Bez kategorii
Like

novaku, tusqu, … da capo al fine

07/02/2011
502 Wyświetlenia
0 Komentarze
31 minut czytania
no-cover

 http://radiobotswana.salon24.pl/ Tusk szaleje w Lanckoronie.  Tusk miał dzisiaj w Lanckoronie rozmowę z powodzianami, którzy stracili domy „– To jaki ten domek będzie za 300 tys., chyba kurnik? – pytała starsza pani. – To ja pani powiem teraz coś zupełnie serio: ja chciałbym tu, na tym gruncie mieszkać w domu za 300 tys. zł, naprawdę – odparł Tusk.” Tusk, który uważa, ze premier powinien znać aktualne ceny kurczaków, ziemniaków i benzyny – słabo zna ceny małopolskich nieruchomości i chyba nie wie, że Lanckorona to popularne, zwłaszcza wśród artystów, od wielu lat podkrakowskie letnisko. Do Krakowa stamtąd pół godziny drogi a wokół góry, nad malowniczym ryneczkiem ruiny zamku. W sąsiedztwie Kalwaria Zebrzydowska i w ogóle. Na portalu pośrednictw nieruchomości Domiporta.pl można zobaczyć ile kosztują tam […]

0


 http://radiobotswana.salon24.pl/

Tusk szaleje w Lanckoronie. 

Tusk miał dzisiaj w Lanckoronie rozmowę z powodzianami, którzy stracili domy „– To jaki ten domek będzie za 300 tys., chyba kurnik? – pytała starsza pani. – To ja pani powiem teraz coś zupełnie serio: ja chciałbym tu, na tym gruncie mieszkać w domu za 300 tys. zł, naprawdę – odparł Tusk.”

Tusk, który uważa, ze premier powinien znać aktualne ceny kurczaków, ziemniaków i benzyny – słabo zna ceny małopolskich nieruchomości i chyba nie wie, że Lanckorona to popularne, zwłaszcza wśród artystów, od wielu lat podkrakowskie letnisko. Do Krakowa stamtąd pół godziny drogi a wokół góry, nad malowniczym ryneczkiem ruiny zamku. W sąsiedztwie Kalwaria Zebrzydowska i w ogóle. Na portalu pośrednictw nieruchomości Domiporta.pl można zobaczyć ile kosztują tam domy, które nazwalibyśmy „przeciętnymi” oraz jaką nieruchomość można tam kupić za 300 tysięcy złotych.

Oj, żeby się z tego opryszczka nie zrobiła Donaldu.

 

Ten dom  w Lanckoronie wystawiony jest na sprzedaż za 300 tys. zł. Działka 6 ar. W sam raz dla Tuska, prawda?

 

 

Dobranocka dla Donka. 

Poszedł facet z buldogiem do parku, a tam odbywały się wyścigi hartów. buldog mówi do faceta:

– zapisz mnie proszę. na pewno wygram! zobaczysz…

– co ty buldog, nie dasz rady.

– mówię ci, że dam. proszę zapisz mnie

więc zapisał facet buldoga na wyścigi. po chwili wszystkie psy stanęły na starcie, a wśród nich buldog. sędzia dał znać, otworzyły się boksy i psy wystartowały. pierwsze okrążenie i buldog przebiega linię mety ostatni. właściciel zaniepokojony wydziera się z trybun:

– no i co? jesteś ostatni!

– spoko spoko

drugie okrążenie i pies znów przebiega przez metę na samym końcu. facet się wydziera:

– buldog, co jest?!

– spoko spoko

przed ostatnim okrążeniem pies znów ostatni przebiegł linię mety. facet krzyczy:

– buldog, co jest? dasz radę?!

– dam, spoko spoko

na ostatniej prostej pies znów był najgorszy i przybiegł na metę ostatni. po wyścigu podchodzi do niego pan:

– no i co? mówiłeś, że dasz radę. co jest buldog?

– no kurde nie wiem.
http://www.buldogangielski.info

******************************************************

ANEKS.

GŁOS  prof. Rafała BRODY  z  2007.

 

Posłużę się niezbyt wyszukanym przykładem

Kilka osób widzi naocznie sytuację, w której złodziej wkłada rękę do kieszeni ofiary i wyciąga z niej portfel. Łapią złodzieja na gorącym uczynku i oddają go w ręce policji; z satysfakcją dowiadują się też, że kamery telewizyjne zarejestrowały to zdarzenie. Kiedy zjawiają się na miejscu żądni sensacji ludzie mediów, rozgorączkowani ludzie opowiadają historię zdarzenia, jak to złapali na gorącym uczynku złodzieja. Ale pojawia się też szybko prawnik-obrońca przestępcy, który najpierw przysłuchuje się tym wypowiedziom, a wkrótce wkracza w akcję. Mógłby to być Ćwiąkalski, Zoll, Kalisz, Widacki, Stępień lub jakikolwiek inny "wybitny" prawnik; mógłby to być nawet RPO J.Kochanowski.

Mówi więc:

– radziłbym państwu trochę ostrożniej się wypowiadać, przecież nie wolno krzywdzić człowieka. Obowiązuje jednak podstawowa zasada domniemania niewinności, którą uznaje się w całym cywilizowanym świecie. Nie wolno obrażać człowieka, bez wyroku sądowego – ten człowiek może być niewinny.

– Jak to niewinny? Przecież myśmy widzieli, że ukradł.

– Sytuacja jest bardziej złożona, niż się państwu wydaje, przecież to trzeba udowodnić, że to on ukradł.

– Przecież widzieliśmy, że to on wkładał rękę do kieszeni ofiary i wyjął portfel

– Być może macie państwo rację, ale sąd jednak potrzebuje niezbitych dowodów, że to była jego ręka, że portfel był własnością ofiary, a nie jego, że miał wreszcie pełną świadomość tego, co czyni.

– Jak mógł nie mieć świadomości, wkładając rękę do kieszeni obcego człowieka?

– No proszę państwa, ja nie wiem, może macie rację, ale przecież mógł myśleć, że to jego kieszeń, mógł chcieć sobie po prostu ogrzać ręce, mógł też myśleć, że to jego okradli i poszukiwał swojego portfela. Mamy zapis całego zdarzenia na taśmie, muszą się wypowiedzieć biegli, by sąd miał do dyspozycji prawdziwe fakty, a nie dość dowolne obserwacje przypadkowych ludzi. Proszę nie wydawać przedwczesnych werdyktów, bo mogą państwo ponieść konsekwencje. Przecież żyjemy w państwie prawa i nie można arbitralnie pozbawiać godności człowieka, który może okazać się niewinnym, a tym bardziej nie wolno tego czynić tak publicznie.

 

Przepraszam za tę naiwna historyjkę, ale oddaje ona w najprostszy sposób istotę problemu, z jakim mamy ustawicznie do czynienia. To jest bardzo groźne, dlatego nie wolno nam poddawać się takim zabiegom, nie wolno rezygnować ze zdrowego rozsądku, nie wolno rezygnować z nazywania rzeczy po imieniu. Nazwijmy zatem po imieniu prawdę w trzech aktualnych sprawach:

 

Sprawa B.Blidy

Nikt nie kwestionuje faktu, że było to samobójstwo. Zatem główną okolicznością, która może być przedmiotem dociekań komisji śledczej powołanej w tej sprawie, musi być motywacja samobójczyni, skłaniająca ją do odebrania sobie życia. Moment aresztowania, jego okoliczności i sceneria były jedynie końcowym akordem w procesie dojrzewania do dramatycznej decyzji. B.Blida, przez wiele lat zaangażowana w politykę pełną emocji, a więc osoba z natury uodporniona na różne stresy, przeciwności i nie trywialne okoliczności, musiała czuć się potwornie zapętlona w sytuację, by uznać, że nie ma innego wyjścia. Do tak drastycznej decyzji nie mógł dojść człowiek pewien swojej całkowitej niewinności. Poszukiwanie prawdziwej motywacji musi być skoncentrowane właśnie na tych sprawach, które postawiły samobójczynię w sytuacji w jej ocenie bez wyjścia, a więc spraw, które były przedmiotem ustaleń śledztw związanych z mafią węglową. Każdy, kto próbuje ograniczać te wątki, a zwłaszcza ci, którzy chcą skupić się na badaniu najbardziej nieprawdopodobnej wersji, że to ludzie w kominiarkach bez powodu śmiertelnie przestraszyli ofiarę, w istocie współdziałają z prawdziwymi winowajcami i powinni stać się również obiektami rozważań komisji.

Warto też zwrócić uwagę na potencjalnie ważną rolę męża ś.p. B.Blidy jako świadka komisji, bo ma on prawdopodobnie największe możliwości by przyczynić się do ujawnienia prawdy. Być może Aleksis, lub inni nieznani publicznie uczestnicy afery węglowej będą źródłem nowych istotnych informacji, ale mąż musiał najlepiej znać problemy i stan ducha swojej małżonki w okresie poprzedzającym samobójstwo. Wiedział o tym, że żona posiada w domu broń, wiedział, że jest wyczerpana nerwowo, mógł bardziej niż ktokolwiek przewidzieć to, co się stało, wiedział, że czas wejścia funkcjonariuszy do domu był dostatecznie długi, by pójść po broń i przygotować ją do użycia.  

W gruncie rzeczy, mimo arbitralnej decyzji większości sejmowej o ograniczeniu zakresu dociekań, członkowie komisji pragnący dotrzeć do prawdy mogą z łatwością kierować rozważania na te sprawy, w których tkwią najbardziej prawdopodobne źródła motywacji samobójczyni. Mogą też w ciągły sposób kwestionować wszelkie decyzje większości, które oddalą komisję od tych głównych wątków. Niech jasno wyjdzie kto się boi i czego się boi.

 

Sprawa B.Sawickiej

Widzieliśmy, słyszeliśmy i czytaliśmy to, co było publicznie dostępne i przez nikogo nie było kwestionowane. Mamy więc pełne prawo uznawać B.Sawicką za przestępcę. Przyszły wyrok sądu, po pełnym zbadaniu sprawy określi rozmiar przestępstwa i karę, ale wobec publicznego ujawnienia faktów, nikt nie może zakwestionować, że był to ciężki przypadek korupcji. Jaka by nie była droga prowadząca do uzyskania tak bezpośredniego dowodu na korupcję, był to wielki sukces CBA, a końcowy efekt podważa prawo kogokolwiek do kwestionowania sposobu działania funkcjonariuszy. Zastawiono pułapkę na przestępcę i rzeczywiście przestępca wpadł w pułapkę.

Po stokroć ważniejszą jest sprawa, która wyszła przy okazji, a mianowicie ujawnienie mocnego sygnału o przygotowywanej w wielkiej skali korupcji w dziedzinie prywatyzacji i przekształcania infrastruktury służby zdrowia. Zapisy rozmów B.Sawickiej nie są fikcją, nie są paplaniną podlotka, który chce wziętymi z powietrza wymysłami zaimponować chłopakowi. To są zwierzenia osoby nawykłej do dokonywania przekrętów i do sprawnego funkcjonowania w układzie. Można mieć nadzieję, że nowy rząd nie wyczyścił jeszcze prokuratury do końca i pozostały jakieś jej fragmenty niezależne od układu. Jest więc szansa, że prokuratura mocno pociągnie ten wątek. Natomiast bez względu na bieg śledztwa w prokuraturze, sprawa B.Sawickiej powinna być w samym centrum uwagi kolejnej komisji śledczej, a ten jej fragment, który jest związany z samym aktem zgarnięcia łapówki, winien być jedynie argumentem potwierdzającym właściwość działań CBA. Skierowanie zainteresowania komisji na planowaną korupcję w słusznie zdrowia, a zwłaszcza szloch B.Sawickiej przerywany zeznaniami o innych uczestnikach układu, będzie wstępem do tryumfu i chwały dla CBA.

 

Sprawa Mirosława G.

Także w tym przypadku, com widział, tom widział, co słyszałem, to słyszałem. Niech sąd domniemywa niewinność. Dla tych, co widzieli i słyszeli, Mirosław G. jest przestępcą. Łapówka, jeśli ma miejsce sporadycznie, czy okazjonalnie, jest przykrym przekroczeniem prawa, jest wpisuje się w ciągłe funkcjonowanie, jest procederem przestępczym. Ale jeśli jest wpisana w sposób regularny w działanie w służbie zdrowia jest ciężkim przestępstwem, a może również wiązać się ze zbrodniczym działaniem.

W krótkim okresie czasu, gdy CBA zbierało bezpośrednie dowody, Mirosław G. brał regularnie łapówki, do płacenia których rodziny ofiar były ewidentnie przymuszone. Był to szantaż – pieniądze za zdrowie, a nawet pieniądze, albo życie.

Jeżeli rzeczywiście miał miejsce omawiany publicznie przypadek żądania seksu od córki za ratowanie życia jej matki, to w świetle prawa może to być przestępstwo równoważne tym związanym z tzw. aferą "praca za seks", ale w normalnym ludzkim wymiarze jest to przestępstwo szczególnie ohydne, domagające się znacznie poważniejszej kary, niż tamten bulwersujący proceder. Dlatego cały ten kontekst sprawia, że podejrzane przypadki śmierci pacjentów, które zaistniały w związku z działaniem, lub zaniedbaniami Mirosława G. wolno i trzeba uznawać jako bardzo prawdopodobne zbrodnie. Sąd rozstrzygnie, czy to były zbrodnie, ale zdając sobie sprawę z prawnego rygoryzmu traktowania dowodów przy orzekaniu winy, i tak, bez względu na wyrok, w potocznej opinii oczyszczenia nie będzie.

Min. Zbigniew Ziobro nie ma się z czego tłumaczyć, to co powiedział na konferencji prasowej było prawdą. Prócz korupcji, podejrzenie o zabójstwa było przedmiotem rozpoczynającego się śledztwa, a rozmiar przestępstw i wiedza o wielu dowodach, które już wtedy były dostępne dla ministra, usprawiedliwiały mocną wypowiedź. Ta wypowiedź i tak zawierała ostrożną formułę odwołującą się do przyszłych ustaleń niezawisłego sądu. Ale rzekomo kontrowersyjne zdanie, które stale podnoszone jest jako podstawowy zarzut przeciw ministrowi, jest po prostu najzwyczajniej prawdziwe. "Ten pan już nigdy nikogo nie zabije" to nie jest zdanie równoważne stwierdzeniu, że "ten pan zabił". W całym kontekście sprawy, było to najbardziej oczywiste podkreślenie wagi tego, że wśród zarzutów, na podstawie poważnych przesłanek, postawiono także najpoważniejszy zarzut zabójstwa.

Atakujący ministra, zwykle bez żadnych zahamowań deformują tę wypowiedź, a nagminną delikatną deformacją jest dodawanie słowa "więcej" po słowie "nigdy".

Przy tym poziomie demagogii, atakującym winno się odpowiadać, że jeśli uważają, że w tym zdaniu min.Ziobro nie powiedział prawdy, to oznacza, że uważają, że "ten pan jednak zabije kogoś w przyszłości".

 

Zacząłem skromnie od życzeń, ale rozwinęło się tak obszernie, że musiałem zasiąść do Wigilii i powrócić dopiero po dłuższej przerwie. W międzyczasie posunęliśmy się w stronę prawdy, bo każdy dzień zbliża nas do końca rządów PO.

 

15 grudnia 2007    –  112

Bestia mruga

W jednym z artykułów podsumowujących przed-akcesyjne argumenty przeciw przystąpieniu Polski do UE zarysowałem obraz nowego, apokaliptycznego totalitaryzmu, który nam szykują. Nie był to obraz szczególnie odkrywczy, bo wielu ludzi o tym pisze, choć w niektórych aspektach chyba nawet Orwell’owi nie starczyło wyobraźni. Totalitaryzm ten rezygnuje z przemocy fizycznej, jest wszechogarniający, można powiedzieć globalny i sprowadza się do przymusu ekonomicznego, sterowanego różnymi narzędziami. Skrótowo, główne narzędzia można wymienić jako: totalna kontrola informacyjna, rozbicie wszelkich wspólnot i atomizacja ludzi, obezwładniająca pętla biurokratyczna i dyktatura prawników. To ostatnie narzędzie ukazuje teraz wyraźniej swoje oblicze – bestia mruga do nas.

Pierwszy raz z Lizbony – w postaci całej otoczki towarzyszącej traktatowi europejskiemu i Karcie Praw Podstawowych. W ciekawym artykule "Sztuka owijania w bawełnę" Agnieszka Kołakowska [Rzeczpospolita 15/16.12.2007] przytacza bezwstydne wypowiedzi różnych polityków reprezentujących "kwiat" europejskich żonglerów sztuk prawno-politycznych, szczycących się używaniem obezwładniających kłamstw. Oni naprawdę szczycą się tym, że okłamują ludzi, serwując tę samą odrzuconą konstytucję pod inną nazwą. Także bez żenady piewcy demokracji starają się odmówić społeczeństwom prawa do głosowania w referendum, argumentując, że zachodzi poważna obawa ich przegrania. Co więcej przechwalają się, że obecnie traktat jest nieczytelny, bo gdyby był czytelny, ludzie domagaliby się referendum.

Jest dobrze znaną prawidłowością, że prawnicy dzielą się na dwie grupy – na tych, co formułują i stanowią nieczytelne, pełne luk prawo i tych, którzy dowolnie interpretują to prawo, także wykorzystując w razie potrzeby owe luki stworzone przez ich kolegów  – obie grupy czerpią z tego procederu wielkie profity i śmieją się ze sprawiedliwości. Nieliczni, pozostający poza tymi dwoma grupami w roli szlachetnych wyjątków potwierdzają regułę. Ale nie spotkałem się jeszcze z tak otwartym i bezwstydnym przyznaniem zamierzonego tworzenia nieczytelnego prawa.

Drugi raz bestia mruga w mniej ważnej sprawie, ale ponieważ jest ona lokalna i może nas boleśnie dotyczyć, też nie może nam umknąć. Min. Z.Ćwiąkalski zaproponował, by nie umocowana konstytucyjnie Krajowa Rada Prokuratorów ustanowiła władzę nad nami, właśnie tę wspomnianą wyżej dyktaturę prawników, przez prawo wyznaczania nam Prokuratora Generalnego, który, gdy zechce, oskarży każdego, i o cokolwiek (paragraf się znajdzie). Aby zakpić sobie z nas i z Prezydenta, Ćwiąkalski zaproponował, że KRP pozostawi Prezydentowi wybór jednego z dwóch kandydatów.

Cóż nam czynić?

W pierwszej sprawie musimy wszelkimi dostępnymi sposobami żądać referendum i traktat odrzucić, bo trudno liczyć, że Irlandczycy to za nas zrobią. Ale oprócz tego powinniśmy wykorzystać ten precedens, by rozpocząć likwidację obłędu prawnego, który nam bezpośrednio zagraża – prawo nieczytelne powinno być z definicji nieważne, a twórcy takiego prawa bezwzględnie odsuwani od wpływu na stanowienie prawa. Te sprawy wymagają wielkiego zjednoczenia w oddolnym ruchu społecznym.

W drugiej sprawie rozwiązanie się wprost narzuca – Z.Ćwiąkalskiego trzeba wyrzucić na zbity (pardon, ospowaty) pysk, z rządu, z uczelni, …a najlepiej z Polski.

Natomiast zapisy Karty Praw Podstawowych, a także tworzenie Rady Mędrców, to już prawdziwa farsa. I byłoby śmiesznie, gdyby nie to, że mamy coraz częściej do czynienia z zabójczą mieszanką horroru i farsy, a zwykle okazuje się, że to nie żarty.

 

8 grudnia 2007    –  111

Coś się już wyjaśnia

Przez blisko dwa lata, nie licząc długiego okresu przed wyborami 2005, karmiono opinię publiczną atrakcyjną wizją koalicji PO-PIS. Byłem zdumiony, gdy nawet bardzo rozsądni ludzie stwierdzali, że marzyli o takiej koalicji, a niektórzy nawet przekonywali, że głosowali na PIS lub PO, tylko dlatego, że wierzyli w dobre owoce takiej współpracy.

A przecież  już w założeniu możliwości współdziałania takiej koalicji od początku istniała podstawowa sprzeczność. Sprzeczność ta nie wynikała z rozbieżności głoszonych programów, bo PO nigdy żadnego programu nie przedstawiała; jeśli już pojawiały się jakieś hasła, były raczej kamuflażem prawdziwych intencji. Sprzeczność jawiła się jako oczywista dla każdego, kto dysponuje pamięcią polityczną, kto zapamiętał to wszystko, co w latach po 1989 roku inicjowali, współtworzyli, wspomagali, lub, co z premedytacją zaniedbywali ludzie Platformy Obywatelskiej. Program głoszony przez PIS zakładał naprawę właśnie tego wszystkiego i nigdy nie mógłby być realizowany wspólnie z tymi, którzy czerpali korzyści, byli dumni i radowali się każdym skutkiem swoich wcześniejszych działań, choćby był najbardziej bolesny dla Polski i Polaków.

I nawet jeśli tę prawdę o całkowicie odmiennej dla PO i PIS wizji Polski można było wydedukować z wcześniej dostępnych przesłanek, najwyraźniej dopiero wymowa bezpośredniego doświadczenia ma moc prowadzenia ludzi do ostatecznych konkluzji. Mam nadzieję, że tym razem będą to konkluzje ostateczne, bo doświadczenie jest drastyczne.

Z jednej strony dwa lata trudnych rządów udokumentowały, że główny nurt PIS rzeczywiście pragnie realizować to, co głosili jego przywódcy. Można czuć niedosyt skutków, można mieć wątpliwości, można wreszcie być rozczarowanym, jeśli nie dostrzega się skali występujących trudności – nie można jednak nie zauważyć dobrych intencji i wysiłków realnie inicjujących zasadniczą naprawę tych dziedzin, które są najistotniejsze dla losów naszej narodowej wspólnoty.

Z drugiej strony, już w tych samych dwóch latach łatwo było zauważyć liczne zabiegi ludzi PO, by hamować procesy naprawcze prawie w każdym ich elemencie. A teraz, po wyborach, gdy PO objęła pełnie władzy, każdy ma jak na dłoni pokaz haniebnego procesu wycofywania tego wszystkiego, co udało się osiągnąć. Spójrzmy na najważniejsze dziedziny:

Z impetem powraca ledwie naruszone korporacyjne panowanie zastępów zdegenerowanych prawników, którzy po krótkim okresie niepewności szybko przywrócą stare układy i nawyki, czyniąc na nowo fikcję z praworządności i kpinę ze sprawiedliwości. Każdy dzień odsłania wyjątkową bezczelność podejmowanych kroków, poczucie całkowitej bezkarności i całkowity brak szacunku dla osiągnięć poprzednika, tak docenianych przez opinię publiczną.

Zorganizowana po raz pierwszy na poważnie walka z korupcją zaczyna być blokowana. Wysiłek skupiony jest na próbach likwidacji CBA i usunięcia szefa instytucji. 

MSW knuje w ciszy i swoi ludzie opanowują wszystkie ważne punkty.

Te trzy dziedziny – zdegenerowany aparat sprawiedliwości, pozorowana walka z korupcją i podporządkowana policja – to powrót dobrych czasów dla przestępców – pierwsze symptomy już są – Krauze wraca do Polski, Stokłosa oddał się w ręce szykujące mu bezkarność, a w innym wymiarze, zorganizowane grupy kradną potężne fragmenty trakcji komunikacyjnej – można sobie łatwo wyobrazić rozmiary i sprawność tej grupy przestępczej. Wygląda to prawie jak sygnał- "dobrze, że znów jesteście, my w ten skromny sposób meldujemy swój powrót".

Zlikwidowane WSI przetrwało w rozsypce organizacyjnej – dzisiaj zaczynają zdobywać pierwsze przyczółki dla operacji "wielki powrót w nowej wersji". Armia, w której dopiero zaczęto przywracać rygor, karność, honor i godność, została upokorzona namiestnictwem młokosa psychiatry, który niewątpliwie pójdzie tropem Onyszkiewicza i Komorowskiego, by Polskę uczynić bezbronną.

Zręby polityki zagranicznej, w której postawiono na obronę polskiego interesu narodowego, ponownie zastępuje się polityką służenia interesom obcych i rezygnacji z suwerenności Polski.

Rozwój gospodarczy i poprawę finansów przez ostatnie dwa lata tłumaczono koniunkturą zewnętrzną, dzisiaj już mówi się o dekoniunkturze, antycypując szybkie negatywne skutki rządów PO.

Jeśli do tego dodać zapędy PO do likwidacji TVP i dążenie do uzyskania pełnego monopolu w mediach – "by PIS już nigdy nie wrócił do władzy", to sytuacja jest niezwykle groźna. Każdy dzień trwania tej władzy, to potężna strata dla Polski – cztery lata, to tragedia. Można tylko liczyć na przyśpieszone uczenie się i dojrzewanie Polaków do zmiany sytuacji. Może przyjdzie czas na skorzystanie z pomysłu autorstwa PO – na "obywatelskie nieposłuszeństwo"?

Bo zastępy rosną i dla tych, co dotąd nie wiedzieli, coś się jednak wyjaśnia.

http://ojczyzna.pl/blogi/Broda_Rafal%20-%20ARCHIWUM1.htm

0

wilre

silva rerum - las rzeczy

61 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758