Gdy w sierpniu dowiedziałem się o planach zrobienia referendum w Zjednoczonym Królestwie na temat wystąpienia z Unii spodziewałem się, że dziś – to jest w styczniu 2012 – po tej organizacji zostaną już tylko autostrady i przykre wspomnienia.
Jeżeli czytasz ten felieton to zapewne nie trafiłeś tu przypadkowo, a już na pewno nie trzeba Cię przekonywać dlaczego Unia Europejska jest zła. Jedni uzasadniając to kładą nacisk na zacieranie świadomości narodowej, inni (jak ja) wolą wskazywać na zgubną politykę gospodarczą.
Jako politolog-amator odważę się stwierdzić, że wystąpienie jednego kraju z Unii pociągnie za sobą secesję następnych. Gdy w sierpniu dowiedziałem się o planach zrobienia referendum w Zjednoczonym Królestwie na temat wystąpienia z Unii spodziewałem się, że dziś – to jest w styczniu 2012 – po tej organizacji zostaną już tylko autostrady i przykre wspomnienia. Niestety, do referendum nie doszło.
Drugą szansą są Węgry, gdzie jedni organizują manifestacje przeciwko tamtejszemu premierowi domagając się demokracji, a inni manifestując domagają się referendum w sprawie wystąpienia z UE. Szanse, jak na mój gust porównywalne ze Zjednoczonym Królestwem, a nawet nieco mniejsze, ale przyjrzyjmy się im bliżej.
JE Wiktor Orban jest jednym z niewielu niepokornych „gubernatorów”, który jakby było mu mało dotychczasowych problemów musi jeszcze wysłuchiwać krzyki bandy lewaków. W Brukseli krzywo nań patrzą, bo nie pali się do ratowania PIG’ów, mówi o wartościach chrześcijańskich i w ogóle jest jakiś dziwny. Nie wiem jak JE Orban, ale ja gdybym znalazł się w analogicznej sytuacji i analogicznym towarzystwie pokazałbym wszystkim „międzynarodowy znak pokoju” i sobie poszedł, toteż spodziewam się, że węgierski premier tak właśnie zrobi.
Jeśli już dojdzie do referendum nie martwiłbym się o wynik. Ludzie, którzy poparli Fidesz w ostatnich wyborach plus zwolennicy nacjonalistów domagających się referendum to wystarczająca siła. Jedyną obawą jest tylko chęć eurofaszystów do wsadzania wszędzie swojego czerwonego nosa, więc być może za chwilę znajdzie się jakaś rzekomo molestowana pokojówka, albo odrazu jakiś szaleniec, który strzeli w kogo trzeba. A może też JE Orban stwierdzi, że jego życie straciło sens i trzeba je zakończyć? No cóż, pukajmy w niemalowane.
A jeśli nie? Jak to mówią do trzech razy sztuka, problem w tym, że nie ma komu być tym trzecim.