Albo uświadamianie Kiepskiego, czyli mission impossible, albo z sukcesu nici.
Przypomnę, Kiepski to 85% populacji Polek i Polaków, a dowolny budżet przeznaczony na przekonywanie ich do wyboru PiS, to budżet upychany psu pod ogon. Kiepskiemu wystarcza to, że nie wyróżnia się z większości stada, a w miejscu, na które przyprowadził stado przewodnik, rośnie trawa i jest miejsce na zrobienie kupy. Kiepski jest szczęśliwy, że przewodnikiem jest ktoś taki sam jak on. Krew z jego krwi i kość z jego kości. Kiepski nie widzi żadnej zależności między tym kogo wybrał na przewodnika stada, a tym jak żyje. To, że na miejscu, w które przewodnik przyprowadził Kiepskiego, trawa jest dwa razy rzadsza, niż była za poprzedniego przewodnika, Kiepskiemu nie przeszkadza. Kiepski wywodzi, że za poprzedniego byłby dwa razy rzadsza. A dochodzą jeszcze igrzyska, bo Kiepski będąc w większości może gryźć po łydkach osobniki będące w mniejszości.
Reasumując, dopóki Kiepskiemu w pysku nie zachrzęści piach, Kiepski jest niepodatny na jakiekolwiek przekonywania.
I jeszcze jedno, Kiepscy plując piachem poczują pewien niepokój, a spora ich część dojdzie do wniosku, że jednak od ich wyboru zależeć będzie ich los. Wtedy istotne jest zaproponowć KIepskim nie cud, a krew, pot i łzy na drodze powrotu na zielone pastwiska, bo swoją głupotą w pełni na to zasłużyli. Oczywiście jest spore ryzyko, że Kiepscy wybiorą kolejnego cudotwórcę. Ale nie ma budżetu, który mógłby na to wpłynąć, takie są nieodłączne uroki demokracji.