Bez kategorii
Like

O immanentnej obecności diabła na Ziemi

20/12/2011
321 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Po czym poznać artystę prawdziwego? Wielu się nad tym głowi i wielu chciałby znać odpowiedź od razu

0


 Po czym poznać artystę prawdziwego? Wielu się nad tym głowi i wielu chciałby znać odpowiedź od razu po to, by szpanować przed dziewczętami i znudzonymi ciotkami na urodzinach babaci Krysi. No to ja wam powiem, albowiem z niebezpieczną prędkością zbliżam się do punktu, w którym wiedział będę już wszystko. Uwaga! Jeśli widzimy kogoś, kto cudownie, perfekcyjnie, wspaniale i bez jednej fałszywej nuty gra na grzebieniu 5 symfonię, to mamy całkowitą, absolutną i nie zmąconą niczym pewność, że nie jest to Ludwig van Beethoven. To jest jedyne kryterium, ono może występować w kilku zmodyfikowanych wersjach, ale jego istota jest zawsze taka sama. Jeśli ktoś pisze nowelkę o przygodach nienarodzonego dziecka w gabinecie jakiegoś podmiejskiego łabaja i czyni to z intencją wyciśnięcia jak największej ilości łez oraz w tak zwanej obronie życia, to mamy równie całkowitą pewność, że inspiratorem tego człowieka jest zły we własnej osobie.

 

Tym się bowiem pan ów charaktryzuje, że produkuje samą tandetę, w najgorszym gatunku. I nie dość na tym, bo jeszcze dba o to, by tandeta ta miała jak najwięcej gorących obrońców, w osobach ludzi utytułowanych i mających pretensje do ilorazu.

 

Rozmyślałem dziś z rana nad systemem edukacji nowoczesnego państwa, takim systemem, którego już nie ma, a do którego wszyscy wzdychamy. Systemem, którego emanacją byli różni geniusze, także literaccy, opiewajacy problematykę moralną. Myślałem i myślałem i doszedłem do wniosku, że to bardzo dobrze iż szlag trafił ten system. To bardzo dobrze, że mamy tę okrutną pustynię zarośniętą truizmamy opartą na podstawowym kursi filozofii, który każdy student ma w nosie, żeby nie powiedzieć gorzej.

 

Prawdziwa wielkość nie bierze się bowiem z poznania najdoskonalszych tworów ducha i kultury materialnej stworzonych w zachodniej cywilizacji. Prawdziwa wielkość bierze się z doskonalenia praktycznych umiejętności. Bierze się także z wymiany doświadczeń i ze stałej właściwie komunikacji pomiędzy ludźmi. Wrócę do moich ulubionych przykładów, czyli do szkolnictwa jezuickiego. Nie pamiętacie tego, bo i skąd, a znalezienie tych informacji jest trudne, ale w XVI wieku ojcowie Jezuici uczyli ludzi głuchych mówić w różnych językach. Była to nauka bardzo skuteczna, tak skuteczna, że zwalczano ją z wielką zajadłością. O ile pamiętam ojciec Ponce de Leon to wymyślił, ale nie znajdziedzie wzmianki o nim w wikipedii, tam jest tylko Juan Ponce de Leon odkrywca Florydy. Nauka ta, skuteczna i dająca wiele satysfakcji uczącym i nauczanym, obwarowana była klazulą całkowitej tajemnicy. Głusi składali przysięgę, że nie pisną nikomu słowa na temat metody zastosowanej przez nauczycieli. Czy to nie wspaniałe? Czy wam się coś nie otwiera w mózgu kiedy dociera do was ta informacja. Ci sami ojcowie Jezuici, w początkach swojego istnienia mieli obowiązek, podkreślam – obowiązek – wymiany korespondencji. Po pierwszych latach jezuickiej działalności, po czasach kiedy na świecie było zaledwie 3 tysiące zakonników pozostało 125 tomów korespondencji. 125 tomów. Po samym Ignacym pozostało tych tomów 12.

 

Nie było wtedy inetrentu, nie było poczty, nie było nawet dobrych dróg, a listy krążyły od Litwy po Brazylię i od Londynu po Etiopię.

 

Póki istniała taka organizacja, rozsiana po całym świecie, ponadnarodowa i silna, organizacja która kształciła w sposób niebezpiecznie bliski doskonałości różnych, nie dających się potem ogłupić, a bardzo potrzebnych władcom, ludzi, na świecie nie mogły powstać nowoczesne imperia. Nie mogły bo zawsze na drodzie do opanowania serc i umysłów odnajdowały facetów w czarnych sutannach, z różańcami owiniętymi na pięści i z książkami pod pachą. I tego się nijak proszę Państwa przewalczyć nie dało. Bo państwo ówczesne nie dysponowało taką organizacją. Postanowiło ją jednak ukraść zmodyfikować i zastosować do swoich potrzeb. Tyle, że państwa nie obejmują swoją strukturą całego świata, musiały więc stworzyć inną strukturę – piramidalną – na mniejszym obszarze. Jeśli zaś piramidalną, to obieg informacji w takiej strukturze musiał być inny zgoła niż w czasie pierwszych lat istnienia Towarzystwa Jezusowego. Informajca nie mogła swobodnie krążyć pomiędzy wszystkimi członkami organizacji, bo była tajna po prostu, a piramidalna struktura oznacza piramidalną hierarchię. Ta zaś czyni z dostępu do informacji pewien rodzaj sacrum. Jest to jednak sacrum a rebours, czyli anty-sacrum, czyli już wiadomo co. Informacja bowiem jest, ale nie można jej wykorzystać, bo jest w istocie tajna, szkolnictwo istnieje, ale nie może spełniać swojej funckji, bo informacje istotne są w istocie tajne. Tworzymy więc szkolnictwo, które opisuje świat nie będący światem rzeczywistym, ale pewnym modelem, do którego poznania dążymy. Człowiek opuszczający mury nowoczesnego uniwersytetu, nie może nic i niczego nikogo nie nauczy. Może tylko powtarzać bezmyślnie wyklepane tam formułki i ekscytować się produkowanymi przez tenże system i uznawanymi za ważne treściami. Tak to wykląda z grubsza. Zachęcam do szczegółowych analiz.

 

Jeśli obieg informacji „z góry na dół” odebrał informacji jej najistotniejszą funckję, to od razu pojawiła się potrzeba kontroli. Człowiek jest bowiem ułomny i każdy chciałby zarobić na sprzedaży różnych sekretów. Stąd wzięły się zapisy cenzorskie prawdziwe, czyli takie, których skuteczność mierzona jest latami spędzonymi w więzieniu. Kościelne zapisy cenzorskie uważam za nieprawdziwe, albowiem trudno nie spostrzec, że ilość ludzi sprzeciwiających się Kościołowi i ignorujących te zapisy była przeogromna i nic złego im się nie działo. Kościół, nawet mając Jezuitów nie był w stanie tej cenzury upilnować. Co innego aparat państwowy z armią urzędników pilnujących jeden drugiego.

 

Prócz zapisów cenzorskich pojawiły się różne kamery tajne i jawne, które doskonaliły kontrolę na informacją. Jednocześnie działania państwa nowoczesnego czyli pojezuickiego, wywoływały niezadowowolenie tak zwanego stanu trzeciego, którego liczebność wyglądała rozmaicie w rozmaitych krajach. Stan ten dysponował pieniędzmi, ale był upośledzony jeśli chodzi o dostęp do prawa. By to zmienić wymyślono rewolucję i przeprowadzono ją najpierw w Anglii, potem we Francji, a potem w Rosji. Świadomie czy nie, władcy Prus, przeprowadzili swoją własną rewolucję nazywaną reformą państwa lub wojną, w zależności do tego co im akurat bardziej odpowiadało. Uchroniło to ich samych przed śmiercią, ich poddanym dało zajęcie i spokój ducha na wiele lat, a skarbowi przyniosło dochód z rabunku podbitych krajów.

 

Rewolucję przeprowadzano zawsze w imię dobra ogółu, w myśl światłych zasad wypracowanych w nowoczesnym systemi edykacjnym, którego najważniejszą cechą jest struktura piramidalna. Była to prosta ściema, po każdej rewolucji informacja była jeszcze silniej kontrolowana, jeszcze mocniej tłamszona, a we Francji zastosowano nowe sposoby obchodzenia się z informacją i przeciwnikami politycznymi. Były i są one nadal w użyciu. Chodzi mi o prowokację i komprmitację. Kiedy rewolucja wygasała i nie było już mowy o ścinaniu głów jak we Francji czy rozstrzeliwaniu, jak gdzie indziej, pewne obszary wiedzy, dociekań i spekulacji były wydzielane, ośmieszane i spychane w nicość. Podnoszono inne, tworzono inne, które nie dawały człowiekowi nic, czyli nie dawały mu żadnej praktycznej umiejętności. Pojawiły się nauki o społeczeństwie, rzecz jasna o społeczeństwie nowoczesnym i o sposobach obchodzenia się z tym społeczeństwem. Pojawiły się media i nauki o mediach. Pojawiło się wiele rzeczy atrakcyjnych, a w istocie szkodliwych i złych.

 

Rewolucja czyli kolejny etap doskonalenia nowoczesnego państwa trwa dziś w najlepsze, a podstawowymi narzędziami obchodzenia się z informacją, poza uporczymym dystrybuowaniem jej z góry na dół i kontrolowaniem permanentnym, jest kompromitacja i prowokacja. To jest widoczne oczywiste i dla każdego mam nadzieję czytelne. Ja niestety nie umiem nic na to poradzić, ale niech ci, którzy potrafią i wierzą głęboko, modlą się gorąco, to może coś się stanie.

 

Aha, pamiętajcie o moich książkach.Moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl   Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Jeśli ktoś z szanownych czytelników chce otrzymać książki przed gwiazdką powinien się spieszyć. Usprawniłem co prawda znacznie wysyłkę, ale przesyłek jest sporo i mogę nie nadążyć.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758