O katastrofie 10 kwietnia 2010 piszę po raz pierwszy, i (mam szczerą nadzieję) ostatni.
Wiele razy zabierałem się by napisać ten tekst, ale za każdym razem mówiłem 'nie’ z uwagi na kontrowersje i brak dowodów.
Fakty:
(z którymi większość osób się zgadza, co nie oznacza że nie są one czasami kwestionowane)
1. Samolot rozbity w pobliżu lotniska w Smoleńsku. Szczątki rozrzucone na dużym obszarze. Kadłub rozczłonkowany. Skrzydło oderwane, odległość od kadłuba taka, że uderzenie o drzewo nie pozwala łatwo wyjaśnić tej odległości.
2. Nikt z załogi i pasażerów nie przeżył; prawdopodobnie z uwagi na rozbicie się samolotu ‘na plecach’ i być może przebicia się do przestrzeni pasażerskiej działającego silnika
3.Minęło około 10 minut czasu pomiędzy momentem kiedy Tu się rozbił, a alarmem na lotnisku. Dziesięć minut to bardzo, bardzo długo w lotnictwie. Takie opóźnienie jest trudne do wytłumaczenia w normalnych warunkach.
Założenie:
Załóżmy, że racje ma profesor Binienda i część skrzydła oderwała się na wysokości kilkudziesięciu metrów. Ustalono to biorąc pod uwagę odległość skrzydła od samolotu. Jeśli tak, trzeba wykluczyć uderzenie o ziemię / przeszkodę które spowodowało oderwanie się skrzydła. Uznaję za bardzo mało prawdopodobne, by samolot uderzył skrzydłem w ziemię, i skrzydło uszkodziło się dokładnie na tyle, by odpaść dopiero po wzniesieniu się samolotu na kilkadziesiąt metrów; dodatkowo uznaję za niezwykle mało prawdopodobne by taka sytuacja nie była odnotowana w jakiś sposób w stenogramach z czarnych skrzynek.
Hipoteza:
W związku z tym, skrzydło musiało zostać uszkodzone w powietrzu. Albo zostało ono uszkodzone celowo (tu mamy wiele możliwości, ładunki wybuchowe, rakiety, pociski etc.) albo na skutek wypadku. Chwilowo odłóżmy hipotezę o celowym uszkodzeniu skrzydła.
Zatem jeśli był to wypadek, musiałby uczestniczyć w nim inny samolot. W okolicy był transportowy Ił który ponoć podchodził do lądowania tuż przed Tu i miał kłopoty. Według relacji świadków prawie zahaczył skrzydłem o płytę lotniska. Czy możliwe jest, że pilot Iła przypadkowo znalazł się na ścieżce schodzenia Tu? Wtedy przy słabej widoczności i słabej sterowności obu samolotów one mogły ‘ledwo’ uniknąć kolizji. A w zasadzie nie uniknęły – skrzydło i być może stery poziome/pionowe Tu zostały przecięte przez Iła, który potem zarył w ziemię paręset metrów dalej, zastanawiając się czy awaryjnie lądować czy nie (Ił-76 generalnie jest przystosowany do lądowania w bardzo trudnym terenie). Tenże Ił byłby odpowiedzialny za ścięcie części czubków drzew (tych, po ścięciu których Tu ponoć podniósł się do góry). Tu, bez skrzydła i z uszkodzonymi sterami zrobił beczkę i zarył się w ziemię. Możliwe? Chyba tak, bo piloci w takiej sytuacji nie mieliby szansy na kontrolę maszyny. Tłumaczyłoby to, dlaczego taśma z rejestracją radaru zniknęła – byłoby oczywiste co się stało. Tłumaczyłoby to też dlaczego Rosjanie przestawiali szczątki samolotu.
Z kolei, gdyby sprawny samolot lądował w lesie (albo rozbił się przy standardowej ścieżce lądowania), to że wszyscy zginęli byłoby mało prawdopodobne. Wręcz przeciwnie – prawdopodobnie piloci byliby w stanie posadzić samolot tak by większość osób przeżyła. O wykonaniu półbeczki nie byłoby mowy. Nie wydaje mi się zbyt prawdopodobne, by piloci zdecydowali się na próbę podniesienie samolotu bez kawałka skrzydła, tak by przeleciał on jeszcze kilkaset metrów, obrócił się i rozbił.
Dodatkowo, gdyby samolot rozbił się w sposób wynikający z raportu MAK, wieża czekałaby jeszcze dziesięć minut na wzniecenie alarmu na lotnisku? Wątpię. Problemy Tu byłyby oczywiste dla wieży i po kilkukrotnym wywołaniu alarm byłby uruchomiony natychmiast. Z kolei, przy zderzeniu dwóch maszyn wieża wiedziałaby od razu co się dzieje, i zadzwoniła po instrukcje do Moskwy. Stąd opóźnienie, bo trzeba było podjąć decyzję na najwyższym szczeblu, i jeszcze się przekonać co się dzieje z Iłem i czy może kontynuować lot.
Oczywiście pozostaje druga hipoteza: że skrzydło Tu zostało uszkodzone celowo. Ta hipoteza ma wielu zwolenników, natomiast problemem jest, że byłoby to bardzo ryzykowne. Rosja wiedziałaby że prawda w końcu wyjdzie na jaw. Postawa Amerykanów byłaby trudna do przewidzenia (w końcu Polska to państwo NATO). Antagonizowanie NATO chyba byłoby Rosji nie na rękę; usunięcie Kaczyńskiego nie było aż takim priorytetem, poza tym można by było to osiągnąć innymi metodami, znacznie bezpieczniej (specjalnością KGB są np ataki serca). Pozostałe osoby na pokładzie, choć znaczące, znowu – nie wydaje się, by usunięcie ich było priorytetem. Są to dla mnie istotne przesłanki, że Rosja nie ryzykowałaby tak bardzo by zestrzelić samolot prezydenta tuż przed lądowaniem. Oczywiście, można się tu ze mną nie zgodzić; tezy zamachu dyskutować tu nie będę – wiele już zostało na ten temat powiedziane i napisane.
Reakcja USA
Jeśli jakiekolwiek państwo zna prawdę o wypadku, największe szanse na to ma USA. Załóżmy, że Amerykanie dokładnie wiedzą co się stało. Jeśli byłby to wypadek z winy pilotów, jak w oficjalnej wersji wydarzeń, stosunki USA-Rosja nie powinny specjalnie się zmienić. Natomiast jeśli był to wypadek z winy Rosji (albo wręcz zamach), stosunki tych dwóch krajów powinny się pogorszyć…
Przed katastrofą w Smoleńsku stosunki USA-Rosja były jak najlepsze. Obama zdecydował się na odejście od polityki Busha i nowy start, reset stosunków między tymi dwom krajami. Symboliczny przycisk 'reset’ nacisnęła Hillary Clinton i Siergiej Ławrow w marcu 2009. W maju 2009 Rosja krytykuję Północną Koreę za kolejny test nuklearny, w czerwcu popiera sankcję wobec Północnej Korei w ONZ, w ten sposób popierając politykę USA. Rozpoczynają się negocjacje na temat rozbrojenia atomowego, i ósmego kwietnia 2010 podpisany zostaje układ rozbrojeniowy 'New START’ redukujący ilość głowic atomowych dalekiego zasięgu. Zbliżenie pomiędzy Rosją a USA jest uznawane za jeden z największych sukcesów Obamy.
I wtedy, 10 kwietnia 2010 rozbija się samolot w Smoleńsku. Wkrótce potem następuje pierwszy zgrzyt. Prezydent USA Barack Obama i premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, nie przyjeżdżają na paradę z okazji dnia zwycięstwa na początku maja 2010. Później następują kolejne konflikty, dotyczące choćby Iranu, Libii i Syrii. Można powiedzieć, że stosunki USA – Rosja zaczęły się oziębiać po 10-tym kwietnia 2010. Oczywiście, być może jest to zupełny przypadek. Być może Obama chciał tylko podpisać nowy układ rozbrojeniowy i następnie przestał interesować się Rosją. Ale, być może, to nie jest przypadek i to oziębienie stosunków na linii USA – Rosja jest – przynajmniej częściowo – wynikiem tego co zdarzyło się 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku.
PS. Wyjątkowo, pod tym tekstem nie mam zamiaru odpowiadać na komentarze. Przyjmuję, że mogę się całkowicie mylić w mojej hipotezie; nie mam wystarczającej ilości danych które ją popierają by ferować jednoznaczne wyroki. Dlatego, to tylko hipoteza.
Wpis zamieszczam po wielu wahaniach; Ostatecznie uznałem, że opisana wersja wydarzeń dość dobrze tłumaczyłby to co zdarzyło się po katastrofie. W analizie celowo nie używałem opublikowanych danych z czarnych skrzynek / rozmów pilotów – jako że przyjąłem za fakt położenie skrzydła – i obliczenia dokonane przez profesora Biniendę które nie współgrają z opublikowanymi danymi z czarnych skrzynek (a zatem coś trzeba odrzucić).