Dnia 29 listopada około godziny 6-tej wieczorem zaszły w Warszawie zdarzenia, które rozpoczęły się najściem na mieszkanie Belwederu przez mały poczet cywilnych i wojskowych oraz przez otoczenie Rosjan po koszarach stojących. *
1.
Kalendarium:
6 maja 1828 roku w Królestwie Polskim zwolennicy zbliżenia polsko-rosyjskiego z księciem Druckim-Lubeckim na czele doprowadzili do otwarcia Banku Polskiego. Drucki-Lubecki doprowadził do zniesienia ceł pomiędzy Królestwem Polskim a Rosją, a także dzięki jego staraniom otwarto drogę handlową na wschód – kanał Augustowski.
22 maja 1828 roku przed sejmowym sądem stanęli członkowie założonego w 1821 roku tajnego Towarzystwa Patriotycznego. Mimo nacisków ze strony cara Mikołaja I sąd nie dopatrzył się zbrodni stanu – oskarżeni otrzymali niewysokie wyroki. Taka postawa zradykalizowała część społeczeństwa.
15 grudnia 1828 r. Klęski w wojnie z Turcją doprowadziły do zawiązania Sprzysiężenia Podchorążych pod wodzą Piotra Wysockiego.
27 lipca 1830 r. we Francji wybucha rewolucja. W Paryżu rozpoczęły się Les trois glorieuses – 3 dni chwały.
26 sierpnia 1830 r. Wiadomości o wydarzeniach mających miejsce w lipcu w Paryżu wywarły ogromne wrażenie w Brukseli, a wystawienie opery Aubera Niema z Portici (25 sierpnia 1830 r.) zawierającej momenty rewolucyjne stało się okazją do rozruchów antyrządowych, które zamieniły się w otwarte powstanie.
17 października 1830 r. realizując cele Świętego Przymierza Mikołaj I przygotowuje się do interwencji w Belgii. Ogłasza mobilizacje w Rosji i w Królestwie.
12 listopada 1830 r. następują pierwsze aresztowania członków Sprzysiężenia Wysockiego, które prócz podchorążych obejmuje już inne warstwy społeczeństwa.
27 listopada 1830 r. zostaje ustalona data wybuchu Powstania na 10 grudnia. Jednak do spiskowców dociera informacja, że wielki książę Konstanty planuje aresztowania nie tylko oficerów i podchorążych, ale i polityków, w tym Joachima Lelewela.
Dzień później do Warszawy dotarła wiadomość, że w Anglii upadł rząd Artura Wellingtona, który postrzegany był jako filorosyjski.
29 listopada wybucha Powstanie.
2.
Dochodziliśmy do posągu Sobieskiego, który według planu miał być punktem zbornym dla oddziału belwederskiego, kiedy błysnęła łuna pożaru na Solcu – hasło powstania na wszystkich punktach, a tymczasem nie było jak pół do szóstej, a nas wszystkich przy posągu ledwo kilkunastu. (…) To hasło za wczesne i chybione miało wielki wpływ na cały ruch powstania i zasługuje na kilka słów wyjaśniających. Materiału palnego do podpalenia browaru na Solcu miał dostarczyć Wysockiemu kapitan Stolzman, jeden z zarządzających pracownią ogniową, pod warunkiem, aby uprzedzony był o tym na dni kilka; Wysocki zażądał ich dopiero w wilię powstania, to jest w niedzielę, kiedy pracownia była zamknięta, Stolzman więc nie mógł ich wydać ani w niedzielę, ani nawet w poniedziałek, bo jak zapowiedział, potrzebował na to dni kilku. Dwóch podchorążych przeznaczonych do podpalenia browaru musiało poprzestać na słomie. Operacja ta szła nasamprzód z wielką trudnością, a kiedy się wreszcie udała, pożar był tak słaby, że go w krótkim czasie z łatwością stłumiono. Dlaczego był przedwczesny? Nie wiadomo – czy wina zegara, którego się radzili podchorążowie? czy wina ich niecierpliwości? Bądź co bądź, wypadek ten zawichrzył powstanie w samym jego zarodku i materialnie, i moralnie, jak to później zobaczymy.
Po upływie dobrej pół godziny pożar zgaszony,
Łazienki uspokojone, mogliśmy wyjść nareszcie spoza drzew naszych, skupić się, obliczyć i coś postanowić. Nie było innej rady, jak porozumieć się ze Szkołą Podchorążych. W tym celu udał się do niej Nabielak. Ale i Szkoła zaniepokojona, Wysockiego nie widać, z podchorążymi podpalającymi browar nie wiadomo, co się stało. Z tym tylko między nas wrócił do nas Nabielak. Trzeba było jeszcze czekać, a czekać wśród niebezpieczeństw widocznych. Lada co mogło wydać naszą obecność w miejscu tak zabronionym, w porze tak już spóźnionej; usprawiedliwienie się trudne, tym trudniejsze, że wielu z tej młodzieży uzbroiło się w pistolety i sztylety, bez potrzeby, bo do czynu mieliśmy przygotowane dla siebie karabiny przez wojskowych. (…)
W kilka minut przybył Nabielak w towarzystwie podchorążych Trzaskowskiego i Kobylańskiego, przeznaczonych do prowadzenia naszego oddziału; otrzymaliśmy także karabiny z bagnetami i po 20 ładunków. Obliczyliśmy się – było nas osiemnastu.
Liczba cokolwiek za szczupła w stosunku do wyprawy takiej ważności. Widziałem z tego powodu zmieszanie na niektórych twarzach, mnie samego przebiegło chwilowe zwątpienie, ale to nie trwało jak chwilę. Wszyscy poczuli obowiązek rzucić się w działanie bez żadnego względu na liczbę i dalsze skutki. Nabiliśmy karabiny i ruszyliśmy w pochód dwoma oddziałami złożonymi każdy z dziewięciu ludzi. Jeden miał wpaść główną bramą do Belwederu; w tym oddziale był: Ludwik Nabielak, Zenon Niemojowski, Roch i Nikodem Rupniewscy, Ludwik Orpiszewski, Ludwik Jankowski, Walenty Nasiorowski, ja i podchorąży Konstanty Trzaskowski, przewodnik oddziału.
W drugim oddziale byli: Paszkiewicz Karol, Rottermund Edward, Poniński Stanisław, Trzciński Edward, Świętosławski Aleksander, Krosnowski Walenty, Rettel Leonard, Kosiński i podchorąży Kobylański, przewodnik. Oddział ten wszedł do ogrodu belwederskiego, aby działać z tyłu pałacu, gdyby tą stroną wielki książę chciał się wymknąć.
Droga nasza szła między Belwederem a Ogrodem Botanicznym. Żadnej przeszkody na niej, tylko co kilkadziesiąt kroków wzdłuż sztachet otaczających dziedziniec belwederski budka szyldwacha i przy niej weteran moskiewski. Widok tych weteranów natchnął jednego z nas zapytać weterana po moskiewsku, czy w. książę jest w domu. „Jest” – odpowiedział weteran. Na to zapytujący: „będzie miał gości”. – Weteran schował się w budkę. Wkrótce musieliśmy przyspieszyć kroku; usłyszeliśmy strzał i krzyk człowieka z ogrodu. W drugim oddziale strzelono do kirasjera będącego tam na warcie przy pałacu i raniono go. Puściliśmy się biegiem na odgłos jakby grzmotu, który nas doszedł ze strony koszar. Było to powitanie podchorążych dla jazdy moskiewskiej. Jednocześnie prawie z tym strzałem wpadliśmy przez bramę na dziedziniec Belwederu.
„Śmierć tyranom!”
wykrzyknął mój oddział, a wyraz oczu i twarzy moich towarzyszy odbijał dobitnie, co ich okrzyk zapowiadał. (…) Przebiegliśmy pędem, z łoskotem, którego łatwo można się domyślić, dół i pierwsze piętro i nigdzie w. księcia, zniknął nam – pustka zupełna – tylko w przedpokoju sali audiencjonalnej jakiś człowiek kryjący się za drzwiami. Był to wiceprezydent miasta Lubowidzki. Rzucono się ku niemu; dotknęło go kilka bagnetów, upadł na posadzkę zlany krwią kilku ran, ale żadna nie była śmiertelną. Zwiedziwszy w ten sposób cały pałac i nie znalazłszy czegośmy szukali, nie spełniwszy cośmy zamierzyli, mieliśmy się do odwrotu nie bardzo radzi z siebie (…)
Wkroczyliśmy nareszcie na Nowy Świat. Była to część miasta zamieszkana najwięcej przez wyższych oficerów i urzędników moskiewskich. Weszliśmy jakby w pustkę, jakby w atmosferę grobu. Żadnego ruchu, żadnego życia, domy pozamykane, okna podobnież. Na próżno wołamy: do broni! Bijemy we drzwi i okiennice kolbami karabinów, żaden głos, żaden ruch życia nie odpowiada. Smutek, oburzenie, w końcu pewna wściekłość opanowuje nasz oddział. Wchodzimy na Krakowskie Przedmieście. Oblicze i atmosfera ta sama. Jakby sen zaklęty ogarnął wszystkich, a my jedni żyjący, samotni na tym cmentarzu. Duch powstańców nie upadł, ale rozdrażnienie doszło do wysokiego stopnia. Odtąd biada temu, kto się z nim zetrze. Ciosy krwawe, śmiertelne, będą budziły śpiących lub zmyślających uśpienie. W takim usposobieniu podchorążych wpadł pierwszy w ich ręce jenerał Trębicki. Od kilku dni poruczony mu był nad nimi szczególny dozór i w tym urzędowaniu okazał całą surowość wojskową. Mimo to, mimo że powiedział im natychmiast otwarcie, dokąd idzie (do w. księcia), widzieli w nim tylko zdolnego żołnierza i mogącego
być pożytecznym narodowi
w sprawie wyzwalania się, zaczęli więc od łagodnego wezwania, aby ich prowadził dalej. Trębicki na to odpowiedział nie tylko odrzuceniem ich wezwania, ale najsurowszymi pogróżkami, jeżeli nie złożą natychmiast broni i nie zdadzą się za jego pośrednictwem na łaskę carewicza. Podchorążowie zdołali jeszcze pohamować się, tylko otoczyli go eskortą i prowadzili z sobą dalej. Dochodziliśmy do pałacu Namiestnika, kiedy nam zajechał Hauke, minister wojny, mając obok siebie swego szefa sztabu Meciszewskiego, a za sobą jenerała Rautenstraucha. Chciał on przerazić nas ostrym odezwaniem się, mniej na to zważaliśmy, ale Meciszewski dał się skusić myśli nieszczęśliwszej, dobył pistoletu i strzeliwszy w tłum, ranił w nogę jednego z podchorążych: w mgnieniu oka już ich nie było na koniach, a dwa trupy leżały na bruku. Rautenstrauch zaraz po strzale Meciszewskiego zwrócił się co prędzej w ulicę Trębacką i zniknął – żywy. Smutniejszy był wypadek z jenerałem Nowickim. Po odprawie z Haukem zbliża się kareta, stangret na zapytanie „kto jedzie?” – odpowiada: „Jenerał Nowicki”. Podchorążym zdało się, że mówi: jenerał Lewicki (jenerał moskiewski, komendant miasta) i kilka strzałów padło w karetę i biedny starzec zginął przez pomyłkę. Z Krakowskiego Przedmieścia wzięliśmy drogę ulicą Wierzbową. Zatrzymano się tam na chwilę i próbowano jeszcze raz obudzić polskie czucie w Trębickim. „Połącz się – błagali go – zaklinamy cię, połącz się ze sprawą narodu, stań na naszym czele, widziałeś, co spotkało zdrajców”. Trębicki odpowiedział z najzimniejszą krwią: „Nie stanę na waszym czele; wy jesteście nikczemni, wy jesteście mordercy”. Ale po takich nawet obelgach powiedziano mu tylko: „Jenerale! dajemy ci czas do namysłu”, i prowadzono go ulicą Bielańską. Dopiero przy końcu prawie ulicy zatrzymano się; ale gdy na ich nowe naleganie odpowiedział stanowczo: „możecie mi życie odebrać, ale nigdy nie zmusicie mnie do złamania wiary zaprzysiężonej monarsze”, padł przebity bagnetem podchorążego Pawłowskiego…
Seweryn Goszczyński
3.
Podczas „nocy listopadowej” z rąk powstańców zginęło siedmiu wyższych oficerów polskich, którzy nad Ojczyznę przełożyli wierność Mikołajowi I. Mimo to o świcie 30 listopada wojska rosyjskie oraz te polskie, które jeszcze były wierne Mikołajowi, w rejonie Warszawy zostały kompletnie sparaliżowane. Nad ranem 30 listopada 1830 r. rozpoczęło się posiedzenie ówczesnego rządu Królestwa Polskiego (Rady Administracyjnej). Drucki –Lubecki wraz z księciem Czartoryskim… pojechali do Konstantego, aby ten natychmiast stłumił Powstanie!
Dopiero po fiasku tego wystąpienia został powołany rząd, w skład którego weszli m.in. Jerzy Czartoryski i Józef Chłopicki.
Po niespełna 24 godzinach od wybuchu na czele Powstania stanęli…. jego przeciwnicy!
29.11 2014
___________________________________________
* J. Lelewel, Pamiętnik z roku 1830 – 31, Warszawa 1924, s. 2.
2 komentarz