Donald Tusk przedstawił wczoraj epokowe odkrycie w programie Tomasza Lisa. Jego zdaniem propozycja wydłużenia urlopów macierzyńskich nie obciąży pracodawcy, bo to państwo zapłaci z pieniędzy podatników te pensje.
Żeby było jasne. Akurat płacenie na urlopy macierzyńskie i na zwiększanie przyrostu naturalnego jest jedną z nielicznych mądrych decyzji tego rządu. Pod warunkiem, że zostanie zrealizowana. Bo z Tuskiem jest jak dawniej z nieboszczką PZPR, ja mówiła "da", to mówiła, jak mówiła, że zabierze, to zabierała.
Pieniądze podatników w budżecie to pieniądze przedsiębiorców. W różnej formie. Pochodzą one ze wszystkich podatków i parapodatków i składek na ubezpieczenia społeczne, które płacą. "Nie ma czegoś takiego jak bezpłatny obiad" – streścił tę zasadę prof. Milton Friedman, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX wieku.
Tusk zaszedł już tak daleko w propagandzie, że puszcza ludziom proste hasła licząc na ich brak elementarnej wiedzy. Przypomina mi się jego expose z 2011 r., w którym postawił tezę, że trzeba przedsiębiorcom podnieść podatki, bo pieniądze trzymają na lokatach, gdzie się marnują.
„Podniesienie o 2 punkty procentowe składki po stronie pracodawców (…) wydaje się, że w sposób niewielki spowoduje domknięcie strumienia pieniędzy, który mógłby znaleźć się na rynku, ponieważ dzisiaj tak to oceniamy i statystyki są tutaj dość jednoznaczne, dzisiaj firmy, przedsiębiorstwa, nie są skłonne, ze względu na to kryzysowe zagrożenie wydawać pieniądze. I dlatego jest duże prawdopodobieństwo, że istotna część środków, która wpłynie do budżetu państwa z tytułu podwyższenia składki o 2 punkty procentowe to są pieniądze, które w innym przypadku leżałyby raczej na lokatach, niż pracowały w gospodarce…” – przekonywał Tusk.
Za tę wybitną teorię został przez prof. Roberta Gwiazdowskiego uznany "ekonomistą roku". Minął rok i rozwój ekonomiczny myśli premiera poszedł o krok dalej (a stan poprzedni sytuował nas na skraju przepaści). Tym razem twierdzi on, że wzrost wydatków z budżetu państwa nie obciąży przedsiębiorców. To na tyle rewolucyjna teoria, że moim zdaniem czyni go jednym z faworytów do ekonomicznego Nobla w przyszłym roku.
Wypada tylko żałować, że ową teorię Tusk wygłosił tak późno. W przeciwnym razie owego Nobla mógłby dostać już w tym roku.