Wydaje się dziwnym twierdzenie, że wymiana ambasadora USA w lipcu ma cokolwiek wspólnego ze Smoleńskiem i petycją do Obamy. A takie głosy w Internecie sie pojawiły. Ja widzę w tym ruchu zupełnie inną motywację.
Nagłe odwołanie przez Prezydenta USA Lee Feinsteina z funkcji Ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce i zastapienie go Stephenem D. Mull wywołało ostrą dyskusję w Internecie. Jedni widzą w tym reakcję na złożoną petycję Obywateli Polskich do Prezydenta USA o zajęcie stanowiska w sprawie Smoleńska inni natomiast domniemują, że są to reminiscencje śmierci pracującego wiele lat dla Armii NATO Gen. Petelickiego. Oba domniemania są kompletnie pozbawione sensu. Bo niby jaka odpowiedzialnosć polityczną czy służbową miałby mieć Feinstein w sprawie przygotowania i złożenia petycji. I cóz takiego ta petycja? Przecież obowiązek zajecia stanowiska nie implikuje jeszcze jakie to będzie stanowisko. Mam wrażenie, że wiele z tych osób co petycje przygotowało i podpisało liczy, że nagle Prezydent USA (który w dodatku nie zachwycił do tej pory przyjaźnią w stosunku do Polski) nagle straci poczucie racji stanu i zdrowy rozsądek i ogłosi: TAK TO BYŁ ZAMACH i ZROBIŁ TO PUTIN. Nic bardziej mylnego. Petycja ta jest dla USA obojetna i tak też zostanie potraktowana. Jeżeli w ogóle Prezyden Obama coś powie to raczej w stylu: że to wewnętrzna sprawa pomiędzy Rosją i Polską i że Stany Zjednoczone nie zamierzają tej sprawy komentować. A może być jeszcze gorzej, może Prezydent USA po prostu powiedzieć, że istotny dla niego jest oficjalny raport MAK oraz oficjalne stanowisko wyrażona w raporcie Mullera (ew. poczeka na oficjalne stanowiska prokuratury polskiej). Gdzie tytaj powód do wymiany ambasadora? Podobnie z tzw "smobójstwem" Gen. Petelickiego. A co Amerykę to? Nawet jeżeli Petelicji był agentem USA opłacanym przez Ambasadę USA, CIA czy jakąkolwiek egendę to sprawą agenta jest słuzyć i ginąć. To jakby jego podstawowe ryzyko zawodowe. Zginął to zginął. Co ma do tego Lee Feinstein.
W mojej opinii kluczowym do rozważań nad powodami wymiany Ambasadora w Polsce nie jest to, co zrobił lub czego nie zrobił czy niedopilnował Lee Feinstein ale kim w istocie jest Stephen D. Mull i co się dzieje na świecie.
Otóż przygotowywana jest wojna z Iranem, która nie ma byc bynajmniej wojną Izraelsko-Irańską ale wojną, która powinna nabrać globalnej walki z terroryzmem (bardzo mocno za takim ujęciem sprawy w dyplomacji międzynarodowej i mediach chodzi Izrael). Czapka USA nad Izraelem jest konieczna, inaczej ten mały, agresywny kraik może polec w konflikcie ze światem arabskim. Zwłaszcza, że przewaga militarna i psychologiczna maleje. Iran prawdopodobnie już także dysponuje bronią atomową, a z pewnością dysponuje rakietami taktycznymi o średnim zasięgu, mogącymi ta broń przenosić i zaatakować nią Izrael. Prezydent USA wie, że wojna Izraelsko-Irańska może przetasować niebezpiecznie rozkład sił i interesów na bliskim wschodzie, nie może więc kontroli nad nią wypuścić z rąk białego domu. Nie może jednak też w nią sie tak, ot po prostu wmieszać gdy będzie to wojna lokalna. Takie działanie wywołałoby skandal i sprzeciw opinii publicznej w USA, co z pewnością nie jest korzystne w roku wyborczym i zdecydowanie skutkowałoby utratą prezydenckiego fotela przez Demokratów na rzecz Republikanów. Obama, cokolwiek by o nim sądzić nie jest samobójcą. Dlatego potrzebuje wsparcia do umiedzynarodowienia konfliktu odpowiedniej osoby w Europie Środkowej. Zwłaszcza w Polsce, która jest rzadzona (w opinii Białego Domu) przez konglomerat sług rosyjskich (a Rosja przed konfliktem kupiona za Syrię) i pożytecznych idiotów, gotowych zawsze i wszędzie pójsć na wojnę razem z amerykańskimi Marines. Najlepiej jako Siły Interwencyjne NATO lub ONZ.
I myślę, że własnie dlatego na Ambasadora mianowany został Stephen D. Mull, niezwykle skuteczny dyplomata, bardzo lubiany w Polsce (z kontaktami) a przy tym co najważniejsze: arcyszpieg mający doświadczenie jeszcze z czasów PRL w konstruowaniu siatek wywiadowczych oraz wykorzystywania agentury wpływu (co może być bardzo przydatne w przedwojennej i wojennej rzeczywistości) a przy tym, co tu dużo mówić, były zastępca sekretarza stanu ds. politycznych i Spraw Wojskowych USA. Mull zesłany najpierw przez Prezydenta Busha Jr na Litwę, od 2006 roku zajmował się sprawami arabskimi, w tym m.in. zwalczał terroryzm na bliskim wschodzie i piratów z Somalii. To zdecydowanie człowiek sprawny, wiele wiedzący, zaufany i do specjalnych poruczeń.
Powołanie Stephena D. Mulla na Ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce i to w trybie bardzo nagłym (przy zaskakujacym obserwatorów skróceniu kadencji poprzedniego Ekscelencji) to nic innego, ale sygnał, że już za parę tygodni Izrael będzie do wojny z Iranem gotowy, a USA będzie gotowe by ową wojnę umiędzynarodowić, wciągnąć do niej frajerskich sojuszników z Europy Środkowej i samemu do niej przystąpić. To także sygnał czytelny dla Rosjan: MAMY SZTAMĘ ALE BĘDZIEMY WAM PATRZEĆ NA RĘCE.
I w zasadzie może jednak się myliłem na początku. Może ta zmiana ambasadora, w kontekście przygotowań do ważnej wojny z Rosją w tle ma jednak coś wspólnego zarówno ze Smoleńskiem jak i śmiercią Generała Petelickiego.
Wyjąsnia też być może, dlaczego tak Putin oponował przeciwko Tarczy Antyrakietowej. Czyżby nie chciał grać z do końca Amerykanami fer?
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl