Na spotkaniach autorskich ludzie pytają mnie często czy opowiadam te swoje kawałki także młodzieży. Otóż nie opowiadam i wcale się do tego nie palę
Na spotkaniach autorskich ludzie pytają mnie często czy opowiadam te swoje kawałki także młodzieży. Otóż nie opowiadam i wcale się do tego nie palę. Uważam, bowiem, że młodzież jest pod ścisłą, wyraźną i groźną bardzo kuratelą systemu. I ja, mało popularny i niszowy autor nie mam co startować w tej konkurencji. Młodzież jest systemowo ubezwłasnowolniana i psuta także systemowo. I mnie – powiem szczerze – nic do tego, bo ja mam dzieci małe i za nie odpowiadam, a nie za jakieś cudze, duże. Młodzież ma przecież rodziców, którzy do niedawna sami byli młodzieżą, jakoś określali się wobec toczenia, a dziś wychowują dzieci i także uczą je czegoś. Czy uczą dobrze? Nie wiem. Myślę, że to nie moja sprawa. Na moje spotkania przychodzą ludzie starsi i doświadczeni, którzy zadając pytanie – czy pan spotyka się z młodzieżą mają na myśli kogoś zupełnie innego i nierzeczywistego wręcz. Na pewno nie mają na myśli tej młodzieży, która każdego ranka biegnie do szkół. Ta bowiem jest zagospodarowana przez ludzi, którzy nigdy na moje spotkanie autorskie nie zajrzą. Z czego możemy się oczywiście tylko cieszyć.
Kiedy byłem w Poznaniu na początku lutego jeden z czytelników opowiedział mi o czymś z czego nie zdawałem sobie sprawy, a co jest dziś dniem powszednim studentów. Oto studiują oni w jakimś przedziwnym, nieludzkim systemie. Uczestniczą w zajęciach, ale jednocześnie muszą pracować. Tyrają w supermarketach na nocnych zmianach, bo nigdzie indziej nie ma dla nich pracy. I to jest coś naturalnego. Nie ma to nic wspólnego ze znaną nam ze studenckich czasów fuchą, kiedy to za dwa dni roboty dostawało się ładny kawałek grosza i człowiek mógł pobalować sobie i najeść się jeszcze do syta. Dla studentów dzisiaj, o ile nie mają bogatych rodziców, praca to przymus. I to jest proszę Państwa prawdziwa groza. Hasło: student, żebrak, ale pan, straciło na aktualności mocno i chyba już nie powróci. Studenci są degradowani i łamani już na samym początku swojej drogi, a potem będzie już tylko gorzej. Nienawidzą swoich studiów i swojej pracy i nienawidzą zapewne swoich kolegów i koleżanek, którzy mają trochę lepiej od nich.
Dowiedziałem się także, że do niedawna normalną praktyką na studiach było sprzedawanie sobie materiałów dydaktycznych. To jest zgroza. Studenci sprzedający sobie kserówki. I hańba w dodatku jest to także, hańba niszcząca relacje międzyludzkie i zaburzająca komunikację. Studenci nie są już bractwem, nie są grupą ludzi czujących wspólnotę i więź. To drobni geszefciarze. Nie jest to jednak ich wina, to wina ludzi w moim wieku i trochę starszych, którzy stworzyli im takie warunki. Ponoć ten handel nieco już przygasł, ale gdzieniegdzie nadal kwitnie. Pytanie czy zniknie całkowicie czy odrodzi się ze zdwojoną siłą.
Człowiek normalny, takie mam wrażenie, dojrzewa we wspólnocie i zaufaniu do niej. Tak było do niedawna, nawet za komuny w obszarze zwanym cywilizacją zachodnią. I to się skończyło, a przyczyna tego jest prosta – władza – zwana władzą demokratyczną nie chce by ludzie komunikowali się ze sobą na zasadach normalnych. Władza ta chce by ludzie ci nie czuli ze sobą żadnej więzi i więzi te niszczy celowo i czasie i miejscu najważniejszym – na uczelni.
I my nic nie możemy z tym zrobić. Nic, bo każda próba jest podejrzana. Młodzież bowiem – zawsze tak jest – kiedy tylko zauważy, że ktoś mówi do niej szczerze, otwiera się i garnie do kogoś takiego jak kurczęta do kwoki. Młodzież może być więc jedynie oszukiwana. Jeśli zaś oszukiwana nie jest, wtedy człowiek który z młodymi rozmawia narażony jest na wielkie niebezpieczeństwo. Młodzież bowiem to target szczególny. Każdy chce go zagospodarować i nim manipulować.
Dlatego właśnie nie spotykam się z młodzieżą. Jeśli ktoś mnie zaprosi pójdę oczywiście, ale bez entuzjazmu.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy