O opiłkach, magnesach, mediach i podeszwach
03/12/2012
621 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Nie zazdroszczę polskim niezależnym dziennikarzom. Są jak opiłki ściągane przez dwa wielkie magnesy – PO i PiS. Tylko nielicznym udaje się obronić przed tym, by zostać na stale częścią jednej z tych partii.
Obie te formacje mają pieniądze (i to wielkie) oraz mnóstwo tajnych i jawnych współpracowników. Jeśli tylko dziennikarz padnie na kolana i złoży hołd Kaczyńskiemu lub Tuskowi, od razu znajdzie się dla niego praca, od razu będzie mógł spokojnie myśleć o spłaceniu kredytu na mieszkanie i o wspólnym z rodziną wyjeździe na Bora – Bora. Co więcej, natychmiast zyska sympatię około 30 % polskich czytelników – uznają bowiem, ze jest mądry, przenikliwy, przyzwoity, uczciwy, dowcipny i błyskotliwy. Dlaczego? No to proste jest – bo wspiera właściwą partię, zwalcza wrogów Polski, rozumie, kto jest dobry, a kto zły (a tego wszak należy chyba oczekiwać od dziennikarza, prawda?). Będzie też miał rzeszę swoich kolegów po piórze, który skoczą za nim w ogień, bowiem będzie częścią ich środowiska i dlatego będą traktować jakikolwiek atak na niego, jak na uderzenie w nich samych. Ma szansę na zdobycie nagród dziennikarskich – tyle tylko, że tych, które akceptowane są w jednym z dwóch środowisk (nie wiem zresztą, czy są inne). Życie, jak w Madrycie.
Jeśli jednak będzie chciał zachować dystans do PO i do PiS i pozostać niezależnym, to sprawa wygląda gorzej. Będzie jak opiłek, który za wszelką cenę nie chce stać się częścią jednego z magnesów. Będzie widział, jak jego dawni koledzy wydają gazety i prowadzą portale finansowane przez partie i koszą niezłą kasę. Będzie widział, że mają się dobrze i wciąż go kuszą zapisaniem się do nich. Będzie okładany przez czytelników, widzów i słuchaczy ze wszystkich stron – jako zapluty karzeł pisowskiej reakcji lub – za inny tekst albo audycję – jako platformerski sługus. Będzie go wkurzać, że wysługiwanie się jakiejś partii będą mu zarzucać ci, co naprawdę są prawie na etatach u Kaczyńskiego czy Tuska. Będzie się zastanawiał, jak długo tak można i czy za następnym zakrętem nie wyląduje na bezrobociu. Jakiś Kuźniar czy Sakiewicz, którzy ze służalczości wobec partii politycznych uczynili swój zawód i nawet tego nie kryją, będą śmiać mu się w twarz. Karnowscy czy Wołek będą wystawiać mu świadectwa moralności. I będzie ów biedny opiłek zachodzić w głowę – po co mu to? Czy nie lepiej zapisać się jednak do stronnictwa Kaczyńskiego lub Tuska? Czy nie rozsądniej zaakceptować fakty i to, że tak dzisiaj wygląda rynek mediów i tylko głupi tego nie rozumie (krzywdząc przy okazji swoją rodzinę)?
Mam dla nich tylko jedno pocieszenie – że tego typu dylematy mieli wcześniej już inni. Miał je Tusk i Kaczyński przed trzydziestu latu. Miał je Michnik i Bratkowski. Miał także Niesiołowski i Macierewicz. I wszyscy oni, w tamtych cięższych niż dzisiejsze czasach, zachowywali się przyzwoicie i uczciwie. Niech więc i wam nie zabraknie odrobiny potrzebnej odwagi. Wierzcie mi, że są w Polsce ci, którzy potrafią to docenić. Nie tak spektakularnie, jak skarbnicy PO i PiS, ale za to bardziej długofalowo i od serca. Pozostańcie niezależnymi opiłkami. Pomimo tego, że tak wielu z waszych kolegów jest już na zawsze częścią jednego z magnesów. Nie mogę was zapewnić, że to się wam opłaci, ale fajnie jest być niezależnym opiłkiem. Na pewno fajniej, niż czymś przyklejonym do podeszwy Kaczyńskiego czy Tuska.