Bez kategorii
Like

O CŁACH – CZYLI ADAM SMITH OJCEM GLOBALIZACJI

18/12/2011
424 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

W Państwa komentarzach przewija się – po raz kolejny już – spór o konieczność nakładania ceł na towary z Azji z powodu „nieuczciwej” konkurencji.

0


Stąd konieczność przypomnienia – o czym już pisałem – co miał na ten temat do powiedzenia Adam Smith w Bogactwie Narodów. Stwierdził on, że: „to, co jest roztropnością w prywatnym życiu każdej rodziny, nie może być chyba szaleństwem w życiu wielkiego królestwa”. W innym zaś miejscu dodał: „w każdym kraju interes wielkiej masy ludzi polega i musi na tym polegać, aby kupować rzeczy potrzebne od tych, którzy je sprzedają najtaniej. Twierdzenie to jest tak oczywiste, że śmieszna wydaje się konieczność jego udowadniania. Nigdy by go też nie kwestionowano, gdyby dbała o swój interes sofistyka kupców i fabrykantów nie przyćmiła zdrowego rozsądku ludzi. Albowiem pod tym względem interes kupców i fabrykantów przeciwstawia się bezpośrednio interesom wielkich mas ludzkich”. Zarówno w handlu wewnętrznym, jak i zagranicznym „wielka masa ludzi” chce kupować jak najtaniej, a sprzedawać jak najdrożej. Co zatem sprawiło, że to, co jest roztropnością w prywatnym życiu każdej rodziny, mogło zostać uznane za szaleństwo w życiu wielkiego państwa? W jaki sposób „dbająca o swój interes sofistyka” mogła doprowadzić do rozmnożenia restrykcji określających co, od kogo i na jakich warunkach możemy kupować.

„Przyczyną jest cała sieć błędów, od których rodzaj ludzki nadal nie potrafi się uwolnić” – odpowiada Henry Hazlitt. A najważniejszy „polega na tym, że uwzględnia się jedynie bezpośrednie skutki, jakie cła przynoszą określonym grupom, zaniedbując odległe skutki, jakie stają się udziałem całego społeczeństwa.” Argumentacja na rzecz ceł ochronnych dostrzega tylko jednego wytwórcę i jego pracowników. Zwraca uwagę na skutki bezpośrednio widoczne, zaniedbując te, których nie można zobaczyć, gdyż nie pozwala się im zaistnieć. Chcemy chronić polskiego producenta, który utrzymuje, że nie może dostarczyć na rynek takich samych towarów jak konkurencja zagraniczna w takiej samej jak ona cenie. Dlatego, jeżeli nie zostanie mu udzielona pomoc państwowa w postaci ceł nałożonych na towary zagraniczne, zbankrutuje, jego pracownicy stracą możliwość zarobkowania i cała gospodarka poniesie stratę. Są to argumenty bardzo poważne, odwołujące się do konkretnych skutków dla konkretnych osób.

„Ale – jak pisze Hazlitt – są również inne skutki, wprawdzie o wiele trudniejsze do ustalenia, ale nie mniej bezpośrednie i nie mniej oczywiste”. Jeżeli wprowadzimy cło na jakieś towary, to one podrożeją. Konsumenci będą musieli wydać większe kwoty na ich zakup. Tym samym nie będą mogli kupić innych rzeczy, które z pewnością by kupili, gdyby zostały im pieniądze po nabyciu innych, tańszych produktów. W ten sposób nie ma szans rozwinąć się zatrudnienie w innych gałęziach przemysłu. Gdy wprowadzamy cła na towary zagraniczne, te same towary  krajowe zazwyczaj także drożeją. W ten sposób konsumenci subsydiują daną branżę. Kupując towary krajowe płacą w efekcie podatek zawarty w podwyższonej cenie. W związku z czym w danej branży może nawet wzrosnąć zatrudnienie. Mogą wzrosnąć płacone przez nią podatki. Ale w ostatecznym rachunku nie można mówić o wzroście produkcji krajowej czy zatrudnienia. Konsument zmuszony  płacić więcej za jakieś towary ma mniej na inne zakupy. To co jest dobre dla jednej branży jest więc złe dla wszystkich pozostałych. Z tym, że pozytywne skutki dla wybranej branży są na ogół wyraźniejsze i od razu widoczne. Negatywne skutki dla innych odłożone są w czasie i nie są tak wyraziste. Zmniejszenie zatrudnienia nigdzie nie jest wyraźne widoczne, tak jak wzrost w branży preferowanej. Każdy konsument inaczej przeznaczyłby bowiem zaoszczędzone pieniądze. Efekt ich nie wydania jest więc początkowo ukryty.

„Stosując szklarnie, inspekty i ogrzewane mury można wyhodować w Szkocji bardzo piękne winogrona, jak też zrobić z nich doskonałe wino, kosztem blisko trzydziestokrotnie większym niż koszt sprowadzenia z zagranicy (…) Jeżeli więc oczywistym absurdem jest skierowanie do jakiejś dziedziny produkcji trzydzieści razy większej ilości kapitału i pracy niż to, co by wystarczyło na zakupienie za granicą tej samej ilości potrzebnych towarów, to takim samym, choć nie tak jaskrawym, absurdem będzie również skierowanie do tej dziedziny ilości kapitału i pracy większej o jedna trzydziestą lub jedną trzechsetną” pisał z ironią Smith. Zwracał również uwagę, że „ograniczając za pomocą wysokich ceł lub bezwzględnych zakazów przywóz z zagranicy takich dóbr, które można wytwarzać w kraju, zapewnia się w mniejszym lub większym stopniu przemysłowi krajowemu, który je produkuje, monopol na rynku wewnętrznym”. Nie ulegało dla niego wątpliwości, że „monopol na rynku krajowym wspiera ogromnie tę gałąź przemysłu, która z niego korzysta i że często kieruje ku niej więcej pracy i zasobów społeczeństwa, niżby to miało miejsce, gdyby tego monopolu nie było. Ale czy prowadzi to do wzrostu ogólnej wytwórczości społeczeństwa, czy nadaje jej kierunek najbardziej pożądany – tego nie można chyba uznać za równie oczywiste. (…) Żadne przepisy handlowe nie mogą zwiększyć rozmiarów działalności produkcyjnej jakiegoś społeczeństwa ponad to, co jego kapitał może uruchomić. Ustawodawstwo może co najwyżej skierować część wytwórczości tam, gdzie inaczej mogłaby nie trafić; ale bynajmniej nie jest pewne, czy ów sztucznie nadany kierunek będzie korzystniejszy dla społeczeństwa niż kierunek, który by wytwórczość obrała samorzutnie”.

Zdaniem Smitha „istnieją dwa przypadki, w których, na ogół biorąc, nałożenie pewnych ciężarów na przemysł obcy korzystne będzie dla poparcia przemysłu krajowego. Pierwszy z tych przypadków ma miejsce, gdy jakiś szczególny rodzaj przemysłu jest niezbędny dla obrony kraju. (…) Drugi przypadek (…) ma miejsce wtedy, kiedy w kraju ustanawia się jakiś podatek na pewne wyroby przemysłu krajowego. Wydaj się wskazane, żeby w tym przypadku nałożyć podatek równej wysokości na podobne wyroby przemysłu zagranicznego”. „Przypadek, w którym trzeba będzie czasem rozważyć, w jakim stopniu byłoby rzeczą właściwą utrzymywać nadal wolny przywóz pewnych towarów zagranicznych, zachodzi wtedy, gdy jakiś obcy naród ogranicza drogą wysokich ceł lub zakazów przywóz niektórych naszych towarów do swego kraju. Uczucie zemsty skłania wówczas z natury rzeczy do odwetu”. „Zarządzenia odwetowe tego rodzaju mogą być tylko wtedy dobrym posunięciem politycznym, kiedy istnieje prawdopodobieństwo, iż uzyska się w ten sposób cofnięcie wysokich ceł lub godnych pożałowania zakazów. (…) Gdy jednak nie ma żadnego prawdopodobieństwa, aby udało się uzyskać takie cofnięcie ograniczeń, byłoby, jak się zdaje, metodą niewskazaną wynagradzać krzywdę wyrządzoną pewnym klasom narodu w ten sposób, byśmy wyrządzali sami nową krzywdę nie tylko tym klasom, ale i niemal wszystkim innym”. Każde cło „nakłada bowiem rzeczywisty podatek na cały kraj, i to nie na korzyść tej właśnie klasy wytwórców, która ucierpiała wskutek zakazów przywozu wydanych przez naszych sąsiadów, ale na korzyść jakiejś innej klasy”.

Jak twierdzi, kierujący się naukami Smitha, Milton Friedman, zabójczą politykę celną określa się eufemistycznym mianem „protekcjonizmu”. Jest to jednak ładna nazwa dla złej sprawy. Bałamutna terminologia kryje bowiem za sobą nie ochronę, lecz faktyczną eksploatację konsumentów, zawsze bezpośrednio dotkniętych restrykcjami. O ile w gospodarstwie domowym chcielibyśmy kupić jak najwięcej za jak najmniej, to w stosunkach międzynarodowych sytuacja taka nazywana jest „niekorzystnym bilansem handlowym”. Absurdalność tego twierdzenia wynika stąd, że nie możemy jeść, ubierać się i cieszyć wyrobami eksportowanymi za granicę. Jemy natomiast banany z Ameryki Środkowej, nosimy włoskie buty, jeździmy niemieckimi samochodami i oglądamy programy na ekranach japońskich telewizorów. Korzyścią, jaką ludzie odnoszą z handlu międzynarodowego jest więc właśnie to, co importują. Eksport zaś stanowi swoistą zapłatę za towary importowane. Dlatego dla obywateli danego państwa korzystne jest uzyskiwanie maksymalnie dużego importu za dany wolumen eksportu lub, co na to samo wychodzi, opłacanie danego importu minimalnym eksportem.

Od czasu opublikowania przez Adama Smitha Bogactwa Narodów żadna sprawa nie zjednoczyła ekonomistów do tego stopnia, co wiara w zalety wolnego handlu – pisze Friedman. Niestety ten profesjonalny consensus, z paroma wyjątkami w dziewiętnastym wieku, nie zapobiegł stawianiu barier handlowych przez kolejne kraje, jeden za drugim. Partykularny interes producentów zmiażdżył powszechny interes konsumentów”.

W naszym interesie jest kupować jak najtaniej. Ale rzeczy dobre.  A o celowym „postarzaniu” towarów, bez względu na to, gdzie produkowanych, będzie którymś z kolejnych wpisów.

0

Robert Gwiazdowski

120 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758