Spośród patologii i udręk życia małżeńskiego najgroźniejsze są właśnie żony chwalące swoich mężów.
Spośród patologii i udręk życia małżeńskiego najgroźniejsze są właśnie żony chwalące swoich mężów. Kobieta jak wiadomo zmienną jest to co mówi nigdy nie oznacza tego co naprawdę myśli. Kiedy więc żona chwali męża ten powinien mieć się na baczności, bo może to oznaczać jedynie cholerne kłopoty. Jakiego rodzaju kłopoty? To już zależy jakimi słowy owe laudacje i pochwały połowica wygłasza i w czyjej obecności to czyni. Wariantów jest kilka.
Koledzy z pracy lub z wojska. Kiedy żona zaczyna nas chwalić w obecności kolegów z wojska, musimy być czujni jak pies Szarik pod Studziankami. Pamiętajmy, że przetrwanie zależy od właściwej oceny potencjału przeciwnika. Klęska jest zaś przeważnie wynikiem przecenienia własnych możliwości. Kiedy więc ona zaczyna nas chwalić nie stójmy z rozdziawioną gębą i nie kręćmy z niedowierzaniem głową tylko pilnie obserwujmy jak na owe komunikaty reagują ci Judasze do tej właśnie chwili uważani przez nas za kolegów. Doskonale oni bowiem wiedzą, co ma na myśli nasza żona, chwaląc nas publicznie w ich obecności. Ona chce powiedzieć – chłopcy, ten facet nie jest już tym, kim był dawniej. On się wręcz chłopcy – tak to trzeba interpretować, choć w rzeczywistości słyszymy co innego – rozsypał. Sami – chłopcy (o żesz) – rozumiecie co ja tu z nim przeżywam. Chłopcy słuchają tego wszystkiego z uwagą, ci głupsi kiwają głowami i patrzą tęsknie w kierunku postawionego na stole słoika, który aż po wieczko wypełniony jest martwymi śledziami i cebulą, ale wasz najlepszy przyjaciel z wojska słucha uważniej niż inni, skwapliwiej kiwa głową i nawet próbuje wydusić z siebie jakąś korespondującą z tekstami żony kwestię. Coś w rodzaju – Wiesz, Ela, lata lecą,, a on ciągle – tu wskazuje na was palcem – jest po prostu świetny itp. Słuchacie tego ze spokojem, ale pryska on kiedy tenże sam najlepszy wasz kolega zwraca się do was z propozycją byście pobiegli po flaszkę. Dobrze jest wtedy wysłać po flaszkę żonę, a jeśli odmówi rozpędzić towarzystwo, albowiem zło należy dusić w zarodku. Jeśli to się nie uda, a wasz najlepszy kolega z wojska zacznie na całego psychologizować, pytając na koniec waszą zachwalającą was tak mocno żonę czy nie urodziła się czasem w znaku wagi, pozostaje już tylko dać mu po mordzie. Wtedy żona na pewno pójdzie po flaszkę sama, zrobi to w dodatku bardzo chętnie, a śledzie przypadną w udziale wam i nie będziecie się musieli nimi z nikim dzielić.
Rodzina. Tu sprawa jest banalnie prosta. Celem pochwał wygłaszanych przez żonę przy stole rodzinnym jest zawsze i wyłącznie kompromitacja męża. Nie zdarzył się jeszcze na planecie Ziemia ani jeden przypadek by poślubiona uczciwemu mężczyźnie kobieta zaczęła go chwalić w obecności rodziny mając jakieś inne zamiary niż ośmieszenie go, wydrwienie, pokazanie wszystkim jaki jest beznadziejny i jak nędzne są jego aspiracje. Im dłużej mówi o tym jak dzielnie naprawialiście rynnę, jak wspaniale radzicie sobie z pchaniem samochodu pod górkę, bo znów się coś tam zatkało, jak wiele uwagi i skupienia kosztuje was mycie naczyń po każdym obiedzie i jak uwielbiacie spędzać czas przed telewizorem tym bardziej wydłuża się twarz wuja Zygmunta, który ma fabrykę azbestu w Cleevland i wpadł właśnie na dwa tygodnie zobaczyć spokrewnionych z nim nieudaczników z Polski. Ona promienieje, wuj siedzi z żuchwą w makaronie, wąs mu się opuścił z jednej strony i nie zauważył, że mankiet białej koszuli nieubłaganie choć wolno zanurza się w sosie bolońskim. Patrzy na was dziwnie, a wy już wiecie, że wasza jedyna nadzieja, nadzieja którą żyliście od piętnastu lat, nadzieja na to, ze wuj zabierze was ze sobą i zatrudni w fabryce azbestu, właśnie rozwiewa się jak mgła nad torfowiskiem. Obiad kończy się wręcz arią w jej wykonaniu, arią, która jest w istocie arią torreadora z opery „Carmen”, ale to nie wy jesteście torreadorem. Dla was w tym przedstawieniu zarezerwowano inną zgoła rolę i nie chodzi mi bynajmniej o konia, na którym siedzi pikador. Pożegnanie z wujem jest chłodne. Ona jednak jest szczęśliwa. Wy nie wyjedziecie za ocean nie będziecie się tam gapić na obce, nieznane jej kobiety i szpanować zarobionymi pieniędzmi. Jak do tej pory czeka was oglądanie tańca z gwoździami i bezskuteczne próby wyrwania się an ryby z Ryśkiem w co drugą sobotę. Co miesiąc zaś, na proszonym obiedzie z rodziną, ona nie będzie się mogła was nachwalić.
Koleżanki. Kiedy ona chwali was w obecności swoich koleżanek możecie być pewnie dwóch rzeczy: nie dopuści was do głosu, a jeśli jej jakimś cudem przerwiecie pochwały zamienią się w wyzwiska, koleżanki zaś zostaną wyproszone za drzwi. Ona bowiem – i jest to jedyny przypadek kiedy pochwały musimy interpretować dosłownie – musi pokazać tym idiotkom, że nie jesteście tym za kogo one was uważają. Musi przekonać je, że dobrze wybrała, że jest szczęśliwa, a jej życie to pogodna idylla pod drzewami, na kocyku wokół którego biega mały baranek z dzwoneczkiem. Wszystko układała sobie w głowie dużo wcześniej, łącznie z intonacją głosu i mimiką. Jeśli przerwiecie to przedstawienie możecie być pewni najgorszego, lepiej więc siedzieć cicho i znosić to mężnie ze ściśniętymi usty i wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę. Wtedy mamy szansę, że w domu będzie tylko zwykła awantura, wynikająca wprost z faktu, że ona zda sobie doskonale sprawę z rozdźwięku pomiędzy rzeczywistością, a tak pięknie zaprojektowaną i zaprezentowaną przez nią fikcją. Zwykła awantura to znaczy taka, którą da się jakoś rozprowadzić po trzech dniach. Jeśli zaś jej przerwiecie, może okazać się, że w domu czeka was piekło. Piekło zaś oznacza w tym wypadku konieczność dorównania jej marzeniom, przynajmniej w niektórych obszarach zainteresowań. I tego możecie nie wytrzymać nerwowo. Ona zaś znajdzie kilkanaście przynajmniej sposobów byście przestali być pieniądzem bez pokrycia jakąś nędzną polisą na życie wystawioną przez trzeciorzędne towarzystwo ubezpieczeniowe. Piekła zaś należy unikać. Milczcie więc lepiej.
Koleżanki wasze. To jest jedyna sytuacja kiedy możecie być pewni, że ona was nie pochwali. Więcej – będzie milczeć jak grób, albowiem wasze relacje z koleżankami z pracy są dla niej tajemnicą. Tym większą im więcej o nich opowiadacie, chcąc ją uspokoić i przekonać, że to tylko koleżanki, które w dodatku są głupie, brzydkie i mają obrzydliwie bogatych mężów, których kochają bez pamięci. To są oczywiście brednie, bo wszystko jest na odwrót, ale i tak nie ma fakt ów znaczenia, bo ona nie wierzy w żadne wasze słowo już od bardzo, bardzo dawna. W obecności waszych koleżanek będzie więc milczeć i uśmiechać się tym samym uśmiechem, który Ania z Zielonego Wzgórza zawsze chowała dla swoich ulubionych zwierząt. Oceni dokładnie długość ich nóg i spódnic, zorientuje się gdzie kupują ubrania, jakich kosmetyków używają, oceni ich inteligencję, na tyle oczywiście na ile nie będzie to w zasięgu jej kompetencji, a po wszystkim, kiedy już wycałuje każdą w oba policzki i powie jej jaka jest fantastyczna urządzi wam taką scenę jakiej nie mieliście od czasu kiedy dawno temu powiedzieliście do niej przez sen – Jolka zamiast Elka. Tak dla porządku, żeby wam się we łbie nie poprzewracało.
Czy w ogóle istnieje jakaś opcja, w której nie narażeni jesteście na wybuchy agresji, w chwili kiedy pozostaniecie z nią sam na sam po tych pochwałach? Tak, oczywiście, istnieje. Pewni bezpieczeństwa i spokoju możecie być tylko wtedy, kiedy dyskretnie podchodząc do okna słyszycie jak ona mówi do sąsiadki – kochana, a jakiego ja mam pierdołę w domu ! Nic nie zrobi, nic nie załatwi, gniazdka nie wprawi w ścianę, żarówki nie wkręci, gwoździa nie wbije, normalnie kochana horror. Tyrada ta daje wam większe bezpieczeństwo wtedy im trwa dłużej. Jest bowiem wyrazem obaw waszej żony o to, by nie zainteresowały się wami obce i nachalne kobiety, które tylko czekają na to by porwać w swoje łapy zaradnych, sympatycznych i pogodnych mężczyzn, którzy pracują, opowiadają śmieszne dowcipy i umieją wykonać w towarzystwie kilka magicznych sztuczek tak dla zgrywy. Kiedy usłyszycie z jej ust coś takiego, wieczór na pewno będzie udany, śniadanie rano takie jak trzeba, a z Ryśkiem na ryby będziecie mogli jeździć co tydzień.
Wszystkich oczywiście zapraszam na moją stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić moje książki. Niektóre z nich pisane są podobnym stylem i choć traktują o niewesołym dzieciństwie lub sprawach kryminalnych można się przy nich trochę rozerwać.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy