Ja mam do portalu „Wpolityce” stosunek szczególny
W latach osiemdziesiątych spędzałem mnóstwo czasu na dworcach kolejowych i autobusowych. Dojeżdżałem do szkoły, która oddalona była od mojego domu o prawie 200 km, nie codziennie oczywiście, ale raz na kilka tygodni. Wiązało się to jednak zawsze z oczekiwaniem na pociągi i autobusy, z nudą i gapieniem się na wystawy kiosków stojących na peronach. Wtedy, w latach osiemdziesiątych pojawiły się w witrynach nowe, ciekawe pisma dla ludzi, którzy chcieliby się dowiedzieć o świecie czegoś więcej. Ja zapamiętałem dwa. Jedno z nich nazywało się „Reporter” a drugie „Fikcje i fakty”. Tego „Reportera” miałem w ręku może ze dwa razy i nie przebrnąłem nawet przez pierwszą stronę. Być może umieszczane tam teksty były zbyt dojrzałe, zbyt głębokie jak dla mnie, szesnastoletniego szczyla, ale moi koledzy, którzy wydawali na to pieniądze także nie rozczytywali się w „Reporterze” zbyt namiętnie. Inaczej było z „Fikcjami i faktami”, które nazywano „Fiktami i fakcjami”. Pismo to, było czytane chętniej i dokładniej, ale myślę, że tylko przez to, że drukowano tam historie o Templariuszach oraz fragmenty pornograficznej powieści zatytułowanej „Wuj Oswald”. Templariusze i pornografia to była mieszanka, która w tamtych czasach potrafiła postawić do pionu każdego nastolatka.
Wśród kolegów byli nawet tacy, którzy te „Fikty i fakcje” zbierali i trzymali w równym rządku na półce.
Toyah twierdzi, że było jeszcze jedno pismo dla ciekawych świata i nowych opinii. Nazywało się ono „Kontrowersje” i wabiło czytelników sprytnym zwodem polegającym na tym, że od pierwszej strony okładki zaczynały się artykuły pisane przez zwolenników obarczenia odpowiedzialnością za Katyń Niemców, a od czwartej strony tych, którzy uważali, że za zbrodnię odpowiadają Rosjanie. Ja przyznam nigdy takiego pisma nie widziałem, musiało być ono więc dostępne tylko nielicznym i starannie wyselekcjonowanym czytelnikom, a może po prostu nigdy nie zwróciłem na nie uwagi.
Przypomniało mi się to wszystko wczoraj, ponieważ na portalu braci Karnowskich pojawiła się informacja, że w poniedziałek na rynek wchodzi nowe pismo, przez nich właśnie wydawane, które nosić będzie tytuł „W sieci”. Podtytuł zaś owego pisma to: „nowe pismo dla ciekawych”.
Ja mam do portalu „Wpolityce” stosunek szczególny, zdarzyło się bowiem kiedyś, że zrobiłem wywiad z pewną panią reżyser, opublikowałem go u siebie na blogu i gdzieś jeszcze, już nie pamiętam gdzie. No i portal „Wpolityce” ukradł mi ten tekst nie wypłacając honorarium, a uczynił to za zgodą owej pani, która była tekstu bohaterką. Było to jeszcze w czasach dawnych, kiedy mainstreamowi naprawdę wydawało się, że blogosfera będzie dla nich zapleczem skąd czerpać będą inwencję i pomysły. Dwutygodnik jest reklamowany jako pismo zawierające treści unikalne, zaczerpnięte z sieci. Czy to znaczy, że teraz proceder zapoczątkowany niechlubnie kradzieżą mojego tekstu będzie rozwijany na większą skalę? Zobaczymy.
Póki co pismo lansuje się nazwiskami dziennikarzy znanych z „Uważam Rze”, chodzi więc zapewne o to, także o to, by zapewniwszy sobie jakieś miejsce w innej redakcji, widowiskowo trzasnąć drzwiami i odejść od Hajdarowicza. Jeśli jest tak jak myślę, to trudno się doprawdy powstrzymać od śmiechu widząc taką strategię buntu. Jeszcze weselej jest kiedy zajrzymy tutaj http://www.gazetawsieci.pl/. Mamy oto czwórkę autorów, którzy prezentują się tak, jak zatrzymaniu przez policję w amerykańskich filmach. Rzecz zorganizowana jest na zasadzie „krańcowej wiarygodności”, co wyśmiane zostało dawno temu, w skeczu, którego pointa brzmiała: ufojcie nam, ufojcie!
Oto zdjęcie Marka Pyzy podpisane jest: piszę samodzielnie, myślę samodzielnie. Dobrze, że nas pan Pyza o tym poinformował, bo z jego tekstów przebija coś wręcz przeciwnego.
Jerzy Jachowicz informuje nas, że nie sprzedaje swoich informatorów. To cenna właściwość, mam jednak wrażenie, że w dzisiejszych czasach nie wiadomo dokładnie kto jest informatorem, kto kogo sprzedaje, a kto jest kupcem.
Fotografia Jacka Karnowskiego podpisane jest zdaniem wręcz szyderczym: mnie naprawdę nie jest wszystko jedno. To jest komedia prawdziwa, bo wszyscy pamiętamy Michnika z papierosem opartego o jakąś szafkę, który reklamował GW sloganem: nnnnnam nnnnie jjjjest wwwwszystko jjjjjedo. A teraz Karnowski, żeby zatrzeć tamto wrażenie, mówi, że komu jak komu, ale jemu to już nnnnnnappppprrrrawdę nie jest wszystko jedno.
Marzena Nykiel trafiła bo nowego pisma dla ciekawych, bo „naprawdę kocha Polskę”. To jest niesamowite, teraz już wszystko będzie naprawdę, za jedyne 2,90 od poniedziałku co dwa tygodnie.
Dorota Łosiewicz zaś podpisana jest zdaniem: jestem winna, piszę co myślę.
I tak to proszę Państwa wygląda.
Mamy tu ten sam co zwykle numer, polegający na tym, że wmawiać się nam będzie iż jesteśmy głupsi, gorsi i co najważniejsze zastraszeni, ale nie powinniśmy lamentować, bo dzielni dziennikarze, którym nie jest wszystko jedno za pomocą wyciąganych z sieci tekstów obronią nas przed złem. Mam nadzieję, że nikt tam nie wpadnie na pomysł, by wydrukować choć jedną linijkę mojego tekstu.
W reklamie brakuje zdjęcia Marka Goniszewskiego z Gazety Bankowej, który w nowym piśmie dla ciekawych zajmować się będzie ekonomią. Może pan Goniszewski ma po prostu trochę więcej wyczucia niż cała reszta, a może będzie tam pracował tylko „na przychodne”. Nie wiadomo.
Pojawienie się nowego pisma dla ciekawych spowodowało, że nasz znajomy, pan Sowiniec zaczął aż podskakiwać do góry z radości. Rozumiem, że jego drętwe kawałki będą tam drukowane w rubryce zatytułowanej „żeby Polska, była Polską”. W każdym razie aktywność Sowińca zwraca uwagę i nakazuje z jeszcze większą nieufnością podchodzić do tego periodyku.
Pointa niniejszego tekstu będzie jeszcze bardziej ponura niż Sowiniec. Mamy oto sytuację, w której grupy ludzi, zwane zespołami redakcyjnymi snują się po świecie i niczym najemnicy w dawnych czasach szukają pana, któremu mogliby służyć. Ponieważ żyjemy w rzeczywistości sfingowanej, zwanej demokracją, nie można owej chęci służenia zadeklarować wprost. Trzeba mówić o misji, o informowaniu, o prawdzie, solidarności i uczciwości. Tak się jednak składa, że im więcej się o tym mówi, tym większą nieufność wzbudza się w czytelnikach. Można to oczywiście próbować zatrzymać adresując swój przekaz do tak zwanej młodzieży, czyli sprofilować teksty tak, by były skrajnie naiwne. Jest to jednak z praktycznego punktu widzenia niewykonalne, bo młodzież ma w nosie dziennikarzy. Rzecz polega więc na uwodzeniu ludzi doświadczonych i życiowo zaradnych, którym trzeba wmówić, że bez tego czy tamtego nazwiska, nic nie zrozumieją z otaczającego ich świata. I to jest właśnie wśród „naszych” najbardziej żałosne.
Bardziej nawet niż ta osławiona zawodowa solidarność, która kazała dziennikarzom Hajdarowicza opuścić stanowiska pracy w geście solidarności z Cezarym Gmyzem. Że co? Że nie opuścili stanowisk pracy? No, co wy naprawdę? Ale Warzechę przecież wyrzucili z „Rzepy”, a jemu przecież nie jest wszystko jedno, jeszcze bardziej mu nie jest wszystko jedno niż Karnowskiemu. Tak myślę.
Teraz ogłoszenie: od czwartku zaczynają się w Warszawie Targi Książki Historycznej, zapraszam serdecznie wszystkich, moje stoisko znajduje się tuż obok stoiska IPN. Handlujemy przez 4 dni, do niedzieli.
Trwa promocja książki „Atrapia” na stronie www.coryllus.pl. Można ją kupić w cenie 15 złotych plus koszta wysyłki. Sprzedajemy także ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Wznowienia na razie nie będzie.
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook.pl i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy