduję się z blogu Łażącego Łazarza, z okazji kolejnej miesięcznicy smoleńskiej śmierci, pewien chłopiec i pewna dziewczyna organizują dziś wieczorem spotkanie w jakimś pubie obok Hotelu Europejskiego na Krakowskim Przedmieściu i zachęcają uczestników imprezy do tego, by – wtedy właśnie, gdy tuż obok zbiorą się ludzie by opłakiwać śmierć Prezydenta i wielu innych osob poległych w tamtej katastrofie, i jednocześnie błagać o prawdę – zaczęli drzeć mordy tak, by ten płacz zagłuszyć i wyszydzić. Oczywiście, jak należy się domyślać, ten plan po drugiej stronie już wzbudził i oburzenie i rozpacz, a przede wszystkim wywołał nerwowe obawy, co to z tego wszystkiego będzie i co zrobić, żeby jednak nie było.
W komentarzach jakie pojawiły się w reakcji na ten projekt, pojawiają się też naturalnie bardzo ciężkie słowa, które niestety, jak sądzę, dowodzą wyłącznie naszej bezradności wobec czegoś, co przekracza kolejne granice i boli jak cholera. Sam Łazarz pisze: „kolejna prowokacja swołoczy”, „sowiecka mentalność”, „barbarzyńcy ze wschodu”. Dalej czytamy , że „gnoje nakręcają się własną głupotą”. Jeszcze dalej padają propozycje, co zrobić, by organizatorów tej akcji odpowiednio ukarać.
Tymczasem ja patrzę na notkę z Facebooka, którą przekleił Łazarz, informującą zainteresowanych o spotkaniu, i widzę dwa nazwiska: Piotrek Ginalski i Ada Śmigiel. Ponieważ nazwiska są podlinkowane, zaglądam dalej i najpierw widzę ładną dziewczynę o refleksyjnej twarzy – to Ada – a dalej Piotrka – chłopca, którego wielu nauczycieli z pewnością chciałby mieć w swojej klasie. Ładnego chłopca z długimi włosami, który z całą pewnością jest przez swoich kolegów lubiany, a w stosunku do tych, których mija na ulicy jest zapewne wesoły i grzeczny. Chłopca, który w pewien sposób przypomina Grzegorza Przemyka. Który, gdyby jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności stał się bohaterem kultury popularnej, mógłby ładnie wyglądać na koszulkach, zamiast Che Guevary, czy wspomnianego wcześniej Jima Morrisona. Twarz człowieka, który w pewien bardzo szczególny sposób, gdyby przyszło mu żyć w latach, kiedy to Grzegorz Przemyk – warszawski maturzysta – został zatłuczony na śmierć przez warszawską milicję, może by znalazł się tam obok niego na tamtej ulicy, i by do tego obrazu pasował. Mam na mysli ten szczególny typ dziecka, które nawet jeśli dziś jeszcze nie wie więcej niż inni, to kiedyś wiedzieć będzie. Bo i tego chce i mu zależy. Ada i Piotrek – dwoje dzieci, które trzydzieści lat temu z całą pewnością nie spodobaliby się milicjantowi, który ich zatrzymuje i każe im pokazać legitymacje.
I myślę sobie, że nagle, jakimś nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, albo jakimś jeszcze bardziej niezwykłym podmuchem złego wiatru, i Ada i Piotrek znaleźli się dziś dokładnie po tej stronie, gdzie stali tamci milicjanci.
Reszta na moim blogu pod adresem www.toyah.pl
"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"