Zrobiłem dziś rzecz nieco ekstrawagancką, zajrzałem na blog wywczasa.
Zrobiłem dziś rzecz nieco ekstrawagancką, zajrzałem na blog wywczasa. Pierwszy i ostatni raz. Pisze tam wywczas rzeczy, które nawet mnie do głowy by nie przyszły, bo ja tak źle o Ziemkiewiczu jednak nie myślę. Otóż pojawiła się tam w komentarzach opinia, że Ziemkiewicz wytarł się nami jak brudną szmatą i odrzucił ze wstrętem. Nami, czyli mną i Toyahem, bo rozumiem, że Grzegorz Braun jako członek elity na określenie „brudna szmata” nie zasługuje. Ciekawe skąd u Ziemkiewicza ten dziwny zwyczaj wycierania gęby brudnymi szmatami? Może wyniósł to z domu? Mniejsza. Co innego jest ważne.
To mianowicie w jaki sposób zebrani tam państwo oceniają postawę Toyaha i moją wobec ich ulubionych polityków i ich ulubionych idei. Pomijam określenia takie jak „pajac”, bo to jest ewidentnie objaw zazdrości i frustracji. Chodzi o rozważanie kwestii następującej: czy toyah i coryllus się ustawili, a jeśli już to czy zrobili to właściwie czy popełnili błąd. Przeważa opinia, że popełniliśmy błąd i nasze rachuby na sukces legły w gruzach. Nie wiem jak oni to tłumaczą, ale nie jest to istotne. Już bowiem z samego spozycjonowania problemu jasno widać kim są ci ludzie. To są proszę Państwa wazeliniarze najgorszego gatunku. Bo cóż to znaczy „ustawić się”? To znaczy podlizywać się ile można silniejszemu i mającemu większe wpływy. Jak więc my: toyah i ja mogliśmy się ustawić popierając Jarosława Kaczyńskiego, krytykując wszystkie z wyjątkiem radia Maryja i TV Trwam medialne inicjatywy na prawicy, wdając się w awanturę ze SKOK, opisując otoczenie Jarosława Kaczyńskiego w słowach skrajnie krytycznych, wdając się w awantury z administracją salonu, odmawiając wystąpienia publicznie w programie Marcina Kacprzaka z innymi znanymi blogerami, nie zapisując się – w moim przypadku – do PiS, nie pisząc, z wyjątkiem dwóch czy trzech tekstów o Tragedii Smoleńskiej. Jak do cholery my się mieliśmy ustawić? To jest przecież niemożliwe, ale o to nas podejrzewają. Czynią tak ponieważ ich tchórzostwo i głupota nie przewiduje w ogóle, że taka postawa jak nasza może się w gdziekolwiek i w kimkolwiek zmaterializować. To jest coś poza strategiami przeżycia stosowanymi przez tych ludzi, choć słowo ludzie w tym miejscu to jest doprawdy zbytek łaski z mojej strony.
Ponieważ my się jednak nie próbujemy ustawić wobec tych silnych i bogatych, nie szukamy u nich ani poparcia, ani akceptacji, nie piszemy nawet listów do Jarosława Kaczyńskiego, a jedynie od czasu do czasu okazujemy mu sympatię i to także nieprzesadną, jesteśmy póki co całkowicie niezrozumiali dla wywczasa, rudeckiej i całej reszty.
Oni coś tam próbują kombinować, piszą, że to szczyt naszej kariery, że teraz będzie już tylko gorzej, że źle wybraliśmy i koń, którego dosiedliśmy właśnie dostał zadyszki. Metaforyka i sposób opisu typowy dla intelektualnej i duchowej nędzy. Ponieważ muszę w związku z III tomem Baśni czytać różne rzeczy po czesku, a nie potrafię i podrzucam to jak zwykle dobrym ludziom, przyszła mi do głowy taka typowa czeska metafora, na czeskiej zasadzie skonstruowana. Otóż my nie dosiadamy z Toyahem żadnego konia. My szybujemy pod niebem na grzebiecie olbrzymiego albatrosa. I ten albatros obsr….a z góry porcjami wielkich odchodów głowy wywczasa, pantryjoty sowińca i całej reszty. Tak mi się to po czesku skojarzyło. Prawda, że ładnie?
No sami popatrzcie: Toyah zaczął blogowanie od tekstu krytykującego Ziemkiewicza, ja z kolei wrzuciłem tu na samym początku tekst pod tytułem „Henryk Sienkiewicz był geniuszem”. Czy ktoś wtedy pomyślał, że jest to działanie obliczone na jakiś sukces? Czy ktoś, choćby twórcy salonu24, którzy chcieli tu wiedzieć z początku osoby takie jak Szczuka, pomyśleli choć przez chwilę, że z tego będzie jakiś sukces? Na pewno nie.
A tu proszę, krok po kroku, jedna książka, druga, czwarta, a już niedługo będzie siódma. A minęły zaledwie trzy lata. Można? Można. Wszyscy pamiętają, a pewnie nawet nie muszą sobie przypominać bo to dalej tam jest, ile pomyj wylał na nas osobnik podpisujący się nickiem galopujący major. Jak się śmiał i szydził, jak prorokował i jak bardzo chciał by go zauważono i pochwalono. I gdzie on teraz jest? W tym samym miejscu, w którym był trzy lata temu. Podobnie jak reprezentujący inną opcję, a równie utalentowany Rybitzki. Podobnie jak pan Wszołek, któremu marzyła się wielka kariera. Ja im wszystkim życzę jak najlepiej, ponieważ jednak moja wiedza o świecie jest dalece bardziej kompletna niż ich, podejrzewam, że sukcesu jednak nie będzie, podejrzewam, że skończy się na tym co zwykle w Polsce jest udziałem młodych i zdolnych: na wiecznym, trwającym do emerytury „zapowiadaniu się”.
Pozwólcie, że ja będę szedł swoją drogą i będę ciągnął za sobą Toyaha, choć on ma czasem takie chętki, żeby jednak iść tamtędy co wszyscy. To jest jednak błąd, który prowadzi wprost do klęski i ja mu na to nie pozwolę.
To co myśli o nas jakiś wywczas czy inny wyskrobek nie ma najmniejszego znaczenia. Podobnie jak nie ma znaczenia donosicielstwo Ziemkiewicza. Są to bowiem ludzie cierpiący na pewien rodzaj ślepoty. Taki mianowicie, który nie pozwala im zauważyć kilku milionów zdrowych i przytomnych ludzi, którzy nie oglądają telewizji, nie czytają GW, są oszukiwani przez System i nikomu, ale to absolutnie nikomu nie wierzą. To właśnie dla tych ludzi piszemy i będziemy to robić dalej. Ja, w przeciwieństwie do wywczasa, uważam, że jesteśmy dopiero na początku drogi, a sukces jest przed nami. I nie sądzę by ktokolwiek nam w osiągnięciu tego sukcesu przeszkodził. Dla pewnych osób jesteśmy bowiem niewidzialni, zupełnie jakbyśmy narzucili na siebie jakiś czarodziejski kabacik i założyli czapkę niewidkę. Inni zaś, ci na których nam zależy widzą nas doskonale. A wkrótce zobaczą jeszcze wyraźniej. Szykują się bowiem nowe książki. Ja zaś wczoraj wpadłem na pomysł, by napisać coś w rodzaju „Wojny o pieniądz” tylko trochę inaczej. Zabiorą się za to wiosną. Będzie dobrze. Nic się nie martwcie. Aha, jeszcze jedno: ponoć dziś ma o nas – w sensie „blogerska tłuszcza” – mówić w swoim programie Tomasz Lis. W związku z tym informuję, że od czwartku zaczynają się w Warszawie Targi Książki Historycznej, w Arkadach Kubickiego, pod Zamkiem Królewskim. Jak się ktoś naogląda Lisa i będzie chciał kupić książkę, serdecznie zapraszam. Nasze stoisko jest tuż przy stoisku IPN. Wywiadów nie udzielam.
Trwa promocja książki „Atrapia” na stronie www.coryllus.pl. Można ją kupić w cenie 15 złotych plus koszta wysyłki. Sprzedajemy także ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Wznowienia na razie nie będzie.
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook.pl i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy